[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wyperfu-mowany. W tym samym czasie ja miałem zaledwie parę godzin, żeby
wyprowadzić się z mojego mieszkania, wymalować je, wynająć i zniknąć.
-Ale... dlaczego?
-
Cóż... żeby odpowiedzieć na to pytanie, muszę wykonać jeden mały krok
wstecz. A właściwie dwa kroki. Myślę, że mam dosyć aktualne dane na temat tego,
co ty, Bientot i twój wujek odkryliście w sprawie Bena. Ale... - Gestem uciszył
Beatrycze. - Zanim pojawią się inni... muszę opowiedzieć ci parę rzeczy. A zatem, dlaczego
wysłałem do ciebie Sandrina? Powiedzmy, że... potrzebowałem, żebyś tu
przyszła. I oni też...
-
Kto taki, Profesorze?
-
Zakhar... i zdrajca. Krótko mówiąc, muszę się dowiedzieć, kto uprawia
podwójną grę...
Beatrycze nic z tego nie rozumiała.
-
Podwójną grę?
286
a. J Rozwój _e
e>
-
Dokładnie tak. Dlatego wybrałem to miejsce. Jest opuszczone już od dawna,
nikt więc nam nie przeszkodzi. A właśnie, byłbym zapomniał... - Profesor wyciągnął
z kieszeni pudełko z czterema zatyczkami do uszu i podał je Beatrycze. - Kiedy się zorientujesz, że są
potrzebne, załóż je natychmiast, ok? Druga para jest dla twojego wujka... zatrzymaj je, w razie gdyby
jednak przyszedł.
Beatrycze wzięła zatyczki i popatrzyła na nie w zdumieniu.
Profesor klasnął w dłonie.
-
A teraz... sądzę, że należy rozpocząć od krótkiej prezentacji.
Wskazał obraz za swymi plecami. Był to portret mężczyzny o mocno wystających
kościach policzkowych, prostokątnym czole i bardzo małych oczkach.
-
Ten pan... to Ben Laquedem.
Beatrycze nie zdążyła zdziwić się jeszcze bardziej, ponieważ Profesor ciągnął
opowieść:
-
Podejdz i przyjrzyj mu się z bliska. Namalował go artysta bardzo bliski
królowi Wiktorowi Amadeuszowi
II, niejaki Piętro Domenico Olivero w 1731 roku. Po-
wiedzmy, że... hmm... wypożyczyłem go z Willi.
-Ale 1731 to... - zastanowiła się Beatrycze.
-
Ostatni rok, który Ben spędził na wolności, nim został uwięziony w domu
wariatów, skąd, niestety, jak wiesz...
-
Już nie wyszedł.
287
- °> J RozdziaÅ‚ 27 _e.
-
Właśnie.
-
Ale dlaczego król miałby zamawiać mu portret, skoro potem...?
Profesor wysunął ręce do przodu.
-
Po kolei, dziecino! Mamy mało czasu, owszem, ale to nie powód, żeby go
marnować, psując sobie całą opowieść. Król zamówił portret Bena i pięciu innych
osób, łącznie z sobą samym. Ci inni to Królowa, Goniec, Skoczek i Wieża. Razem
stanowiÄ… grupÄ™ Srebrnej Szachownicy.
-
Ben Laquedem należał do Srebrnej Szachownicy?
-
O tak. Był Pionem, dokładnie mówiąc. Pionem, tutaj już w otoczeniu swych
słynnych książek.
Beatrycze spojrzała na nie, widoczne za plecami mężczyzny na portrecie, i przebiegł
jÄ… dreszcz.
-
A jego książki... - ciągnął Profesor, cmoktając dropsa - prowadzą nas prosto do
następnego pytania: co się kryje, tak naprawdę, w książkach Bena? I skąd pochodzi to, co jest w nich
ukryte?
-
Od %7łelaznej Maski - odparła Beatrycze.
Profesor przez dłuższą chwilę bębnił palcami o kolano, nim znowu zabrał głos.
-
No proszę, a ja myślałem, że cię zaskoczę. Więc już wiesz...
-
Niczego nie wiem. Tyle tylko, że Ben był jego lekarzem. Pojechaliśmy do
Exilies.
-Ach! - zawołał Profesor. - Dobrze! Znakomicie! Doskonale. Tak właśnie było. Ben jako lekarz miał
okazjÄ™
288
Rozwój
wielokrotnie rozmawiać z francuskim więzniem i odkryć jego tożsamość. Co
dosłownie doprowadziło go do szaleństwa.
-
Dlaczego? Kim on był?
-
Ach, któż to może powiedzieć? Nikt nie wie dokładnie, a przynajmniej nie zna
nazwiska. Ale... wiem w jakim był wieku.
-
W jakim?
-
Gdy został przywieziony do Exilies, %7łelazna Maska był dzieckiem.
Beatrycze wydała okrzyk.
-
Dzieckiem?!
-
Zgadza się. Dzieckiem szalenie ciekawskim, które za często przesiadywało w
królewskiej bibliotece. Przypuszczam, że był to syn nadwornego bibliotekarza króla Francji,
niejakiego André Danicana Philidora... Ale czy można mieć pewność? W
każdym razie, za sprawą swego zamiłowania do książek i nadmiernej ciekawości,
natknął się na sekret, który lepiej było omijać z daleka. Sekret, chroniony przez koronę francuską z
najwyższą determinacją - istnienie zaginionego języka, Języka Królów, z którego nieliczne ocalałe
słowa kolejni władcy Francji przekazywali sobie w spadku. Ile ich było? Dziesięć? Dwadzieścia?
Sto? Nie wiemy tego.
-
Język Królów...
-
Właśnie. Prastary język o niesłychanej mocy. Francuscy monarchowie uważali
się za jego wyłącznych de-
289
g J Rozdział 27 _>
pozytariuszy. Kardynał Mazarin wysłał swego najbardziej zaufanego
współpracownika, by przesiewał biblioteki połowy świata, w poszukiwaniu innych
słów tej baśniowej mowy lub kogoś, kto by je znał...
-
Czterdzieści tysięcy książek kardynała Mazarina...
-
Doskonale! Tak! Jesteś świetna! Właśnie o nie chodzi. Ale poszukiwania nie
dały rezultatów. Ani korona Anglii, ani duńska czy szwedzka nie zdawały się
wiedzieć czegokolwiek o istnieniu Języka Królów. I... tu potrzebny jest drugi dropsik.
- Wsunąwszy do ust kolejny cukierek, Profesor opowiadał dalej: - Widzisz, Beatrycze, wielu
badaczy podejrzewało jego istnienie. Niektórzy odnalezli jakieś fragmenty, tu i tam. Wersy Dantego...
motto dynastii sabaudzkiej... słowa o zaginionym znaczeniu...
Ale skąd one pochodzą? Kto mówił tym językiem? Nie ma na to odpowiedzi,
oczywiście, ale... jednym z najsłynniejszych mitów jest ten o wieży Babel. Powiada się, jakoby przed
przystąpieniem do budowy wieży sięgającej niebios, ludzie mówili wspólnym językiem. Potem, gdy
wieża runęła i architekci, konstruktorzy oraz
budowniczowie, którzy rzucili wyzwanie niebu, rozpierzchli się na cztery strony
świata, a język ten zaginął. Nikt już nie pamiętał słów. Nikt ich nie rozumiał...
Wszystko przepadło.
Nastąpiła dłuższa chwila ciszy.
-
Być może... - podjął opowieść Profesor, unosząc wskazujący palec prawej
dłoni. - Być może jednak, ktoś zapisał na kamiennych blokach wieży kilka z tych
słów.
290
- J Rozwój i -
A ktoś inny zachował pamięć o ich znaczeniu. A wtedy, być może, podkreślam, być
może, ludzie ci rozeszli się po całym świecie i zabrali ze sobą tę garść słów. Słowa.
To wszystko, cały sekret. Podobno słowa pierwotnego języka przemawiały
bezpośrednio do ludzkiej duszy Do samej naszej istoty. I zawarte w nich polecenia człowiek
wykonywał natychmiast, nie myśląc. Słowa, których przekaz trafiał wprost do serca. Dlatego były
niczym królewskie rozkazy. I niektórzy królowie je znali...
Beatrycze uśmiechnęła się.
-
I co było potem?
-
Słowa krążyły od monarchy do monarchy, od dworu do dworu, od królestwa
do królestwa. Chiny, Indie, Rosja, Polska, Hiszpania, Wiochy, Francja... Kto wie, ilu ludzi poznało
jedno, dwa czy więcej słów z Języka Królów? Jakie mamy ślady
istnienia tej tajemnej mowy? Bardzo nieliczne, prawdÄ™ powiedziawszy. Dante
Alighieri każe nią przemawiać demonom. Diabeł, to król tego świata, jak twierdzą niektórzy...
-
Pieśń siódma wers pierwszy i pieśń trzydziesta pierwsza wers sześćdziesiąty
siódmy... - przypomniała Beatrycze.
-
Zgadza się..i maleńkie ślady. Ale powróćmy do Bena, moja droga, bo czas
ucieka. Powróćmy do Bena i do dziecka w żelaznej masce, które odkryło sekret
władzy królów Francji. Jesteśmy w więzieniu, chłopiec został już skazany. Za swe odkrycie zapłacił
wolnością. Zostaje od-291
.- °> J RozdziaÅ‚ 27 l
dalony od dworu, zamaskowany, unieszkodliwiony, tak aby zdobytego sekretu nie
mógł przekazać nikomu. Ale nie zostaje zabity, mimo wszystko jest dzieckiem, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl