[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stwierdzenie. Była dopiero pierwsza. Nie pamiętał już, kiedy po
raz ostatni położył się tak wcześnie, a tym bardziej nie pamiętał,
kiedy tak wcześnie zasnął.
- Doprawdy? - spytał ironicznym tonem. - A to dlaczego?
- Miałam nadzieję, że zdołamy porozmawiać.
Udał, że patrzy na zegarek, choć nie mógł go w ciemnościach
dojrzeć.
- Teraz?
Skinęła głową. Dostrzegł jasną linię wśród jedwabistych,
miedzianych włosów, która przebiegała tam, gdzie się
rozdzielały.
- Tak, bardzo bym chciała. Jeśli możesz. Sądzę, że to
najlepszy moment, gdyż Marlenę śpi.
- Dobrze - wzruszył ramionami. - W moim gabinecie?
Ponownie skinęła.
- Czy chcesz, żebym przyszedł po ciebie? Potrząsnęła
przecząco głową, a jej twarz rozbłysła w świetle, by po chwili
zniknąć w mroku.
- Sama trafię - powiedziała i zeszła z balkonu, znikając w
drzwiach prowadzących do pokoju.
Z ulgą przyjął odroczenie rozmowy, choćby nawet tak
krótkie. Potrzebował czasu, by się opanować. Zapewne to
przeklęte zimne powietrze drażniące jego skórę sprawiało, iż tak
ostro, tak dojmująco odczuwał jej obecność. Wszedł do pokoju,
zatrzaskując za sobą drzwi. Jeszcze jeden drink. Odrętwienie
jest takie miłe.
RS
37
ROZDZIAA CZWARTY
Na jego widok Hilary zrobiło się przykro, że nie czekała do
rana. Sprawiał wrażenie skrajnie wyczerpanego i
niewyobrażalnie rozdrażnionego. Przekrzywiony krawat luzno
zwisał na jego szyi, jakby szarpał nim w gniewie. Biała frakowa
koszula była pomięta, a rozpięte i podwinięte mankiety
ukazywały muskularne ręce pokryte ciemnym meszkiem.
Co gorsza, mimo słabego światła, zdała sobie sprawę, że był
po alkoholu. A błysk w jego oczach nie wskazywał na to, by
alkohol wprawiał go w dobry humor. Nie, pomyślała, nie jest to
najbardziej korzystny moment, by prosić o dziecięce śpioszki.
Ale nie miała odwrotu. Drzwi gabinetu stały otworem. Gdy
tam weszła, Conner niemal cały wsunął się za biurko, jakby
chcąc zasugerować, że zakłóca mu jakieś ważne sprawy. Mocno
w to jednak wątpiła. Blat biurka był pusty. Mogłaby się założyć,
że gospodarz zajmował się wyłącznie zawartością karafki, która
stała w barku.
Nie wstał nawet, gdy weszła. Wykonał tylko ruch ręką, w
której trzymał szklankę, wskazując, gdzie ma usiąść.
- Domyślam się, że chodzi o Marlenę.
- Tak. - Hilary usiadła przed biurkiem na krześle o prostym
oparciu, czując się jak ktoś, kto ubiega się o pożyczkę.
I to zapewne było jego intencją. - Naturalnie.
- Naturalnie - z głębokim westchnieniem poruszył się w
fotelu. - Czy zdołałaś z nią porozmawiać?
- Spędziłyśmy razem cały wieczór i oczywiście
rozmawiałyśmy.
- To nie jest tak całkiem oczywiste. Marlenę potrafi siedzieć
ze mną godzinami w tym samym pokoju i nie odzywać się ani
słowem. To mistrzyni znaczącego milczenia. Osiągnęła swoisty
rekord, cztery godziny.
Hilary nie umiała znalezć odpowiedzi. Wierciła się na
twardym krześle. Nagle uświadomiła sobie, jak zimno jest w
RS
38
tym pokoju. Musiał przez dłuższy czas stać na balkonie,
zostawiając za sobą otwarte drzwi. Ukradkiem rozcierała ręce,
na które wystąpiła gęsia skórka. Jego ton nie wpłynął na
temperaturę rozmowy. Po co jej to mówi? Czy spodziewa się, że
zacznie go przepraszać za humory Marlenę? Nie zamierzała tego
robić. Nie wiedziała zresztą do tej pory, kto właściwie jest
odpowiedzialny za te godziny milczenia.
- To musi być bardzo niewygodne dla was obojga -
powiedziała, zajmując postawę bezstronnego obserwatora.
- Wygląda na to, że obydwoje jesteście samotni.
- Niewątpliwie. - Założył nogę na kolano drugiej nogi i
wsunął się w głąb skórzanego fotela, który zareagował na
przesunięcie ciężaru lekkim skrzypnięciem. - Ale ja zawsze
mieszkałem w hotelach - dodał, uśmiechając się tak słabo, że
tym razem dołki nie wystąpiły na jego policzki.
- Nawykłem do obcowania z ludzmi, których nie znam, nie
lubię i z którymi nawet nie rozmawiam.
Po raz drugi w czasie tej krótkiej rozmowy Hilary nie znalazła
odpowiednich słów. No, bo co właściwie miała powiedzieć?
Jego ponure stwierdzenie, wygłoszone bez cienia patosu, nie
dopuszczało nawet próby grzecznościowego współczucia. Poza
tym zapewne należała do kategorii tych, których on ,,nie zna i
nie lubi". Czyżby chciał ją urazić? Ale w wyrazie twarzy
Connera nie znalazła odpowiedzi. Nic dziwnego, że Marlenę nie
chciała z nim rozmawiać, pomyślała z irytacją Hilary.
Doszukiwanie się treści między wierszami to mozolne zadanie.
- A więc - szarpnął i rozsupłał węzeł, po czym zsunął krawat,
szeleszcząc jedwabnym kołnierzem koszuli. - Jak przebiegła
rozmowa? Sądzę, że poświęciła cały wieczór wyliczaniu moich
wad.
- No, jeszcze nie wszystkich. - Hilary miała dość błądzenia
pośród konwersacyjnych pułapek. Jeśli chce pomóc Marlenę,
musi przeciwstawić się Connerowi. Tym razem nie ma on przed
sobą niedojrzałej dziewiętnastolatki, którą łatwo pognębić.
RS
39
Najwyższy czas, by to pojął. - Wyliczała je w porządku
alfabetycznym. Dziś wieczór dotarła zaledwie do ,,D".
Był wyraznie zaskoczony. Uniósł brwi i rzucił krawat na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]