[ Pobierz całość w formacie PDF ]

coÅ› do kubka.
Spojrzała do góry i zamarła.
To był ojciec.
Pierwsze co przyszło jej do głowy, to myśl o ucieczce.
NIE chciała się z nim spotkać.
NIE chciała z nim rozmawiać.
NIE chciała niczego tłumaczyć.
NIE chciała się przed nim usprawiedliwiać.
Zawiodła się na nim. Kiedy go potrzebowała, nie sprawdził się. Zerwała z nim
wszelkie kontakty.
- Svenja?! - wykrztusił. - Jak ty wyglądasz? Jego głos rozjątrzył dawne rany,
przywoływał nieprzyjemne wspomnienia. Ale budził też zaufanie.
- Prawie cię nie poznałem...
- Zostaw mnie w spokoju - powiedziała Angel. Przeszkadzało jej, że tak stoi i
przygląda się, jak ona siedzi na ulicy i żebrze. Przestał być częścią jej życia, nie miał prawa
się wtrącać w to, co robi.
A jednak w tym samym momencie zaświtała w niej nadzieja, że nie odejdzie. To było
całkowite rozdwojenie jazni. Wszystkie osoby, które coś dla niej znaczyły, zniknęły z pola
widzenia. Teraz pojawił się przed nią ktoś, komu mogła zaufać.
Był taki czas, kiedy równocześnie kochała i nienawidziła ojca, ale potem stawał się jej
coraz bardziej obojętny, aż w końcu prawie o nim zapomniała. A teraz stał przed nią.
Zaskoczony, boleśnie poruszony i przejęty do głębi. Jego córka siedzi tu w brudzie i
błocie. Spojrzeli na siebie badawczo. Nie zadał żadnego pytania, ale jego twarz pytała.
- Nie mieliśmy pojęcia, co się z tobą dzieje - powiedział w końcu. - Baliśmy się, że nie
żyjesz. Twoja mama zgłosiła zaginięcie. Myśleli, że nie żyje. Jak Psycho.
- Jeszcze żyję - odparła opryskliwie, bo nie mogła znieść jego spojrzenia. - Umarłam
tylko dla was. Przełknął ślinę.
- Psycho - przeczytał szyld. - Twój przyjaciel?
- Tak - odparła Angel. - Można tak powiedzieć. Dostała napadu kaszlu. Jakieś dziecko
wrzuciło kilka monet do kubka, ale Angel była tak rozkojarzona, że mu nie podziękowała.
Ojciec wskazał na psa.
- Twój? Angel przytaknęła.
- Dostałam od przyjaciółki.
- Prawda - przypomniał sobie - zawsze chciałaś mieć psa. Angel milczała.
- Czy nie chciałabyś... gdzieś wejść ze mną... zamienić kilka słów? - spytał i
wyciągnął dłoń, żeby podnieść ją z ziemi. Spojrzała na wyciągniętą rękę, ale jej nie chwyciła.
- Po co?
- Tylko pogadać. Angel wzruszyła ramionami.
- Właśnie gadamy.
W tym czasie ich rozmową zainteresowało się kilku przechodniów. Stanęli obok i
przysłuchiwali się z uwagą.
- Niech pan się nie da zagadać - powiedział starszy mężczyzna. - Omami pana i
jeszcze okradnie.
Tata nie zwrócił na niego uwagi. Stał cały czas z wyciągniętą ręką. Jego palce lekko
drżały. Angel zauważyła, że miał dłoń bardzo podobną do dłoni Mistera O. Mieli takie same
długie i silne palce.
- Proszę Svenja. Niech pan da sobie spokój, wiadomo co to za jedna - wygłosił swoją
opinię ten mężczyzna i odszedł, z dezaprobatą kręcąc głową. Angel zwlekała. Nagle zmienił
się jej wyraz twarzy. Chwyciła wyciągniętą rękę i spróbowała się podnieść.
- Dziękuję - powiedział.
Gdy stawała na nogi, zrobiło jej się słabo. Potrzebowała kilku sekund, żeby złapać
równowagę. Dopiero teraz rozpoznała kawiarnię.
To w niej była z ojcem, kiedy wszystko się zaczęło. Chociaż równie dobrze można
powiedzieć, że właśnie wtedy wszystko się skończyło.
Za wiele było tych wrażeń dla jej wyczerpanego organizmu. Nie doceniła swoich
uczuć i emocji. Nagle odżyło to wszystko, co prawie wyrzuciła z serca. Jego głos. Sposób, w
jaki powiedział  dziękuję ... Zdawało się jej, że nie złapie tchu. Coś pod żebrami ukłuło ją i
tak zabolało, sam że nogi się pod nią ugięły. Z oczy popłynęły łzy.
Dlaczego to ojciec wrócił?
Dlaczego nie Mister O?
44
Pewnego dnia zniknęła także Angel. Najnormalniej w świecie zostawiła wszystkie
swoje rzeczy i nie wróciła. Nie mieliśmy pojęcia, co się z nią stało.
Ostatnio i tak prawie wcale się nie odzywała. Ale mogła przynajmniej powiedzieć, że
ma zamiar odejść na dłużej i dokąd.
Może się bała, że to kompletnie rozwścieczy Wilczycę. A może było jej po prostu
wszystko jedno, nie mam pojęcia. W każdym razie pewnego wieczora nie wróciła.
- Wiedziałam, że tak będzie - podsumowała Wilczyca. - Ona nigdy tak naprawdę nie
pojęła, na czym polega prawdziwa wolność.
Zastanawiałem się wtedy, co się z nią stało. Może wróciła do matki albo do kogoś
innego. Bardzo trudno się domyślić, co mogła zrobić. Ostatnio prawie nic nie można było z
niej wyciągnąć. A z Wilczycą nie dało się o tym rozmawiać. Mijały tygodnie, a my dalej nic o
niej nie wiedzieliśmy.
W tym roku jesień nadeszła wyjątkowo wcześnie, a zresztą i tak lało prawie przez całe
lato.
Pankracy zrobił kawał - wsunął Goethemu do ręki parasol. Kilku turystów uznało, że
to bardzo zabawne, od razu zaczęli robić fotki. Oczywiście policja nie podzielała jego
poczucia humoru. Goethe to skarb narodowy i do jego pomnika nie pasuje parasol. Ale
Pankracy powiedział, że chciał coś po sobie zostawić. Pankracego, Wilczycę i mnie łączy
obecnie coś na kształt wspólnoty interesów, razem zjednoczyliśmy się w walce z zimnem i
przeciwnościami dnia codziennego. Nastrój jest taki sobie. Nie da się ukryć, że bywało lepiej.
Pewnego dnia spotkałem jednak Angel. Przechodziła sama w pobliżu naszego zamku
na wodzie. Nie było akurat ani Wilczycy, ani Pankracego. No i dobrze.
- Chciałam tylko zobaczyć, czy ciągle tu mieszkacie - powiedziała. Trochę się
zmieniła, znowu miała na imię Svenja i nosiła nowe ciuchy, których z całą pewnością nie
ukradła z publicznej pralni. Ale nie wydawała mi się specjalnie szczęśliwa. Powiedziała, że
chodzi do szkoły.
- Nauczyciele są beznadziejni - skarżyła się. - A do tego mają tu inny program.
Kompletnie zawaliłam dwie klasówki.
Powiedziała jeszcze, że chyba nie wytrzyma tego długo. Już codzienne ranne
wstawanie ją dobija. Mogę sobie wyobrazić.
Powiedziała też, że wszystko przez jej ojca. Podobno go spotkała, kiedy nie szło jej
akurat najlepiej. Uprosił ją, żeby porozmawiała z człowiekiem, który zajmuje się bezdomną
młodzieżą po ucieczkach z domu. No i się zgodziła. Na początku facet wydawał się jej bardzo
miły, ale teraz zaczyna ją wkurzać. Przedstawił jej entuzjastycznie propozycję, żeby
zamieszkała w takiej wspólnocie, gdzie dziewczyny mają wspólne mieszkanie, ale bez
rodziców. Wszystkie są mniej więcej w jej wieku.
- Pomyślałam, że mogę spróbować - mówiła Angel. - Powrót do domu i tak nie
wchodzi w rachubę. Na początku było nawet niezle, mogłam zabrać ze sobą Losera. Ale teraz
mam dość. Te dziewczyny są beznadziejne, w ogóle nie da się z nimi pogadać. I trzeba być w
domu o dziesiątej wieczorem. O dziesiątej, rozumiesz? - spojrzała na mnie wzburzona. -
Tylko w weekendy pozwalają nam wrócić trochę pózniej, ale też wyznaczyli godzinę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl