[ Pobierz całość w formacie PDF ]
David chętnie poinformował Robina o ustaleniach geologa na temat
pokładu, jaki eksplorowała Prospecta Oil. Notowania Prospecta Oil
na londyńskiej giełdzie papierów wartościowych osiągnęły już po-
ziom 3,6o funta i nadal szły w górę.
- To może być dobry interes - powiedział Robin - i chyba
warto zaryzykować, zwłaszcza że to pańska firma.
- Nie sądzę, żeby było jakieś ryzyko, póki jest tam ropa nafto-
wa - zauważył David.
- Cóż, podczas weekendu przemyślę gruntownie tę sprawę.
Rozstali się na schodach "Athenaeum"; David spieszył się na
konferencjÄ™ o kryzysie energetycznym, zorganizowanÄ… przez "Fi-
nancial Times", Robin do domu w Berkshire. Jego dwaj mali sy-
nowie przyjechali ze szkoły przygotowawczej na weekend i bardzo
pragnął ich zobaczyć. Jak prędko wyrośli z niemowląt na małych
pędraków, a potem na chłopaczków - niedługo już będą z nich
młodzi mężczyzni. Jak błogo wiedzieć, że mają bezpieczną przysz-
łość. Może powinien się postarać, aby była jeszcze odrobinę bez-
pieczniejsza, i zainwestować w akcje towarzystwa Keslera. Zawsze
zdąży wycofać pieniądze po ogłoszeniu komunikatu i ulokować jak
poprzednio.
Bernie Silverman również się ucieszył, gdy dowiedział się o moż-
liwości następnej transakcji.
- Gratulacje, chłopcze. Trzeba nam wielkich kapitałów na bu-
dowę rurociągu. Koszt ułożenia jednej mili rur może sięgnąć
dwóch milionów dolarów. Ale ty spisujesz się dobrze. Dowiedzia-
łem się właśnie w dyrekcji, że dostaniesz w nagrodę pięć tysięcy
dolarów premii. Tylko tak dalej.
David uśmiechnął się. To był biznes z prawdziwego zdarzenia,
tak jak go uczono w Harvardzie. Starasz siÄ™ - jesteÅ› nagradzany.
- Kiedy ukaże się komunikat? - zapytał.
- W najbliższych dniach.
David wyszedł od Silvermana promieniejąc dumą.
Silverman natychmiast podniósł słuchawkę czerwonego telefonu.
Metcalfe uruchomił zwykłą procedurę. Maklerzy Harveya rzucili
na rynek 35ooo akcji po 3,73 funta, ponadto codziennie kierowali
do wolnego obrotu przeciętnie 5ooo akcji, kontrolując nieustannie,
czy rynek się nie nasycił, i utrzymując stabilny kurs. Kiedy doktor
Oakley zakupił duży pakiet akcji, notowania znów wzrosły, tym ra-
zem do 3,go funta, co uszczęśliwiło wszystkich trzech - Davida,
Robina i Stephena. Nie mogli wiedzieć, że Harvey codziennie rzu-
cał do obrotu nowe akcje korzystając z zainteresowania, jakie wy-
wołali, i że rynek samoczynnie się nakręcał.
David postanowił, że za część premii kupi obraz, aby ożywić ma-
łe mieszkanko w Barbicanie, które robiło dość ponure wrażenie.
Coś w granicach zooo dolarów, myślał, coś, co by szło w cenę.
Wprawdzie David lubił sztukę dla samej sztuki, lecz jeszcze wyżej
cenił jej walory handlowe. Piątkowe popołudnie spędził wędrując
po Bond Street, Cork Street i Bruton Street, gdzie mieściły się
londyńskie galerie sztuki. Wildenstein był za drogi na jego kieszeń,
Marlborough zbyt współczesny jak na jego gust. W końcu znalazł
coÅ› dla siebie u Lamannsa przy Bond Street.
Galeria ta, w trzecim budynku za domem aukcyjnym Sotheby,
zajmowała jedno rozległe pomieszczenie. Podłogę okrywał podni-
szczony szary dywan, ściany oklejone były wypłowiałymi cze_wo-
nymi tapetami. David pózniej siÄ™ dowiedziaÅ‚, żé im gorzej sfatygo-
wany dywan i bardziej spłowiałe tapety, tym większe powodzenie i
renoma galerii. W drugim końcu sali, przy balustradzie schodów,
piętrzyły się odwrócone tyłem zapomniane obrazy. Dla kaprysu
David zaczął je przeglądać i ku swej radości znalazł coś, co mu się
spodobało.
Był to obraz olejny Leona Underwooda "Wenus w parku". Du-
że, raczej mroczne płótno przedstawiało grupę sześciu mężczyzn i
37
kobiet, siedzących na metalowych krzesłach przy okrągłych stoli-
kach. Na pierwszym planie namalowana była urodziwa naga kobie-
ta o bujnych piersiach i długich włosach. Nikt nie zwracał na nią
najmniejszej uwagi. Siedziała wpatrując się w przestrzeń, z nie-
odgadnioną twarzą, symbol ciepła i miłości w obojętnym otoczeniu.
Dla Davida miała nieodparty urok.
Podszedł do niego właściciel galerii, Jean-Pierre Lamanns. Miał
na sobie garnitur o wytwornym kroju, jak przystało na człowieka,
któremu rzadko wręczano czeki na mniej niż tysiąc funtów. Miał
trzydzieści pięć lat i mógł już sobie pozwolić na odrobinę ekstrawa-
gancji, a buty od Gucciego, krawat od Yves St Laurenta, koszula
firmy Turnbull i Asser tudzież zegarek marki Piaget nie pozwalały
nikomu, a zwłaszcza kobietom wątpić, iż jest człowiekiem, który
wie, czego chce. Dla Anglików był uosobieniem Francuza; szczup-
ły, szykowny, z długimi, ciemnymi falującymi włosami i głęboko
osadzonymi brązowymi oczami o nieco kłującym spojrzeniu. Potra-
fił być wybredny i wymagający, i równie zjadliwy, jak figlarny, co
mogło w pewnym stopniu tłumaczyć, dlaczego się nie óżenił. Kan-
dydatek na pewno nie brakowało. Klienci jednak dostrzegali tylko
jego urok. David właśnie wypisywał czek, a Jean-Pierre muskał
swój modny wąsik, zachwycony, że może porozmawiać na temat
obrazu.
- Underwood to jeden z największych rzezbiarzy i artystów
dzisiejszej Anglii. Wie pan, nawet Henry Moore pracował pod jego
kierunkiem. Sądzę, że jest niedoceniany wskutek niechęci prasy i
dziennikarzy, których nazywa zapijaczonymi pismakami.
- Trudno pozyskać w ten sposób sympatię - mruknął David
wręczając Jean-Pierre'owi czek na 85o funtów z samopoczuciem
człowieka dobrze sytuowanego. Wprawdzie był to najdroższy, jak
dotychczas, jego zakup, ale uważał, że obraz jest dobrą lokatą i, co
ważniejsze, podobał mu się.
Jean-Pierre zaprowadził go na dół, żeby mu pokazać kolekcję
impresjonistów i malarstwa współczesnego, którą gromadził przez
wiele lat, i nadal mówił z zachwytem o Underwoodzie. Uczci-
li pierwszy nabytek Davida popijajÄ…c whisky w biurze Jean-Pier-
re'a.
- W jakiej branży pan pracuje?
- Jestem zatrudniony w niewielkim towarzystwie naftowym o
nazwie Prospecta Oil, prowadzącym poszukiwania na Morzu Pół-
nocnym.
- Są już jakieś sukcesy? - zapytał Jean-Pierre podejrzanie nie-
winnym tonem.
- No cóż, między nami mówiąc, przyszłość przedstawia się ra-
czej ekscytująco. Nie jest tajemnicą, że kurs akcji Prospecta Oil
wzrósł z dwóch do prawie czterech funtów w ciągu ostatnich ty-
godni, nikt jednak nie zna prawdziwej przyczyny.
- Czy dla małego, biednego marszanda jak ja mogłaby to być
korzystna okazja?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]