[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zasłony dzielące główne pomieszczenie od sypialni, bo chciała jeszcze raz spojrzeć na miejsce, gdzie
przeżyła tyle upojnych nocy. Zastanawiała się jedynie, czy tak musiało się stać. Gdyby nie zakochała
się w Philipie, tylko nadal go nienawidziła, w tej chwili byłaby szczęśliwa. Tymczasem czuła się tak,
jakby jej życie dobiegało końca.
Uświadomiła sobie, że nie będzie mogła jechać konno przez pustynię ubrana w tym, co miała na
sobie. Podeszła więc do kufra i wyjęła czarny aksamitny chałat i kufiję, po czym szybko nałożyła je
na siebie.
Postanowiła, że oprócz tego nie zabierze nic więcej.
Wyjęła nawet z włosów i rzuciła na łóżko wysadzany rubinami grzebień, który dostała od Philipa na
Gwiazdkę. Wtedy sprawił jej przyjemną niespodziankę; teraz jednak nie chciała zatrzymać żadnego
przedmiotu, który go przypominał. Ale kiedy jej wzrok padł na lustro, które kiedyś dostała od
Rashida - pomyślała o Aminie.
Wzięła je i wyszła z sypialni.
- Christino, musimy zabrać twoje rzeczy - ponaglał
Rashid.
- Nie potrzebuję niczego - rzuciła mu w twarz - co otrzymałam od Philipa. Chciałabym tylko
pożegnać się z Aminą i dać jej to - podniosła do góry lusterko. - Nie wezmę niczego - powtórzyła -
co przypominałoby mi o tym miejscu, ale Amina była moją dobrą przyjaciółką, 178
więc muszę zostawić jej jakąś pamiątkę. Rozumiesz mnie, prawda?
-Tak.
Christina jeszcze raz rozejrzała się po namiocie, po czym szybko wybiegła. Zatrzymała się przed
namiotem Aminy i zawołała ją. Gdy Amina wyszła, Christina znów się rozpłakała.
- Co się stało? - zaniepokoiła się Amina, przytulając się do przyjaciółki. Christina wzięła ją za rękę i
wcisnÄ™
Å‚a jej lusterko.
- Chciałam ci to podarować, abyś pamiętała, że kocham cię jak siostrę. Przyszłam się z tobą
pożegnać, bo wyjeżdżam.
- Dokąd wyjeżdżasz? A czy prędko wrócisz? - pyta
ła niespokojnie Amina, choć się chyba domyślała, że nigdy więcej się nie zobaczą.
- Wyjeżdżam do mojego brata i tu już nie wrócę. Będę tęsknić za tobą, Amino, bo byłaś mi
prawdziwą przyjaciółką.
- Ale dlaczego, Christino?
- Nieważne. Po prostu nie mogę tu dłużej zostać. Po
żegnaj ode mnie Syeda i jego braci. Przekaż, że życzę im wszystkiego najlepszego, a małego Syeda i
dzidziusia ucałuj ode mnie. Popłakałabym się, gdybym sama poszła ich ucałować. - Blado się
uśmiechnęła do Aminy i otoczyła ją ramionami. - Będę często o tobie myślała.
Do widzenia!
I szybko pobiegła do zagrody. Tam Rashid przygotował już konie. Pomógł jej dosiąść Kruka, po
czym razem wyjechali z obozu. Gdy się nieco oddalili, Christina zatrzymała konia i obejrzała się.
Przez łzy zobaczyła na szczycie wzgórza Aminę, która machała do niej ręką trzymającą lusterko.
Christina jeszcze raz rzuciła za siebie pożegnalne spojrzenie i popędziła Kruka do szaleńczego
galopu.
179
Rashid za nią wołał, ale nie reagowała. Pragnęła umrzeć, bo straciła cel życia. Gdyby zabiła się na
zboczu góry leżącej na terytorium Philipa - myślała - pewnie do końca swoich dni miałby wyrzuty
sumienia. Z drugiej jednak strony, dlaczego miałaby dawać mu do zrozumienia, że nie może bez niego
żyć? Przecież to nie jego wina, że nagle przestał jej pożądać. Najważniejsze, że ona go nadal kocha,
więc życzy mu szczęścia w związku z Nura, jeśli tego właśnie chciał.
Zwolniła tempo i postanowiła wymyślić jakiś inny sposób, by ze sobą skończyć. Zrobi to jednak tak,
aby Philip nigdy się o tym nie dowiedział. Przypomniało jej to Margianę, która odebrała sobie życie
z miłości do Yasira. Teraz dopiero zrozumiała, jak kobieta może cierpieć z powodu
nieodwzajemnionego uczucia.
Otoczyło ją rozgrzane powietrze pustyni, ale Christina nie dbała o to. Przepełniał ją smutek, a myśli
krążyły tylko wokół jednego tematu. Nie mogła pojąć, dlaczego przydarzyło się to właśnie jej. Noc
zapadła, przeminęła i znów wzeszło słońce, ale następny dzień nie przyniósł
ukojenia.
Wciąż dręczyły ją pytania, na które nie potrafiła odpowiedzieć. Dlaczego Philip przestał jej
pożądać? Przecież nie zbrzydła, pozostała tą samą kobietą, jaką była cztery miesiące temu. Zmieniły
siÄ™ jedynie jej uczucia.
Jak mógł wyrządzić jej taką krzywdę?
Może dlatego, że dobrowolnie mu się oddała? Czyżby ją porzucił, ponieważ straciła dla niego urok,
odkąd nie musiał jej zdobywać? Ale to byłoby nieuczciwe, a ponadto z tego powodu mógł ją oddalić
kilka tygodni temu.
A przecież ostatni miesiąc był dla nich obojga najbardziej upajający. Wydawało się, że Philip jest
szczęśliwy i zadowolony - ona także. Poświęcał jej mnóstwo czasu, codziennie zabierał na
przejażdżki konne, opowiadał
o swojej przeszłości, innymi słowy: otworzył się przed 180
nią i wyraznie zaangażował w ich związek. Dlaczego więc tak bardzo się zmienił i wygnał ją na
pustyniÄ™?
Dlaczego? I jeszcze raz dlaczego?
Pytania te nie dawały jej spokoju. Kiedy w porze największego upału zatrzymywali się na
odpoczynek, nie mogła zasnąć, bo natrętne myśli kłębiły się w jej głowie.
Odruchowo jadła chleb i piła wodę, które jej Rashid podawał, ale nawet podczas posiłku nie
przestawała zastanawiać się nad swoim położeniem. Potem, kiedy zapadał zmierzch, ruszali w dalszą
drogÄ™.
21
Zapowiadał się kolejny upalny dzień, więc John Wakefield niechętnie zasiadł za biurkiem, aby
przejrzeć poranną pocztę. Wprawdzie w okresie zimy nie panowało tu takie gorąco jak zaraz po jego
przyjezdzie do tego okropnego kraju, ale przez cały ubiegły tydzień nie spadła ani kropla deszczu, a
dni bywały duszne i wilgotne. Stanowczo nie służyła mu taka pogoda!
Dobrze, że przynajmniej wieczorem miał się spotkać z Kareen - śliczną, miłą dziewczyną. John
dziękował
Bogu, że w zeszłym tygodniu dał się skusić Williamowi Dawsonowi na wspólne wyjście do opery.
Inaczej nigdy nie poznałby Kareen.
Na samą myśl o tym, jakie piekło przeżywał w ciągu ostatnich trzech miesięcy, przejął go zimny
dreszcz. Dopiero po otrzymaniu listu od Crissy wszystko się zmieniło, także jego szczęście.
Rozmyślania przerwało mu donośne walenie w drzwi.
- Kto tam? - warknÄ…Å‚.
Drzwi się otworzyły i do gabinetu Johna, rozgrzanego niczym łaznia parowa, wkroczył sierżant
Towneson - zażywny jegomość chyba dwa razy starszy od 181
Johna, o kędzierzawych rudych włosach i takich samych sumiastych wąsach.
- Panie poruczniku, na dworze czeka jakiś Arab, który chce się z panem widzieć - zameldował. -
Mówi, że to ważna sprawa.
- Oni wszyscy tak mówią, sierżancie. Rozumiem, że stoimy tu na straży pokoju, ale czy oni nie
mogliby komu innemu zawracać głowy swoimi sporami?
- Pewnie, że tak powinno być, panie poruczniku. Ci głupcy nie rozumieją, że naszym zadaniem jest
trzymać żabojadów na dystans. Czy mam go wpuścić, panie poruczniku?
- Myślę, że tak, sierżancie, ale żebyście wiedzieli, jak chętnie wyrwałbym się z tego parszywego
kraju! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl