[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spojrzeniem. Mówił jak zwykle jasno i dowcipnie, lecz ona
rozumiała tylko co drugie słowo. Wyobrażała sobie, jak staje
przed sądem koleżeńskim...
Gdy wszyscy lekarze opuścili salę, szef podszedł do niej.
- Mam nadzieję, że rozwiałem część twoich wątpliwości.
Nie martw się, ja też cały czas się uczę.
Spojrzała na niego z rozpaczą.
- Jeszcze nic nie wiesz?
- O czym?
- O wypadku... Prestona.
- Co mu się stało?
- Ma zmiażdżoną stopę, przez samochód.
- To straszne. Byłaś przy tym?
- Nie, ja... - Yona przesunęła językiem po wargach. - Ja to
zrobiłam.
- Co takiego?!
- To byłam ja. Zdenerwował mnie Gil Salvesen swoim na-
głym wtargnięciem do mojego gabinetu. Pokłóciliśmy się, a po-
tem Mike spojrzał na mnie tak jakoś... stał tuż obok, ruszyłam
znienacka i... chyba najechałam mu na stopę.
S
R
- Jak to chyba"? - Ted niewiele z tego rozumiał.
- Myślałam, że coś leżało na parkingu, ale... dziś rano usły-
szałam, co się stało. O Boże! -jęknęła i opadła na krzesło.
- Nie zrobiłaś tego umyślnie? - zapytał Ted.
- Oczywiście, że nie. Nie przepadamy za sobą, ale nigdy nie
zrobiłabym czegoś podobnego.
- Jesteś pewna, że to właśnie ty?
- Mike stał obok mojego samochodu. Nagle ruszyłam, a te-
raz okazało się, że ma zmiażdżoną stopę.
- Nie ma co! - Ted pokręcił głową. - Ale historia! Masz
szczęście, że Mike nie jest mściwy.
- Jesteś pewien? - W jej głosie zabrzmiało powątpiewanie.
- Tak, ale w tym przypadku tylko święty przemilczałby całą
sprawę. Mam nadzieję, że to rozumiesz.
- Owszem - westchnęła.
- Dziś jestem zajęty, ale jutro postaram się z nim porozma-
wiać.
- Nie - zaprotestowała. - Nie będę się chować za twoimi
plecami. To moja wina i sama z nim porozmawiam.
Profesor spojrzał na nią z aprobatą.
- Potrafisz zachować się z klasą.
Tego dnia Yona nie odważyła się pójść do bufetu. Bała się,
że wszyscy będą tam mówili o historii Mike'a. A i jego samego
mogłaby spotkać; niewykluczone, że mimo wypadku przyszedł
do pracy. Postanowiła to sprawdzić.
- Przykro mi - usłyszała od jego sekretarki. - Doktor Pre-
ston miał wypadek i będzie dopiero w poniedziałek. Może mu
coś przekazać?
Yona wymamrotała, że to nic pilnego, i szybko wyszła. Wie-
S
R
działa, że musi odwiedzić go w domu, ale przedtem trzeba było
jakoś przebrnąć przez resztę dnia.
Najpierw miała zajęcia ze studentami. Jej wykład został do-
brze przyjęty, ale kiedy zaczęły się pytania, zrozumiała, że wszy-
scy studenci są tacy sami. Młodzi Anglicy również zadawali
pytania zupełnie nie na temat.
- Pani doktor, dlaczego zwierzęta nie chorują na artretyzm?
- To chyba raczej pytanie do weterynarza...
I tak dalej. Dopiero po godzinie Yona znowu mogła powrócić
myślami do nogi doktora Prestona.
Szła do Mike'a jak na ścięcie.
Drżącą ręką nacisnęła dzwonek. Wydawało jej się, że minęły
wieki, zanim Mike otworzył drzwi. Miał na sobie wypłowiałe
dżinsy. Podciągnięta do kolana nogawka ukazywała gips.
- Czemu zawdzięczam ten zaszczyt? - zapytał po chwili.
Yona z trudem uniosła na niego wzrok.
- Pomyślałam, że muszę... przyjść - wykrztusiła.
Nie krył zdziwienia.
- To taki szkocki zwyczaj? - zapytał.
- Myślę, że Anglicy również przepraszają, jeśli kogoś
skrzywdzą. - Czuła się fatalnie. Musi wyglądać jak idiotka.
- Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie - mówiła szybko
dalej - i mam nadzieję, że przyjmiesz moje przeprosiny.
Wreszcie wyrzuciła to z siebie.
- I to wszystko? - spytał dziwnie łagodnie Mike. - A gdzie
kwiaty i rosołek dla chorego?
- Bałam się, że pomyślisz, że chcę cię przekupić.
- Nie tak łatwo mnie przekupić - odparł równie łagodnie.
- Domyślam się.
S
R
Ciekawe, dlaczego jest taki miły...
- Nie wiem, jak się postępuje w podobnym przypadku. -
Rozłożyła bezradnie dłonie. - Gdyby to się stało na drodze
publicznej, ubezpieczenie wypłaciłoby ci...
Mike milczał.
- Co mogę dla ciebie zrobić? - spytała z rozpaczą.
- Najbardziej ucieszyłby mnie omlet.
- Co takiego?
- Omlet. Na razie nie mogę gotować. Kiedy stoję, boli mnie
noga. - Zanim zdążyła oprzytomnieć, kuśtykał już do kuchni.
- Chodz tutaj! - zawołał.
Weszła i rozejrzała się ciekawie.
- To jest kuchnia - oznajmił Mike z komiczną powagą. -
Nie jest duża, ale wygodna, a lodówka jest pełna żarcia.
Kuchnia była mniej więcej dwa razy większa od jej własnej,
a tak zaopatrzonej lodówki dawno już nie widziała. Mike musiał
być doskonałym gospodarzem albo jakaś zakochana dziewczyna
robiła mu zakupy.
- Więc chcesz omlet?
- Wszystko mi jedno. - Wzruszył ramionami. - Nie jestem
wybredny i umieram z głodu. A teraz zostawiam cię samą. - Już
miał wyjść, kiedy nagle się odwrócił. - Zrób jedzenia na dwie
osoby. Nie zdążysz do domu na kolację.
Yona przez chwilę stała zdezorientowana, nie mogąc
przeniknąć jego intencji. Potem dała sobie spokój i wzięła się
do roboty. Nie ograniczyła się do omletu. Dzięki zapasom
z lodówki błyskawicznie, z wprawą, przygotowała prawdziwą
kolacjÄ™.
- Gdzie będziemy jedli?
- Jak to gdzie!
S
R
W ogromnym salonie było już nakryte dla dwóch osób. Na
stoliczku obok stała butelka dobrego burgunda.
- Może być czerwony? - Mike podał jej kieliszek.
- Bardzo dobrze.
Spojrzał na nią nie bez złośliwości.
- A może nie powinnaś pić? Może będziesz jeszcze prowa-
dzić?
Yona skrzywiła się.
- Nawet mi nie przypominaj.
- Szkoda, że tak szybko zapomniałaś...
Wstrząsnęła się.
- Wcale nie zapomniałam, po prostu jesteś taki... wyrozu-
miały. ..
- %7Å‚e czujesz siÄ™ mniej winna?
- Tak, ale to nie znaczy, że mniej żałuję.
- Rozumiem. Tak czy inaczej, zrobiłaś to specjalnie.
- Nie! Naprawdę nie! Dziwne, Ted też mnie o to zapytał.
Pochyliła się nad talerzem, by Mike nie dojrzał wyrazu jej
twarzy.
- O co cię zapytał?
Przełknęła ślinę.
- Czy najechałam na ciebie specjalnie - wykrztusiła.
- Poszłaś z tym do Teda? - spytał zaskoczony.
- Oczywiście. - Wzruszyła ramionami. - Wolałam mu po-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]