[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Bardzo ładny chłopiec.
I znów spojrzała na Chełmickiego.
- Niech pan nie słucha, bo właśnie o panu mówię.
- Z tenisa wracasz? - spytała Krystyna.
- Aha! Ale grałam jak ostatni patałach. Masz szczęście, że się
wczoraj wcześnie ulotniłaś. Wiesz, do której ta zabawa trwała?
- Do rana, domyślam się.
- Ale co się działo, nie wyobrażasz sobie nawet! I szybko, bardzo
chaotycznie opowiadać zaczęła o ostatniej nocy. %7łe Weychert klęczał
przed Różą Puciatycką, że Hanka Le-wicka uczyła Zwieckiego
swinga, że Seiffert za okazywanie zbyt żywej czułości dostał w
toalecie od jakiegoś młodego człowieka po twarzy, że Puciatycki
zaprosił całe towarzystwo za rok do Chwa-libogi, że platynowa
blondynka urządziła doktorowi Drozdows-kiemu histeryczną scenę, a
Staniewiczowa i Drozdowski... - w parÄ™ minut wszystko i wszystkich
gruntownie oplotkowała.
Chełmicki i Krystyna słuchali, nie bardzo się orientując w lu-
dziach i w sytuacjach.
241
- A Fred? - spytała Krystyna.
- Fred? Zaraz, niech sobie przypomnę... Aha, też się upił. Pokłócił
się ze starym Puciatyckim. A potem zaprzyjaznił się z Wroną, wiesz,
komendantem Bezpieki... - Nagle wspięła się na palce i zamrugała
swymi okrągłymi oczami. - Popatrzcie, popatrzcie! Spójrzcie tylko,
Staniewiczowa ze swoim doktorkiem.
- Gdzie? - obejrzał się Chełmicki.
- Tam siedzą, w głębi. Widzicie, w tym dużym słomkowym
kapeluszu. A to heca! Oszalała za nim. Ten jej da szkołę! No, bawcie
się dobrze, muszę uciekać do domu. Do widzenia panu - po swojemu
wyciągnęła rękę do Chełmickiego - zobaczymy się pewnie jeszcze.
Bardzo przyjemny z pana chłopak. Pa, kochanie...
Pocałowała Krystynę w policzek i szepnęła:
- Dzisiaj też możesz chorować. Nie martw się, ja cię zastąpię.
- Naprawdę? - spojrzała na nią ze zdumieniem Krystyna. -
%7Å‚artujesz.
Liii potrząsnęła kędzierzawą główką:
- Ależ serio! Pa!
- Poczekaj. Jak ci mam podziękować. Lilka zabawnie przewróciła
oczami:
- Czego się nie robi dla miłości! Pa! Maciek z ulgą odetchnął, gdy
odeszła.
- Nie podoba ci się? - spytała Krystyna.
- Czy ja wiem? Taka jakaÅ›... narwana, nie?
- Trochę. Ale to bardzo dzielna dziewczyna. Wiesz, całą rodzinę
utrzymuje.
-Ona?
- Dwoje rodzeństwa, chorą matkę.
- Co ty powiesz...
-1 wiesz co?
-Co?
- Nie domyślasz się, co mi na ostatek powiedziała? Potrząsnął
głową.
- To nachyl siÄ™.
- Cóż to za tajemnica?
- Bliżej - szepnęła. - Więc... mamy cały wieczór wolny.
- Jak to?
- Po prostu. Nie muszę iść do pracy. Lilka mnie zastąpi.
- Niee, to wspaniale!
Patrzyła na niego, obu dłońmi podparłszy brodę.
242
-1 wiesz co jeszcze? Jest mi bardzo dobrze.
- Kochanie - szepnÄ…Å‚ z zachwytem.
-1 chciałabym cię... zgadnij...
Ledwie to powiedziała, pochylił się ku niej i mocno pocałował w usta.
- Smacznego! - wykrzyknął przechodzący obok wyrostek. Roześmieli się
oboje. Nagle Maciek spoważniał.
- Co się stało? - zaniepokoiła się.
- Posłuchaj... chciałem ci coś powiedzieć...
- Ale nic smutnego?
- Nie. Zresztą, nie wiem. Myślałem o tym już dzisiaj w nocy. I w ciągu
dnia. Tylko nie śmiej się ze mnie...
- Powiedz najpierw.
- Chciałbym zmienić pewne rzeczy. Inaczej urządzić życie. Trudno mi o
wszystkim mówić...
- Nie potrzebujesz - powiedziała cicho. - Ja się przecież domyślam.
- NaprawdÄ™?
- Czy to tak trudno?
- Widzisz, nie zastanawiałem się dotychczas nad tymi rzeczami, samo się
jakoś wszystko układało. Rozumiesz?
-Tak.
- Ale teraz te sprawy wydają mi się trochę inne. Chciałbym zwyczajnie
żyć. Uczyć się. Mam zrobioną maturę. Mógłbym się na politechnikę zapisać.
Posłuchaj!
Słuchała go w zamyśleniu, jakby w samą siebie zapatrzona.
-Co?
-A ty?
- Widzisz - spojrzała na niego z wyrzutem - miałeś nie mówić nic
smutnego.
- Czy to smutne?
- Może się to wszystko nie stać. Nie zależysz od siebie.
- Wiem. Ale postaram się. Zrobię wszystko, co tylko można. Mam tu
przyjaciela, od którego dużo zależy.
- Ten, z którym wczoraj byłeś?
- Tak. Wytłumaczę mu, on mnie na pewno zrozumie. - Przypomniała mu
się nagle wczorajsza rozmowa z Andrzejem. - Kochanie - powiedział z żalem
- gdybym wczoraj wiedział to, co wiem teraz!
- Nie przyszłabym wówczas do ciebie - szepnęła.
243
Zrodkiem alei maszerował, śpiewając, oddział żołnierzy. Za nimi
ciągnęła gromada wyrostków. Wiatr w pewnej chwili powiał lekki i
ciepły. Z naświetlonych słońcem kasztanów sypać się począł na
werandę biały pył kwiatów. Do czerwonych sztachet podszedł
umorusany malec z koszykiem fiołków.
- Pan kupi, panie dyrektorze - podsunął małą wiązankę. Maciek
wziął kwiaty i podał Krystynie. Podniosła je do ust.
- Zlicznie pachnÄ…...
- Powiedz - odezwał się po chwili - wyjechałabyś stąd? Skinęła
głową.
- Na pewno?
- Ależ tak. Nic mnie tu przecież nie trzyma. Zawahał się przez
moment. Potem nieśmiałym ruchem położył rękę na jej dłoni.
- Pomyśl - głos mu zadrżał, jak gdyby jednym strumieniem
przepływały przez niego nadzieja i niepokój - pomyśl, nie wiedziałem
dotychczas, co to jest miłość...
- A teraz? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl