[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zmartwi
łam się odkryciem, że mamy tylko jedno życie - przeczytał. - Chciałam to sobie wynagrodzić,
zwielokrotniając doświadczenie".
- Zagrasz ze mną w Yu-gi-o? - T o m a s z e k oparł się łokciem o kolano Jonathana. Czteroletnie ciało
emanowało szczenięcą ekspresją, nie uznawało umownego dystansu, gestami wyznawało, jak silnie
związane jest z ciałami rodziców.
Jonathan potargał mu jasne włosy.
- Mam coÅ› do zrobienia... PoproÅ› AntosiÄ™.
- Tośka! - ryknął Tomaszek. - Zagrasz ze mną?!
Jonathan skulił się. Nie powinien był iść na to spotkanie, wymykać się dzieciom, żeby się spotkać z obcą
kobietą. Ma taką świetną rodzinę, fajną żonę, to mu powinno wystarczyć. Podniósł do oczu książkę,
chwytając się tekstu: ... to sobie wynagrodzić, zwielokrotniając doświadczenie".
- Masz jeszcze trzy życia - Antosia wyniośle poinformowała brata znad kart.
Tomaszek jęknął i oparł hałaśliwie łokcie o blat stołu.
Jonathan przyjrzał się synowi ze współczuciem. Antosia była bezwzględną graczką, nikomu nie dawała
forów.
Wrócił do lektury: ... gdy byłam szczęśliwa, w stanie euforii, jak zawsze na początku miłości, czułam, że
otrzymałam dar przeżycia...".
- No nie, umarłem! - zawył obok Tomaszek.
...w pełni wielu żywotów..." - doczytał Jonathan, zanim z rezygnacją zamknął książkę.
Z pierwszego sam na sam z Andreą Jonathan zapamiętał
szczegóły: zdjęcie bajgla z cappuccino za szybą kafejki, gdzie na wysokości pianki, uwięziona za szkłem,
bzyczała mucha; staruszek, z trudem otwierający bagażnik samochodu. %7łebrak z psem.
Jonathan szedł na spotkanie, a bieżnia krzywego chodnika uciekała mu spod nóg. W głowie zgrzytał
zdroworozsądkowy wsteczny, ale nogi przyspieszały. W środku, z nienawiści do samego siebie,
kiełkowało nowe życie.
Wreszcie kościół. Mimo mroku zobaczył ją od razu.
Smakowała chłodnym owocem.
8
Zwykle pobudki na pograniczu dnia i nocy wymiatały z umysłu wartościowe myśli, zostawiając paniczne
strzępy - ogrzewanie w domu zle działa, syn może zmarznąć na szkolnej wycieczce, córka trafić w
przyszłości na jakiegoś chuja - trzepot tych wizji zaczerniał godziny od czwartej rano do szóstej, kiedy to
Jonathan zapadał w smaczną drzemkę, przerwaną kwadrans pózniej dzwonkiem budzika.
Tego lata pobudki przypominały czas przed Bożym Narodzeniem, gdy był jeszcze dzieckiem - ssące
oczekiwanie, marzenia wirujące w wyobrazni niezniewolo-nej rzeczywistością. Był tak podekscytowany,
że chociaż próbował zamykać oczy, nie udawało mu się. Wstawał
i skradając się, by nie pobudzić domowników, schodził
po schodach na dół, gdzie czekał prezent - esemes od Andrei.
Uzależnił się od kopertek mrugających z ekranu telefonu, tropił je dniem i nocą, na ich widok zasychało
mu w gardle, drżały ręce. Wieczorami wyczekiwał, kiedy żona położy się spać, po czym siadał na
kanapie i z ciemnego pokoju posyłał wiadomości. Rano z trudem się budził
i kiwał na łóżku, błądząc zaspanym wzrokiem po wiszącej na ścianie fotografii, którą zrobił, gdy
pojechał z Petrą na Gotlandię. Dom krzywy jak wieża w Pizie - złapał
ten przechył w ostatniej chwili. Gdy pojechali tam rok pózniej, chałupa nie istniała.
Nocą Andrea pisała: Masz kod dostępu do moich snów..."
Czy mogę do nich wejść, tak jak stoję?" - odpisywał.
60
A stoisz?..."
W bokserkach".
Na baczność?"
Wyprężony. Dla Ciebie".
Rano kulił się na brzegu łóżka. W szkle zakrywającym zdjęcie z Gotlandii odbijała się czerwona
dachówka stojącej naprzeciwko kamienicy. Zawsze o tej samej porze okno poddasza otwierało się, ktoś
się wychylał, zaczynał krzątać, niebawem pojawiał się kształt drugiej głowy. Jonathan wiedział, co
będzie dalej: kiedy on wsiądzie z dziećmi do samochodu, by zawiezć je do szkoły, ich sąsiedzi - para z
naprzeciwka, pomaszerujÄ… w garniturach do pracy.
Na pierwsze zajęcia twórczego pisania przyszły prawie same kobiety.
Starsze usiadły w grupce bliżej drzwi, młodsze u szczytu podłużnego stołu pod oknem. Dwaj mężczyzni -
łysiejący trzydziestoparolatek i siwy mężczyzna - usiedli w pewnej odległości od siebie.
Cecile przedstawiła Jonathana: autor trzech książek, dziennikarz, absolwent wydziału literatury, Polak,
który zrobił maturę w Anglii, skończył studia we Francji, od paru miesięcy mieszka w Brukseli. Jonathan
kiwał głową, patrząc na długą szyję Cecile, ozdobioną czerwonymi koralami.
- ... za chwilę przedstawi nam program autorski kursu twórczego pisania - zakończyła.
Jonathan otworzył laptopa i wstał.
- Witam - zaczął - i bardzo się cieszę, że mogę zaproponować program, który wydaje mi się, na obecnym
etapie mojego życia, najbardziej interesujący. Mam nadzieję, że zainspiruje i państwa.
Rozejrzał się po zwróconych ku niemu twarzach.
Uważne spojrzenia przeplatały się z zachęcającymi uśmie-61
chami; jedna z młodych kobiet odsuwała nerwowo spadające na czoło włosy, łysawy mężczyzna rysował
bezwiednie koła na kartce.
- Zanim przedstawię temat kursu, chciałbym powiedzieć parę słów o sobie.
Pochylił się nad laptopem, na białym ekranie wiszącym za jego plecami pojawiło się zdjęcie
szczerbatego kilkulatka. Starsze kobiety roześmiały się, młode wymieniły spojrzenia. Mężczyzni
popatrzyli na Jonathana pytajÄ…co.
- Dziękuję za znakomite wprowadzenie - zwrócił się do Cecile. - Po tylu miłych słowach mogę tylko
dodać, że... ten z tyłu to też ja.
Kobiety uśmiechnęły się, starszy mężczyzna poprawił
na nosie okulary. Jonathan wskazał za siebie palcem i powiedział:
- Miałem wtedy mniej zębów...
Roześmiali się, trzydziestoparolatek odłożył długopis.
- ...i mniej paskudnych doświadczeń. Narkotyki, oczywiście. - Poczekał, aż się całkiem odprężą, po czym
spoważniał. - Ale trzymam to zdjęcie, co więcej, czasem na nie patrzę. Dlaczego? Bo tyle się wokół nas
dzieje...
Rano biegniemy do pracy, po południu po dzieci, w soboty robimy zakupy, w niedzielę organizujemy
rodzinom rozrywki. Albo karmimy koty i stresujemy się egzaminami z obcych języków. Od czasu do czasu
spotykamy się z ludzmi, których naprawdę lubimy. Zbyt rzadko. Podobnie, jak zbyt rzadko wdychamy
spokojnie powietrze, które przypomina nam o minionych wakacjach, zbyt rzadko po prostu siedzimy i
patrzymy przed siebie, bez celu...
Spojrzał na zgromadzonych, słuchali każdego jego słowa.
- Wydaje mi się ważne - podjął, wskazując uśmiechającego się zza jego pleców szczerbatego chłopca -
żeby nie stracić siebie z oczu. W pisaniu to właśnie wydaje mi się najważniejsze.
- Dwa piwa na placu Luksemburskim?
- Nie wiem, o której Megi... - zaczął Jonathan.
- Trzy piwa - głos Stefana brzmiał s t a n o w c z o . - P r z y j d z
wcześniej, załapiesz się na szczęśliwe godziny", piwo o połowę tańsze.
Plac Luksemburski, przytulny skwer z niską zabudową, w piątek po południu zaklejony był urzędnikami.
Punkciki w garniturach przemieszczały się między stolikami i deptały skrawek trawnika, który
spontanicznie przyjÄ…Å‚
na siebie funkcję palarni. Jonathan przypiął rower i ruszył
do knajpki O'Farrell".
Stefan, który, sądząc po rozstrzelonym spojrzeniu i gargantuicznym śmiechu, sporo wypił, przysunął się
do niego.
- Rafała znasz, u niego była ostatnia impreza.
Jonathan kiwnął głową tamtemu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]