[ Pobierz całość w formacie PDF ]

świry muszą doprowadzić strach ofiary do pewnego poziomu. Jeśli im
się to nie udaje, to nie mają żadnej przyjemności. A Haley na
szczęście to rozumie. Zna jego metody i potrzeby.
- Zna! - parsknął Jackson.
- Tak. - Jericho objął go ramieniem. - Czyli może go pokonać w
jego własnej grze. Ja stawiam na Haley.
- Ja też - dodał idący krok za nimi Yancey.
161
RS
- Yancey osobiście zna Haley i Flynna. Ty znasz tylko raporty,
Jericho.
- Znam Haley i to wystarczy. Tobie też powinno.
- Może i tak. - Ból w sercu Jacksona zmalał odrobinę. Do jutra
otrząśnie się z tego otępienia, które ogarnęło jego ciało i umysł.
Zacznie myśleć. Pomoże w odnalezieniu Haley i sprowadzeniu jej do
domu. W jego ramiona.
- Nie - oznajmił z przekonaniem. - Nie może. Na pewno.
162
RS
ROZDZIAA DWUNASTY
Jefferson krążył poboczem mało uczęszczanej drogi. Każdy jego
krok był celowy. Mógłby być tancerzem wykonującym trudny
element baletu. A był mistrzem w tropieniu śladów.
Odkąd rozpoczęły się poszukiwania, Jefferson był spokojny i
sprawny. Nie spieszył się, nie było po nim widać zmęczenia, stresu
czy napięcia. Niespodziewane o tej porze roku upały nie wydawały się
na niego działać.
Porzucił jedynie swój kapelusz z szerokim rondem, zawiązał na
głowie bandanę i systematycznie badał teren. Szkarłatna tkanina na
czole przemokła, pot spływał po twarzy, żłobiąc ścieżki w kurzu,
który ją pokrywał.
Jackson szedł kilka kroków za nim. Jericho, rozumiejąc, że
Jackson powinien być czymś zajęty, zaproponował mu udział w
poszukiwaniach. Kiedy Jefferson kierowany przeczuciem odłączył się
od reszty, Jackson poszedł za nim.
Był wdzięczny wszystkim poszukiwaczom i ich szkolonym
psom, ale wiarę pokładał w młodszym bracie. Jefferson znał te
okolice. On żył w symbiozie z tą ziemią. Komunikował się z nią i
słuchał, co do niego mówi.
Haley zaginęła cztery dni temu.
Cztery dni. Ta cyfra i twarz Haley stały mu nieustannie przed
oczami. Gdzie ona jest? Co się z nią dzieje? Czy ten łajdak zrobił jej
163
RS
krzywdę? Nie mógł myśleć o niczym innym. Nie mógł spać ani jeść.
Nie umiał bez niej żyć.
Zatrzymał się przy tej ostatniej myśli. Wiedział, że to prawda. ;
Teraz, kiedy zniknęła, zrozumiał, że nie pragnął tylko godzin,
dni, czy tygodni z nią. Pragnął wieczności.
Jackson Cade uniósł oczy do bezchmurnego nieba, stojąc na
drodze ledwo widocznej wśród roślin, z płucami pełnymi pyłu. Jego
wargi poruszyły się cicho, wymawiając bezgłośnie tylko jedno słowo.
- Proszę.
Nie wiedział, jak długo tam stał w milczącym błaganiu, ale
kiedy znowu spojrzał na drogę, Jefferson zniknął.
- Jeffie! - zawołał, wracając do rzadko używanego zdrobnienia.
- Tu jestem, Jackson. - Najmłodszy z Cade'ów szedł w jego
stronę. Minę miał ponurą.
- Jeffie? - Jackson wpatrywał się w twarz brata. - Znalazłeś ją!
Znalazłeś Haley.
- Nie. - Jefferson stał pod palącym słońcem. - Nie znalazłem jej.
- To co? - Jackson bał się jak jeszcze nigdy w życiu.
- Jej ciężarówkę. - Wskazał na drogę, na ostry zakręt. -Uderzyła
w aligatora i przewróciła się w bagno.
Jackson rzucił się przed siebie w panice. Jefferson chwycił go
mocno.
- Nie wiemy, czy była w środku. Niczego się nie dowiemy,
dopóki Jericho nie sprowadzi fachowców. - Kiedy był już pewien, że
Jackson go słucha, puścił go. - Sądząc ze stanu aligatora, było to
dawno. Parę dni temu - ocenił. - Może więcej. To jej ciężarówka, ale
164
RS
to nie znaczy, że była w środku. A jeśli była - szepnął z żalem - to już
cię nie potrzebuje.
Jackson siedział w milczeniu, daleko od zgiełku panującego na
opuszczonej drodze zwanej Zgubioną Drogą. Nie widział dzwigu,
który miał wyciągnąć samochód Haley z mętnej wody.
Bracia czekali z nim, milcząc, unikając pustych słów i próżnych
gestów.
Nagle zamieszanie ucichło. Czterech Cade'ów patrzyło, jak
szeryf idzie w ich stronę.
- Uśmiecha się - szepnął Jefferson.
Opanowany, stoicki szeryf rzeczywiście się uśmiechał.
- Nie ma jej tam. Drzwi i okna są pozamykane. Nie ma mowy o
pomyłce. Haley nie było w ciężarówce, kiedy wpadła do wody. Jest
tylko kierowca. Na razie nie znamy jego tożsamości ani przyczyny
śmierci. Ale czuję, że to Todd Flynn. A to, że Haley z nim nie ma,
znaczy, że żyje. Gdzieś.
Trzech Cade'ów szalało z radości. Jeden stał bez ruchu. Mieli do
rozwiązania straszliwą zagadkę, ale przynajmniej wciąż była nadzieja.
Linsey nalała kawy. Mężczyzni, którzy wypełnili jej kuchnię,
żyli głównie tym napojem. Zatrzymała się, by pogłaskać po głowie
małego Cade'a, siedzącego na kolanie Lincolna.
Cade'owie, Jericho, Yancey, Jesse i Johnny - a nawet Davis
Cooper - byli stłoczeni w małym pokoiku. Ośmiu mężczyzn i dwóch
chłopców usiłowało znalezć rozwiązanie zagadki.
165
RS
Gdzie była Haley? Co Todd Flynn z nią zrobił? Gdzie on sam
jechał opuszczoną drogą donikąd? Ile jeszcze czasu zostało Haley? W
tym upale czas był wszystkim.
Cade siedział cicho obok Johnny'ego. Rozumiał, że sytuacja jest
poważna, ale był szczęśliwy, że jest z Lincolnem i mężczyznami,
których podziwiał. Linsey, stwierdzając że chłopiec przeszkadza,
chciała go zabrać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl