[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- śenująco szczera - powiedział Mason. - Czy miała pani w torebce rewolwer, kiedy
przyszła pani wczoraj do mego biura?
- Niech pan nie mówi głupstw.
- Miała pani?
Zaczęła coś mówić, a potem popatrzyła mu prosto w oczy.
- Tak.
- Jakiego kalibru?
Zawahała się.
- Trzydzieści osiem.
Mason roześmiał się.
- Pan mi nie wierzy?
- Wydaje mi się, \e to był kaliber trzydzieści dwa - powiedział. - Co pani z nim zrobiła?
- Wyrzuciłam go.
- Gdzie?
- Tam, gdzie go nikt nigdy nie znajdzie.
- Dlaczego?
- Z oczywistych przyczyn. W moim mieszkaniu zabito człowieka. Było bardzo prawdo-
podobne, \e będę przesłuchiwana przez policję. Człowiekowi z pana inteligencją chyba nie
muszę wyjaśniać szczegółów.
Mason odsunął krzesło i wstał.
- Dziękuję - powiedział - za to, co zechciała mi pani wyznać. Przykro mi, \e nie mogę
ofiarować pani czegoś w zamian. Chocia\... mógłbym odstąpić pani pewną informację.
- JakÄ…?
- Czy była pani kiedyś w mieszkaniu swego mę\a?
- Nie.
- Wie pani, gdzie ono siÄ™ znajduje?
- Tak.
- Jest urzÄ…dzone z nienagannym smakiem. Tylko osoba z wielkim artystycznym
wyczuciem albo fachowy dekorator wnętrz mógł tak to wykonać.
- To znaczy?
- Okna mają \aluzje z listewek. Kiedy byliśmy z Paulem u pani mę\a, prze\ył przez nas
bardzo trudne chwile. Prawdopodobnie odczuwał potrzebę przyjacielskiej rady. Zauwa\yłem,
\e podszedł do jednego z okien, wychodzącego na dziedziniec, i udając, \e przez nie wygląda,
ustawił listewki \aluzji w ten sposób, \eby ktoś mieszkający w mieszkaniu po przeciwnej
stronie dziedzińca mógł zajrzeć do środka. Po kilku minutach zadzwonił telefon i pani mą\
przeprowadził enigmatyczną rozmowę.
W jej oczach odbiło się zainteresowanie.
- Powiedziałem wtedy Paulowi Drake owi, \e pani mą\ ma niespokojne usposobienie,
\e nieustannie prowadzi wojnę z samym sobą. Byłoby dziwne, gdyby wnętrze urządzone
przez niego dawało w efekcie wra\enie doskonałej harmonii kolorystycznej.
- No więc? - zapytała.
Mason lekko wzruszył ramionami.
- Sama pani wie najlepiej, \e gracz nie zawsze musi mówić wyraznie, czasem wystarczy
jedno przymru\enie oka.
Mason skinął na Drake a i skierował się ku drzwiom.
Wstała i przeszła przez pokój, \eby mu podać rękę.
- Jest pan bardzo mądrym człowiekiem, Mason, i obawiam się, \e bardzo groznym
przeciwnikiem.
- Dlaczego traktuje mnie pani jako przeciwnika?
Zaczęła coś mówić, ale natychmiast się powstrzymała i uśmiechnęła się.
- Wcale tego nie chcę. Mówiłam tylko o pana mo\liwościach. Dziękuję za wizytę, do
widzenia panu. A pański przyjaciel, pan...
- Drake - powiedział Paul.
- Panu tak\e bardzo dziękuję za współpracę.
- Współpracę? - zdziwił się Drake.
Uśmiechnęła się znowu.
- Za to, \e pan nie przerywał! Do widzenia.
14
Mason wszedł do swego gabinetu, poło\ył kapelusz na półce i zwrócił się do Delli
Street: - Połącz mnie jak najprędzej z Harry m Gullingiem. I powiedz mi, co nowego się
wydarzyło.
Zaczęła wykręcać numer.
- Przyszła poczta. Jest sporo listów, dwa lub trzy na samym wierzchu trzeba załatwić
natychmiast.
Mason wziął listy z wierzchu i przejrzał je.
- W porzÄ…dku, zatelegrafujÄ™.
Della połączyła się wreszcie.
Mason podniósł słuchawkę.
- Halo - odezwał się.
W głosie Harry ego Gullinga było mniej ciepła ni\ w dzwięku kostek lodu podzwania-
jących o zamro\oną szklankę. - Dzień dobry panu. Przykro mi, \e nie dotrzymał pan terminu
mego ultimatum.
Mason wyrwał zegarek z kieszonki. - O czym do licha pan mówi? - zapytał. - Jest
przecie\ dopiero za trzy dwunasta.
- Tak? - zapytał Gulling.
- A moja klientka zgłosiła się na posterunek policji.
- Nie zgłosiła się - poprawił kwaśno Gulling - tylko została doprowadzona.
- Co pan opowiada?
- Ma naturalnie bardzo pomysłowe wytłumaczenie - powiedział Gulling - najwidoczniej
starannie obmyślone na wypadek, gdyby nie udało się jej zwiać. Jednak\e, Mason, je\eli za-
mierza pan grać hazardowo, musi pan wziąć pod uwagę fakt, \e hazardziści często przegry-
wajÄ….
- Nadal nie rozumiem.
- Mówię o ryzyku, które pan podjął.
- Nie ryzykowałem ani trochę.
- Mo\e tak się panu wydaje. W ka\dym razie przegrał pan. A kiedy człowiek stawia na
kartę swoją przyszłość i przegrywa, nazwałbym to hazardem. Ale proszę, niech pan działa
według własnego uznania.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]