[ Pobierz całość w formacie PDF ]

oczywiście, nie będziesz miał nic przeciwko temu, że będziesz
trochę... ściśnięty.
Niepojęte. Po co ona taszczy ze sobą taki ciężar, skoro miała
spędzić w Seattle tylko jedną noc - naturalnie w hotelu - i
następnego ranka wracać do Atlanty? A jeśli już załadowała
coś takiego do torby, to po co ciągnęła ją ze sobą, zamiast
nadać na bagaże Odpowiedz prosta. Nie chciała się z nią
rozstawać ani na minutę. A więc kolejne pytanie: dlaczego nie
chciała się z nią rozstawać? Odpowiedzi brak, a dobrze byłoby
ją uzyskać.
Jego milczenie było wkurzające. Sunny spojrzała na ten może
i absurdalny stosik swoich rzeczy, po czym wyjęła z torby
ostatnią rzecz. Ciepły sweter. Nałożyła go pospiesznie, po
czym usiadła i naciągnęła na nogi ciepłe skarpety, znów
przykucnęła i wszystkie swoje skarby zaczęła wkładać z
powrotem do torby.
Jej umysł pracował gorączkowo. Chance miał taką minę, że
ciarki przechodziły jej po plecach. Spojrzenie było ponure,
grozne, nic dziwnego, że migiem sobie przypomniała, z jaką
łatwością powalił tamtego złodziejaszka na lotnisku. A poza
tym ta nieprawdopodobna zwinność i szybkość u wysokiego
postawnego mężczyzny jest także zastanawiająca. Jednym
słowem, nie jest to ot, taki sobie zwyczajny pilot czarterowy. I
ona z kimś takim uwięziona jest na całkowitym odludziu...
54
A może... może on działa na zlecenie jej ojca...
Znów poczuła zimny dreszcz na plecach, ale zdrowy
rozsądek przeważył. Nie, to niemożliwe. Ojciec, gdyby wpadł
na jej ślad i chciał ją zgarnąć, mógł nasłać na nią kogoś tylko w
Atlancie. Bo wszystko, co zdarzyło się potem, było dziełem
przypadku. Jej podróż zygzakiem przez całe niemal Stany, i
fakt, że właśnie o tej godzinie siedziała na lotnisku w Salt Lake
City...
Chwila paniki minęła i myśli Sunny pobiegły w innym
kierunku. Przypomniała sobie, jak Chance osobiście wyciągnął
ją z samolotu, jak otulił ją kocem. I z jaką uprzejmością
traktował ją przedtem, jeszcze na lotnisku w Salt Lake City.
Był to silny, niezwykle sprawny mężczyzna, przyzwyczajony
do trudnych sytuacji i podejmowania decyzji. I nagle olśniło ją.
Przecież to na pewno wojskowy, po odpowiednim szkoleniu.
Jak mogła tego wcześniej nie zauważyć? I fatalnie, że nie
zauważyła. Przecież jej życie i życie Margrety w dużym
stopniu zależało od tego, czy Sunny umie szybko rozszyfrować
innych ludzi i czy potrafi być czujna. A przy tym mężczyznie
na chwilę zapomniała o czujności, oddając się po prostu bez
reszty rozkoszy jego pocałunku. Ten mężczyzna pociągał ją
niebywale, a odkrycie, że on doświadcza czegoś podobnego -
szokowało.
 A po co ci ten namiot ?  spytał nagle Chance, przykucając
obok niej. - Chyba nie miałaś zamiaru rozbijać go w holu
hotelowymi
Naturalnie, natychmiast oczyma wyobrazni zobaczyła swój
namiocik ustawiony gdzieś pod palmą w doniczce, obok
recepcji. Nie było siły, musiała wybuchnąć śmiechem. A
Sunny Miller śmiała się bardzo często i bardzo głośno. Z byle
czego. Dzięki temu przecież pozostała jeszcze przy zdrowych
zmysłach.
Poczuła na karku ciepłą dłoń.
-Sunny? Może mi jednak powiesz, po co ci ten namiot .
Nie przestając się śmiać, potrząsnęła głową.
55
-Po co, Chance-?- Znalezliśmy się tu przypadkiem i kiedy ta
przygoda się skończy, nigdy już się nie zobaczymy. Lepiej
więc ty zachowaj dla siebie swoje sekrety, a ja z moimi zrobię
to samo.
Chance milczał przez chwilę. W świetle latarki jego twarz
wydała się Sunny bardzo surowa i chyba napięta.
-No, dobrze - odezwał się w końcu. - Nie wiem, dlaczego
jesteś taka skryta, ale teraz to zupełnie nie ma znaczenia. A w
sumie to i dobrze, że masz ten namiot. Nie wiadomo przecież,
jak długo będziemy tu uziemieni.
-Dlaczego tak mówisz? Przecież będą nas szukać, a poza tym
ty masz w samolocie radio.
-Tak. Ale jesteśmy w kanionie.
Nie musiał jej niczego wyjaśniać. Wysokie, skaliste ściany
skutecznie zablokują fale. Sygnał pójdzie tylko w górę i trzeba
mieć wielkie szczęście, żeby ktoś akurat tędy przelatywał i
sygnał odebrał.
Namiot rozstawili razem. Sunny mogła zrobić to sama,
ćwiczyła przecież tyle razy, ale we dwójkę zrobili to
błyskawicznie. Spoglądała na namiot z obawą, zastanawiając
się, czy Chance w ogóle się w nim zmieści. Na długość - może,
gorzej - wszerz, tym bardziej że przecież obok miała ułożyć się
jeszcze ona. Jej serce zabiło żywiej. W tym ciaśniutkim
namiocie będą musieli ułożyć się tuż obok siebie, bliziusieńko,
kto wie, czy Chance nie będzie zmuszony objąć jej ramieniem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl