[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Alanna czekała na niego przy drzwiach. Nie zdziwiła się na
widok czekajÄ…cego samochodu.
- Uważaj na siebie - powiedziaÅ‚a, powstrzymujÄ…c Å‚zy na­
pływające do oczu na myśl o tym, że Mitch odchodzi z jej
życia.
Uśmiechnął się szeroko, chociaż serce mu pękało.
- Nie martw się. Jestem niezwyciężony.
Zabawne, że on rzeczywiście w to wierzy.
- Szczęśliwego życia, Allie.
- Dla ciebie też - szepnęła. - BÄ™dÄ™ ciÄ™ oglÄ…dać w wiado­
mościach.
- Dobrze to wiedzieć.
Pochylił głowę, dotknął wargami jej czoła i odszedł.
ZapadaÅ‚ zmierzch. SÅ‚oÅ„ce rozsnuwaÅ‚o wstÄ™gi zÅ‚ota na cie­
mnych wodach zatoki San Francisco. Mewy unosiły się nad
falami. Aodzie kołysały się lekko na cumach.
Alanna poczuła ulgę na widok łodzi Jonasa. Albo zmienił
zdanie i nie wypłynął, albo wierzył, że ona pojawi się tu
wieczorem.
Jonas siedział na pokładzie. Widział, że zaparkowała na
końcu falochronu. Obserwował, jak idzie w kierunku łodzi.
Kiedy się zbliżyła, chciał się zerwać, złapać ją i zaciągnąć do
TEN TRZECI " 187
kajuty; zanim się rozmyśli. Ale pozostał na swoim miejscu,
czekajÄ…c na jej ruch.
- Można prosić o pozwolenie wejÅ›cia na pokÅ‚ad, kapita­
nie? - Pod pogodnymi słowami wyczuł niepokój.
- Zgoda. - Wstał i wyciągnął rękę, pomagając jej wejść
do łodzi. Kiedy jej stopy dotknęły pokładu, poczuła, że jest
w domu.
Gdyby jeszcze wiedziaÅ‚a, co powiedzieć. Owszem, wie­
działa, co powiedzieć. Nie wiedziała tylko jak. Wszystkie
inteligentne, namiętne przemowy, które obmyśliła w drodze
do Sausalito, uleciały jej z głowy na widok Jonasa.
- Mitch wróciÅ‚. Powierzono mu nowe zadanie. Jutro wy­
jeżdża do Ameryki Aacińskiej.
Jonas obserwował ją bacznie ze ściągniętymi brwiami.
- A co ty na to?
Jego spokojny gÅ‚os nie ukoiÅ‚ jej nerwów. Alanna przecze­
sała palcami włosy.
- Uważam, że to gÅ‚upota, szaleÅ„stwo i brak odpowiedzial­
ności. Myślę też, że skoro on chce to zrobić - i czuje, że musi
- powinien to zrobić.
- Sam.
- Tak. - NabraÅ‚a powietrza przed zanurzeniem siÄ™ w bar­
dziej niebezpieczne wody. - Czy wciąż jeszcze chcesz się ze
mną ożenić, Jonas? Czy wszystko zepsułam?
Podszedł do niej, patrząc głęboko w oczy. Jej zapach na
chwilÄ™ rozproszyÅ‚ jego uwagÄ™, ale wówczas przypomniaÅ‚ so­
bie, co chce powiedzieć.
- Wiem, że kochałaś Mitcha. I godzę się z tym. Twoje
uczucia dla niego, twoje mÅ‚odzieÅ„cze zadurzenie, małżeÅ„­
stwo, zabiegi o jego uwolnienie, walka o zachowanie go
w pamięci - wszystko to czyni cię tym, kim jesteś. - Położył
dÅ‚onie na jej ramionach. - KobietÄ…, którÄ… kocham. Nie chciaÅ‚­
bym, żebyś stała się inna.
188 " TEN TRZECI
- I ja ciÄ™ kocham.
Jonas przytulił ją mocniej.
- Powiedz to jeszcze raz.
- Kocham cię. - Alanna roześmiała się i ujęła jego twarz
w dłonie. - Kocham cię. - Podała mu usta. - Kocham cię
- powtarzała bez tchu. - I chcę spędzić życie, kochając się
z tobÄ… i rodzÄ…c ci dzieci i...
- Hej, poczekaj chwilę - powiedział Jonas, odsuwając ją
lekko od siebie. - Może jestem staroświecki, ale jeśli mamy mieć
dzieci, chyba najpierw powinniśmy pomyśleć o ślubie?
- Tak szybko, jak to możliwe - zgodziła się. - Ale teraz...
- Odnalazła ustami jego wargi.
Z westchnieniem rozkoszy i ulgi Jonas wziął ją na ręce
i zaniósł do kajuty.
ByÅ‚o ciemno. Nasyceni, wypoczywali po miÅ‚osnych unie­
sieniach. Alanna westchnęła i przytuliła się do Jonasa.
- Jesteś bardzo cicha - szepnął Jonas. - O czym myślisz?
- Och, o tym i tamtym. - Kiedy jej spojrzenie przeniosło
się na ślubną suknię wiszącą koło drzwi, Alannę ogarnęło
podniecenie i spokój jednoczeÅ›nie. A co wiÄ™cej, byÅ‚a przeko­
nana, że dokonała słusznego wyboru.
- Mam nadzieję, że o czymś przyjemnym - powiedział
Jonas, pieszczÄ…c wargami jej szyjÄ™.
Uda im się. Pożegnała się' z przeszłością, a teraz nadszedł
czas na nowy początek. Z Jonasem. Alanna nie mogła się już
doczekać.
Uśmiechnęła się i uniosła twarz do pocałunku.
- O, tak.
KONIEC [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl