[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zerwać się ze statku i nie zostać tutaj...
Nagle urwał i wbił wzrok w tłum. Szturchnął miejscowego mięsistą dłonią i wykrzyknął:
 Kurwa, to ona!
Khadaji odwrócił się, ciekawy, kto dał owemu mechanikowi tyle szczęścia.
I odkrył, że mężczyzna spogląda na Juete.
To musiała być jakaś cholerna pomyłka. Wystarczyło jednak, by chwilę pomyślał, a już
wiedział, że to najszczersza prawda. Juete nie należała do dziewczyn, które można tak po
prostu zapomnieć. Nadzieją nagle napełniła go myśl, że ona i ten mechanik spotkali się
wcześniej, jeszcze zanim ją pokochał. Nie mógł rościć sobie pretensji do jej przeszłości, nie
mógł jej za nią winić.
Tymczasem olbrzym zsunął się z krzesła. Na jego twarzy widniał szeroki uśmiech.
 Minęły już dwa dni! Jestem gotów na kolejną porcję!  oznajmił.
Dwa dni. Khadaji poczuł, jak w jego brzuch ponownie wbija się ostry sopel i
błyskawicznie dociera do mózgu, paraliżując ciało. Zapomniał o otaczającej go
rzeczywistości, cały jego świat ograniczał się do mechanika z frachtowca podchodzącego do
Juete. Dwa dni temu wyszła wcześniej z pracy. Minęły długie godziny, nim się spotkali. Nie,
to przecież niemożliwe.
Spojrzenie, którym Juete obdarzyła barczystego mężczyznę, nie było spojrzeniem, jakim
wita się nieznajomego. Uśmiechnęła się i coś powiedziała  Khadaji znajdował się zbyt
daleko, by usłyszeć słowa  a mechanik zareagował na to uśmiechem. Khadaji odwrócił się i
wbił wzrok w ścianę, nie chcąc patrzeć na tę scenę.
Wiedział, że kieruje nim irracjonalne uczucie. Monogamia była przestarzałą tradycją, w
której słuszność sam zresztą dotąd nie wierzył. W cywilizowanych społeczeństwach ludzie
nie posiadali siebie na własność, nikt nie oczekiwał, że jego partner bądz partnerka stanie się
częścią majątku ruchomego. Sam bez wątpienia przeżył dotychczasowe życie w dość
liberalny sposób i nie miał powodów, by spodziewać się po Juete innego podejścia. Przez jego
umysł przemknęło słowo  kurwiarz , którego użył Kamus, a nad którym nie chciał się
dotychczas zastanawiać. Nie, jej przeszłość należała do niej, była jej sprawą, podobnie jak jej
terazniejszość i przyszłość. Khadaji wiedział o tym doskonale. Tak mu przynajmniej
podpowiadał umysł.
Dlaczego więc miał ochotę wrzeszczeć? Czyżby zachowywał się tak jak wszyscy inni,
którzy łazili za egzotycznymi z wywalonymi jęzorami? Czyżby był zaborczy? Zazdrosny?
 Nie teraz!  krzyknęła głośno Juete.
Khadaji odwrócił się błyskawicznie i ujrzał, jak olbrzymi mechanik ciągnie ją za rękę ku
wyjściu. Spojrzała na Khadajego, a w jej oczach odbiła się prośba.
Nie pamiętał, by się w ogóle poruszył, ale niespodziewanie znalazł się po drugiej stronie
baru i napierał w ich kierunku. W jego umyśle pojawiały się wizje morderstwa. Miał ochotę
rozerwać ciało tego gnojka na krwawe strzępy...
Kamus zastąpił mu drogę.
 Spokojnie, synu. Mang to załatwi.
Khadaji zawahał się. W pierwszej chwili zamierzał powiedzieć staruszkowi, by się
wynosił do wszystkich diabłów, ale wtedy ujrzał bramkarza wlekącego mechanika w ten sam
sposób, w jaki on przed momentem wlókł Juete.
Czuł, jak kipi w nim furia i ledwie sekundy dzielą go od eksplozji. Nie! Nie chciał, by
Mang po prostu wyprowadził tego skurwysyna! Chciał załatwić to sam! Ona była jego
kobietą! Chciał... Chciał...
Czego byś chciał, Khadaji?  zapytał cichy głos gdzieś z otchłani jego umysłu. Zabić go?
Tak jak tych fanatyków na Maro? Czy to oznaka cywilizowanego społeczeństwa? Kiedy
ogarnia cię wściekłość, rozwiązujesz problem, mordując?
Zwiadomość tego, co właśnie chciał zrobić, wstrząsnęła nim do głębi, aż przestał na
moment oddychać. Staruszek nadal stał mu na drodze i przyglądał mu się uważnie. Khadaji w
końcu wypuścił powietrze, a wraz z nim gniew i nienawiść. W tym, co jeszcze przed chwilą
zamierzał, kryło się coś bardzo złego, coś przypominającego działania Konfederacji, która
pragnęła ujarzmiać światy i systemy galaktyki. Wiedział, że to coś ważnego, ale nie potrafił
tego zrozumieć, prawdziwe znaczenie wciąż mu się wymykało.
 W porządku, synu? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl