[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szkraba. Zakochała się w Clemie jeszcze w szkole. Słyszałam
od jej matki, że kiedy Clem zaczął chodzić z tą tam Charlotte,
Kathy płakała całymi nocami. Ale potem się zeszli i w życiu
nie widziałam szczęśliwszej pary. Nie żeby się obściskiwali i
takie tam, wcale nie. Ale każdy widział to po ich twarzach.
Odkąd jej nie ma, Clem jest jak nie ten sam. Nie może dojść
do siebie. Ciągle o niej myśli.
- Na co ona umarła?
- Na raka. Co za straszna choroba! Zabiera, kogo chce,
nie patrząc na wiek i urodę! - Ruby otarła łzy z policzka.
- Bardzo była ładna?
- Jeszcze jak! Zliczna jak obrazek, chociaż nigdy się nie
stroiła ani nie malowała. Nieraz, jak już było bardzo zle,
przesiadywałam przy jej łóżku, kiedy Clem musiał pojechać
do pacjenta albo trochę się przespać. Nigdy się nie skarżyła
ani nie płakała nad sobą, myślała tylko o nim, jak on sobie bez
niej poradzi.
Olivia też wzruszyła się do łez. Przez chwilę ona i Ruby
milczały, zatopione każda we własnych myślach.
- No, czas wracać do roboty - odezwała się w końcu
Ruby. - Jedz, kochanie, póki ciepłe.
Olivia jadła bez przekonania, roniąc łzy nad losem pięknej
kobiety, której nigdy nie pozna. I nad losem Clema, który po
stracie ukochanej żony musi się samotnie borykać z życiem.
ROZDZIAA PITY
Powoli odzyskiwała siły. Ruby dbała o nią jak
najtroskliwsza matka, wmuszała jedzenie, bawiła
opowieściami, wypłaszała co bardziej natrętnych gości.
Ci zresztą nie byli zbyt liczni. Paru stałych pacjentów
wpadło w odwiedziny, przynosząc owoce i czekoladki. Od
czasu do czasu zaglądała Iris Sawyer, emerytowana
pielęgniarka, zastępująca Olivię w ambulatorium. Po każdej
jej wizycie Olivia czuła wyrzuty sumienia, gdyż uważała, że
Iris powinna korzystać z dobrze zasłużonego wypoczynku, a
nie pracować. No i codziennie przychodziła Betty, by
sumiennie przekazać chorej ostatnie ploteczki. Było to dosyć
meczące, ale na szczęście Ruby szybko stawała w drzwiach,
zapraszajÄ…c Betty do kuchni na herbatÄ™.
Prawdziwą radość sprawiały jej jedynie wizyty Clema.
Opowiadał jej o pacjentach i o tym, co robił w ciągu dnia.
Czasami przynosił plany szpitala, radząc się w wielu sprawach
i uważnie wysłuchując jej uwag.
- Przez ciebie koszt szpitala znowu wzrośnie o pięć
patyków - mówił ze śmiechem, kiedy kazała mu
przemeblować poczekalnię albo inaczej zlokalizować dyżurkę
pielęgniarek. Czasami siedział tylko i pisał przy niej w
milczeniu, a ona przysypiała, budząc się dopiero, kiedy na
odchodnym poprawiał jej kołdrę. Nie wspominał dotąd o
idiotycznej wyprawie po aspirynę, lecz czuła, że reprymenda
jej nie ominie.
Pewnego popołudnia, gdy Clem siedział obok niej,
przeglądając medyczne czasopismo, do pokoju weszła Ruby,
niosąc ogromny bukiet żółtych róż.
- Popatrz, co ci przyniósł posłaniec z kwiaciarni! -
zawołała. Rzuciwszy Clemowi codzienną pocztę, zaczęła się
kręcić koło łóżka, zerkając ciekawie na załączony bilecik.
Olivii trzęsły się ręce, kiedy otwierała małą kopertę.
- To od Jeremy'ego! - zawołała zdumiona. - Skąd się
dowiedział, że jestem chora?
- Ode mnie - wyjaśniła skruszona Ruby. - Dzwonił parę
dni temu i tak miło się o ciebie dopytywał, że...
- Ale skąd wiedział, gdzie mnie szukać?
- Pewnie od Tony'ego Deana - wydedukował Clem. - Nie
miej pretensji do Ruby. Po twoim tajemniczym zniknięciu
musiałem zadzwonić do niego i powiedzieć, co się stało. Nie
wiem, czy zdajesz sobie sprawę, że to on figuruje w twoich
papierach jako osoba, z którą w razie czego należy się
skontaktować?
- Pisze, że chce przyjechać - westchnęła Olivia, ignorując
jego uszczypliwe pytanie. - Chce ze mną porozmawiać.
- Niech się lepiej pośpieszy - rzucił Clem z ironią. -
Sądząc po tym, ile czasu potrzebował na wysłanie kwiatów,
zdążysz dziesięć razy wyzdrowieć, zanim się pojawi.
- Nie bądz taki surowy - zaprotestowała Ruby, widząc, iż
na twarzy Olivii odmalowało się rozczarowanie.
- Wprost nie mogę uwierzyć, że wybiera się aż tutaj, żeby
mnie zobaczyć.
- Podzielam twoją niewiarę - chłodno zauważył Clem. -
Nie rób sobie zbyt wielkich nadziei. Obiecujesz? - Gdy
skinęła głową, dodał: - Idę się przejść. Wpadnę znów pod
wieczór.
Wstał i przeciągnął się z szerokim ziewnięciem, nie
zadając sobie trudu, by zakryć usta. Wyciągnięta ze spodni
koszula podniosła się, odsłaniając kawałek brzucha. Olivia
zawstydziła się, nie wiedzieć czemu, i odwróciła oczy.
- Musisz już iść? - spytała, nie mogąc ukryć zawodu.
- Chcę odetchnąć świeżym powietrzem. I powinienem
zajrzeć na budowę. Zresztą, masz chyba to i owo do
przemyślenia - dodał, wskazując bukiet kwiatów. - Dobrze się
zastanów, Livvy. Bądz ostrożna. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl