[ Pobierz całość w formacie PDF ]

paskudne.
- A na co liczyłaś? Na Legię Honorową?
Wydęła wargi.
- Drobne  dziękuję" byłoby miłe.
- Przesada. Zupełnie mi wystarcza, że nie pójdę do więzienia.
- A to, że wykopali cię ze swojego kraju?
- Wcale nie wykopali - zaprotestowałem, grożąc jej obandażowanymi palcami. - Tylko
poprosili, żebym wyjechał. Tak czy owak, chyba nadeszła pora, aby zmienić krajobraz.
- A zakończenie książki? Nadal jesteś w lesie.
- Dobrze wiesz, że mogę ją wziąć ze sobą.
- Cóż, nie ma wątpliwości, że ty łatwiej wybaczasz niż ja.
Wzruszyłem ramionami i pociągnąłem łyk przez plastikowe
wieczko kubka. Victoria zrobiła to samo, a kiedy podniosła głowę, miała wąsy z pianki.
Wyciągnąłem rękę, aby je wytrzeć. Victoria drgnęła, ale zaraz rozluzniła się. Przesunąłem
kciukiem po jej wargach, a potem wytarłem pianę o spodnie.
- Dziękuję - powiedziała.
- Nie. To ja ci dziękuję. Za wszystko.
- Bardzo proszę.
- Mówię poważnie. Zrobiłaś dla mnie piekielnie dużo. A nie jestem całkiem pewien, czy na
to zasłużyłem. Po tym numerze, który ci wykręciłem...
- Och, daj-spokój. Już ci wybaczyłam. Sprawa zamknięta.
Uśmiechnąłem się i rozejrzałem wokoło. Port lotniczy był dziwnie futurystycznym miejscem, same
zgaszone szarości i czernie, szkło i stal. Wiedziałem z autopsji, że niektóre części połączone są
biegnącymi w rurach ruchomymi schodami, przypominającymi mi Centrum Pompidou, a jeszcze
bardziej architekturę z Jetsonów - wyobrażenie stacji kosmicznej z lat siedemdziesiątych.
Nad naszymi głowami cztery monitory wyświetlały listę odlotów. Wciąż się nie zdecydowałem,
dokąd właściwie się udać. Miałem nadzieję, że natchnienie przyjdzie dość szybko, bo nie
zamierzałem siedzieć tu dłużej niż to konieczne. Pobyt w Paryżu, choć nie zawsze, sprawiał mi
przyjemność i jedna część mnie była trochę rozgoryczona, że muszę wyjechać. Druga część
wiedziała, ile miałem szczęścia.
- Charlie - odezwała się Victoria. - Nie masz za wiele czasu, ale czy moglibyśmy
porozmawiać o tym, co się stało?
- Co cię gryzie?
- Parę rzeczy.
- Aha.
Wypiłem jeszcze kilka łyków kawy, odstawiłem kubek na podłogę i sięgnąłem po papierosa.
Victoria złapała mnie za przegub i pokręciła głową, wskazując znak z zakazem palenia.
- Możemy wyjść na zewnątrz - zaproponowała.
- Nie. %7ładen problem. Dobrze nam tu.
- Jesteś pewien?
- Absolutnie. I tak już myślałem, żeby to rzucić. Posiedzę więc tutaj, dopiję kawę, a ty
możesz mnie pytać o wszystko, co zechcesz.
- O wszystko?
- Tak.
- Dobra. - Zrobiła głęboki wdech. - Spałeś z Paige? Szczęka mi opadła, a Victoria
zaczerwieniła się.
- Zapomnij o tym. - Uniosła rękę i odwróciła głowę. - Nie wiem, dlaczego cię o to zapytałam.
Wcale nie to chciałam powiedzieć.
Położyłem dłoń na jej kolanie.
- Nie jest w moim typie.
- Jest dokładnie w twoim typie. Uśmiechnąłem się.
- Do niczego między nami nie doszło.
- Aha.
- Naprawdę. Wierzysz mi?
- Skoro tak mówisz. Powtarzam, nie mam pojęcia, dlaczego cię o to zapytałam.
- Cóż, zrobiłaś to, a ja odpowiedziałem. Co jeszcze? Wyprostowała się i westchnęła.
Odgarnęła włosy z policzków i założyła je za uszy.
- W tej całej historii - zaczęła - właściwie nie wyjaśniliśmy sobie jednego. Pierre powiedział,
że jego klientem był mężczyzna. Ale jeśli telefonowano z mieszkania Catherine, tym mężczyzną
nie mógł być Gerard.
- I nie był.
- A więc kto?
- Według mnie, każdy. Ale na pierwszym miejscu typuję Brunona.
- Brunona?
- Aha. Wiemy, że był w mieszkaniu Catherine już wcześniej i niewykluczone że, takjak
twierdził, spał z nią. Ale nawet jeżeli mówił prawdę, to, jak sądzę, stało się tak, bo chciała, żeby
telefon wykonał mężczyzna.
- Zeby zdezorientować Pierre'a?
- Wydaje mi się, że chodziło raczej o dodatkowe zabezpieczenie. I to by wyjaśniało, dlaczego
Bruno chciał ukraść obraz z widokiem Montmartre'u. Mógł przecież wiedzieć, że jest cenny, a, co
więcej, orientować się, że Catherine wcale by się nie zmartwiła kradzieżą.
- Uważam, że to ma sens.
- Ja też - potwierdziłem, pijąc kolejny łyk kawy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl