[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Obiad zjadłem samotnie w jadalni schroniska PTTK. Cagliostro  jak poinformowała mnie
kelnerka  pośpieszył się z jedzeniem i zaraz gdzieś wyszedł. Nie zastałem go również w
naszym pokoju. Króliczek chrupał w swej klatce listki świeżej sałaty, ale w pozostałych
klatkach brakowało zaskrońca i dwóch białych myszek, a więc mistrz zapewne udał się z nimi
na demonstrowanie swoich sztuczek.
Zaraz po obiedzie przyszli do mego pokoju Baśka i dziewczyna imieniem Zosia. Rezolutna z
niej była panna, choć miała dopiero czternaście lat. Przezywano ją  Zosia Walczyk ,
ponieważ chodziła niemal na czubkach palców i wydawało się, że po prostu fruwa w
powietrzu. Miała płynne, taneczne ruchy i ani przez chwilę nie potrafiła spokojnie usiedzieć
na krześle, wciąż musiała chodzić, kręcić się, a raczej tańczyć. Panna Zosia Walczyk miała
strasznie dużo piegów na nosie i policzkach, bardzo jasne włosy oraz niebieskie oczy.
Spodobała mi się od pierwszego wejrzenia i ja jej też chyba przypadłem do gustu. Gdy została
mi przez chłopca przedstawiona, mrugnęła do mnie filuternie, zrobiła piękne taneczne pas i
powiedziała:
 Lubię przygody. A Baśka zapewniał, że za panem przygody chodzą całymi stadami.
 Och, przygód, zdaje się, nie zabraknie nam  odrzekłem szczerze zmartwiony.
Bo o przygodach to się przyjemnie czyta w książkach albo ogląda je na ekranie. Mile się też
wspomina przygody, w których się kiedyś brało udział. Ale gdy się je przeżywa, to nie jest to
wcale takie przyjemne, człowiek ma uczucie, że znajduje się w jakimś ogromnym labiryncie,
z którego nie potrafi znalezć właściwego wyjścia. Wydaje mu się, że wciąż błąka się po
omacku i raz po raz stuka głową w ścianę lub mur. A te stuknięcia są niekiedy bardzo
bolesne, zostajÄ… po nich nawet guzy.
Baśka oświadczył, że dziś może mi poświęcić dużo czasu, ponieważ jego drużyna została
zdekompletowana, kilku chłopców bierze udział w przygotowaniach do występów na
harcerskiej estradzie, jako że podczas  Operacji Frombork 1001 są zawsze pokazy
harcerskich zespołów artystycznych. Pozostali chłopcy z drużyny, tacy, co to ani recytować
ładnie nie umieją, ani głosu nie mają, otrzymali  czas dla siebie . Co do Zosi Walczyk,
kronikarki drużyny dziewcząt, to udało jej się uzyskać zwolnienie z obozu na dzisiejsze
popołudnie.
Z tą sympatyczną dwójką zasiadłem w moim pokoju na naradę poświęconą sprawie skarbów
pułkownika Koeniga. Oczywiście, to mnie przypadł, z wieku i urzędu, zaszczyt wstępnego
przemówienia.
 Sytuacja jest bardzo poważna  zacząłem  i wymaga natychmiastowej decyzji,
znalezliśmy się bowiem w ślepym zaułku. Jak do tej pory, nikt z was nie zauważył we
Fromborku osobnika odpowiadającego rysopisowi Waldemara Batury. A przecież Batura
musi tu gdzieś być, on kręci się po Fromborku. Przecież to niemożliwe, aby zrezygnował z
poszukiwań schowka Koeniga. Nie przyjechałem tu oczywiście, aby szukać tych schowków,
bo to jest zadanie pana Pietruszki. Moją sprawą jest wyjaśnienie zagadki bezcennych monet.
A skoro podejrzewam, że monety te Batura wykradł z pierwszego schowka i że zamierza
ograbić drugi i trzeci schowek, siłą rzeczy muszę i ja zająć się skarbami Koeniga, aby nie
dopuścić do rabunku.
Przerwał mi Baśka:
 Byliśmy na Diablej Górze. Trzeba by przekopać całe wzgórze, aby znalezć schowek. Jeśli
nie wolno tam kopać panu magistrowi Pietruszce, to jakże zrobi to Batura? Sam pan
powiedział, że sytuacja jest beznadziejna, drugiego schowka Koeniga nie będzie można teraz
odnalezć.
 I to jest właśnie ów ślepy zaułek, o którym wspominałem  wyjaśniłem.  Wciąż brzmi
mi w uszach pytanie Cagliostra, a sądzę, że było to pytanie Waldemara Batury: czy
pułkownik Koenig znalazł się we Fromborku przypadkowo, czy też był mieszkańcem tego
miasteczka, to znaczy, czy chował skarby na łapu-capu, czy też miał czas na staranne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl