[ Pobierz całość w formacie PDF ]

VEHRENBERG. Napis nad urządzeniem otwierającym drzwi głosił: PRZED OTWARCIEM TYCH
DRZWI NALE%7łY WEZWA WARTOWNIKA. Tenże napis widniał poniżej w sześciu innych językach,
w tym także po arabsku i japońsku. Wiedziała, że tak jest, gdyż umiała czytać w tych językach. Nie
pytała samej siebie, jakim cudem to potrafi, podobnie jak nie zastanawiała się, dlaczego umie
oddychać, myśleć lub zabijać. Po prostu to robiła.
Kinloch pokazał jej kolejny obrazek: "O-K-R--T".
Zastanawiała się, czy ma kości równie kruche jar tamten mężczyzna za szybą, człowiek, który robił
z nią coś za pomocą mechanicznych ramion. Owe myśli zajmowały ją jeszcze przez kilka chwil. Kiedy
piąty raz powtórzył to samo słowo uznała że ma już dość. Ze znużeniem wymamrotała: "Okręt".
Mężczyzna wydawał się tak uradowany, że natychmiast tego pożałowała. Pokazał jej następny
obrazek. Tym razem powtórzyła słowo natychmiast, byle tylko znów nie zaczął jej zanudzać: "Pies".
Wszystkie obrazki budziły w jej umyśle pewne skojarzenia, ale żaden nie ożywił wspomnień
szczególniejszej natury. Były to rzeczy mające swoje nazwy, nazwy proste, nazwy, które znała.
wiczenie nie miało sensu; spojrzała na stos rysunków leżących przed Kinlochem i o mało nie jęknęła.
Było ich tak wiele!
W laboratorium eksperymentalnym generał Martin Allahandro Carlos Perez stał sztywno, jakby
kij połknął, z rękoma skrzyżowanymi na piersi i wpatrywał się w ekran monitora, na którym
prezentowano nagranie z sesji testów tej kobiety. Patrzył, choć nie był pewien, czy to aprobuje.
Utrzymywanie przy życiu żywiciela po wyjęciu zeń obiektu nie było elementem oryginalnego planu.
Nigdy nie brano tego pod uwagę. Kiedy dwaj naukowcy, Wren i Gediman, oraz żołnierze Distephano i
Calabrese złożyli szczegółowe raporty o ataku żywiciela na Wrena, Perez natychmiast ściągnął obu
lekarzy do swojego biura "na dywanik". Mimo iż wszyscy badacze należeli do personelu wojskowego,
nie byli żołnierzami, jak on. Pomimo przeszkolenia wciąż pozostali lekarzami. Nauka wymagała
równie żelaznej dyscypliny jak służba wojskowa, ale od niepamiętnych czasów lekarze uważani byli
najmniej typowych żołnierzy, wiecznie kwestionujących rozkazy i burzących ustalony ład. Ich
pierwszym i nadrzędnym zadaniem było poszukiwanie wiedzy, podczas gdy zwykły żołnierz podlegał
przede wszystkim swojemu dowódcy i jednostce, a jego bogami były dyscyplina oraz porządek. Nauka
i system wojskowy często nie były w stanie iść ze sobą w parze, żywiciel zaś... ta kobieta... stanowił
jawny tego dowód.
Otrzymała postrzał z przyłożenia, pełną moc ładunku, który ledwie ją oszołomił. Czymże ona jest,
u diabła? I czego chcą od niej ci dwaj? Na co liczą?
Perez wiedział jedno. Pomysł z pozostawieniem jej na statku ani trochę nie przypadł mu do gustu.
Absolutnie.
Dwaj naukowcy - którzy wciąż starali się udobruchać go, po tym jak zmuszono ich, by
potwierdzili, że zachowali żywiciela przy życiu, bez oficjalnego powiadomienia go o swych zamiarach,
a co dopiero zatwierdzenia tej decyzji - krążyli niespokojnie jak dwie ćmy szukające bezpiecznego
miejsca do lądowania. Perez zasępił się, bo przypomniał sobie, że widział dwie ćmy w
pomieszczeniach magazynowych. Nie potrafił pojąć, jak tym upierdliwym małym sukinsynom udało
się przetrwać tak długo.
- To sprawa bezprecedensowa - wtrącił Wren, podczas gdy kobieta rutynowo rozpoznawała
wizerunki na kartach.
- Całkowicie! - powtórzył jak papuga jego kompan, doktor Gediman. - Ona zachowuje się jak
osobnik w pełni dorosły.
Dwaj naukowcy wymienili spojrzenia, wydawali się połączeni jakimś rodzajem więzi
telepatycznej.
Perez zmarszczył brwi.
- A jej wspomnienia? - Znów wymiana spojrzeń.
- Są pewne luki - rzekł w końcu Wren z wahaniem. - Zauważyliśmy również, w pewnym stopniu,
istnienie dysonansu kognicyjnego.
Perez zastanawiał się, czy Wren naprawdę to wiedział, czy jedynie się domyślał. A może ona
skutecznie zamydlała mu oczy. Już dwa razy zaskoczyła ich nieprzewidywalnymi, niespodziewanymi i
bezpodstawnymi atakami przemocy - jeżeli atak drapieżnika można w ogóle określić mianem
bezpodstawnego. Do czego jeszcze mogła być zdolna?
Perez był odpowiedzialny za wszystkie na tym statku, również za tych dwóch kretynów. Czy
mógł usprawiedliwić dalsze trzymanie na pokładzie tego... tej... Czym ona w ogóle jest, u kurwy
nędzy? Czy miał dość odwagi, by nadal utrzymywać ją przy życiu i postawić na szali życie wszystkich
innych, tylko że dzięki niej ci dwaj cholerni idioci mieli okazję pobawić się w doktora?
Wren był wyraznie zaniepokojony brakiem entuzjazmu ze strony Pereza. Przetarł ekran monitora,
za którym lekarz pokazywał żywicielce obrazek przedstawiający wielkiego pomarańczowego kota.
Spojrzała nań, zawahała się, po czym odwróciła wzrok, marszcząc brwi, jakby szukała czegoś w
pamięci.
To ciekawe, pomyślał Perez.
- Ona jest porąbana! - zawyrokował Gediman.
Wren spojrzał na niego z dezaprobatą. Perez wiedział, że Wren nie znosi tego typu
nieprofesjonalnego, subiektywnego języka.
Perez z niejakim rozbawieniem obserwował, jak więzy przyjazni między tymi dwoma zaczynają
się rozluzniać.
%7ładnej dyscypliny. %7ładnej lojalności. Ani śladu skupienia. Jedynie ciekawość. Może to ona zabiła
kota, na którego nie chciała patrzeć "żywicielka".
Zauważył autorytatywnie:
- Ona ma kłopoty z łączeniem faktów i zjawisk. To rodzaj autyzmu emocjonalnego. Pewne
reakcje...
Perez przestał go słuchać. Wren przypominał mu polityka... jego słownictwo mogło być [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl