[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- I co, lepiej się czujesz? - zapytała Jess.
Eve kiwnęła głową. Obie stały w drzwiach. Eve właśnie
wychodziła.
- A ty?
Jess kiwnęła głową.
- Zlitujesz siÄ™ nad tym biedakiem i odpowiesz na jednÄ… z jego
wiadomości?
- Chyba tak. - Eve westchnęła. - Nie, na pewno. W końcu.
Nadal jestem jeszcze trochę zła, więc może mi to zająć nieco
czasu. Nie chcę dzwonić tylko po to, żebyśmy znów zaczęli się
kłócić.
- Pamiętaj tylko, żeby nie nakładać za dużo makijażu, jak już
będziesz chciała się pogodzić.
Chlup.
- Słyszałaś to? - zapytała Eve, odwracając się twarzą do ulicy.
- Co? - zawołała Jess. - Simon wrócił? - Przysunęła się do Eve,
aby mieć lepszy widok.
- Nie, to nie brzmiało jak człowiek. Sama nie wiem. Coś jest
nie tak. CoÅ›...
Chlup. Chlup.
- Znowu! - Było już całkiem ciemno i nic nie było widać, ale
Eve dostrzegła ruchomy cień na końcu ulicy. - Muszę to
sprawdzić - powiedziała do Jess.
- Samej cię nie puszczę. Ja też idę. - W głosie Jess
pobrzmiewały obawa i determinacja.
Przebiegły przez trawnik, a gdy stanęły na chodniku, włączyły
się uliczne latarnie. Wtedy Eve ujrzała to wyraznie. Demon.
Wielki. Jess aż się zachłysnęła.
Stwór był potężny, ale wyglądał jak coś, co zlepiono naprędce.
Miał nieforemny tors, grube ręce i nogi bez łokci i kolan, stopy i
dłonie brylaste z kilkoma zaledwie palcami.
Głowę też miał jakby niedokończoną. Usta w postaci wielkiej
jamy zajmowały pół twarzy. Za nos służyły mu dwie postrzępione
dziury. Nawet jeśli miał oczy, Eve ich nie dostrzegła.
- Widziałam już różne brzydkie demony - oznajmiła na głos -
ale temu zdecydowanie należy się pierwsza nagroda.
Demon odwrócił się, gdy ją usłyszał, miał pewnie gdzieś też
uszy na zniekształconej głowie.
- Czy to ty jesteś tym wielkim złym demonem, którego tak bał
się Zakon? - zapytała.
Jess gwizdnęła cicho.
- Teraz to ja też jestem na nich wściekła. Mogli nas przestrzec
chociaż przed tym zapachem. - Machnęła ręką koło nosa. - Założę
się, że mogłabym cię wykończyć za pomocą wielkiego
dezodorantu - zawołała. Już się nie denerwowała. Pewnie
przestawiła się na tryb wojownika.
- Pokażmy Zakonowi, że nie potrzebujemy jego pomocy -
powiedziała Eve ponuro. - Ostrzeżona czy nie, mogę się zająć tym
niegrzecznym chłopcem.
Skoncentrowała się na swojej mocy, z satysfakcją odczuwając
wzbierający w niej gniew. Nie zamierzała mierzyć się z tym
stworem z pustym bakiem. Energia zwinęła się w ciasną kulkę tuż
za jej mostkiem. Już miała wyrzucić dłonie w kierunku demona,
gdy ten rzucił się na nią. Jego stopy wydawały ohydne dzwięki,
gdy zderzały się z ziemią.
Zamachnął się ramieniem i sięgnął niewiarygodnie daleko.
Eve nie miała czasu wypalić. Zaczęła się cofać, ale było za pózno.
- Aapy precz od niej! - krzyknęła Jess. Gdy kopnęła z
półobrotu, rozległ się głuchy stuk. Ręka i pół ramienia demona
opadły na ziemię, wstrząsane drgawkami. - Właśnie! - zawołała
triumfalnie. - Powiedziałam, żebyś zabierał łapy!
Demon zabulgotał z jękiem. Jego ogromne usta otworzyły się
jeszcze bardziej, ukazując podwójny rząd zębów.
- Gębę też trzymaj na kłódkę! - krzyknęła Eve. Posłała jasną
błyskawicę wprost w paszczę potwora, z której buchnęła para
cuchnąca zgniłymi rybami i krwią.
Zanim Eve zdołała znów uderzyć, demon chwycił ją ocalałą
ręką w pasie. Przyciągnął ją do swojego gąbczastego ciała i zaczął
wciągać w siebie jak w bagno. Dłonie Eve uwięzły w gęstym
szlamie jego torsu, a jego odór sprawił, że na chwilę straciła
świadomość.
Wstrzymała oddech i zmusiła się do myślenia. Jej dłonie już
były w jego ciele. Czy mogła w ten sposób cisnąć błyskawicę?
Nie wiedziała. Musiała jednak spróbować.
Poczuła mrowienie w palcach, a jej ramiona zadrżały, gdy
spróbowała uwolnić energię. Czy jej działania odnosiły jakiś
skutek?
Jess nie czekała, by się o tym przekonać. Wymierzyła kolejny
silny cios w miejsce, w którym potwór powinien mieć kolano.
Stwór wydał z siebie wysoki jęk, gdy na ziemię opadła jego łydka.
Kiwał się na boki, z całych sił starając się zachować
równowagę, a Eve zdołała w tym czasie uwolnić jedną rękę.
Cisnęła w demona błyskawicą, a on dymił z każdego miejsca,
którego dosięgła.
- Spróbuję jeszcze raz! Nie będzie już miał na czym stać! -
zawołała Jess, uśmiechając się pod wpływem bojowego zapału.
Okręciła się i kopnęła mocno drugą nogę demona, odrywając ją
prawie przy korpusie. Eve cisnęła kolejną błyskawicę, celując w
głowę potwora.
Demon opadł na ziemię i zamienił się w brejowa-tą kałużę.
- I gotowe! - zawołała Eve, gdy cuchnąca woda zaczęła
spływać do studzienki.
- Wiedzma zwyciężyła - dokończyła za nią Jess.
- Z pomocą przyszłej właścicielki niebieskiego pasa. - Gdy
przybijały sobie piątkę, Eve usłyszała kroki. Może demon nie był
sam! Poderwała się i wyciągnęła dłonie.
- Hola! - zawołał Luke. - To tylko ja! Eve natychmiast
opuściła ręce.
- Przepraszam, myślałam, że to coś złego. Właśnie
wykończyłyśmy demona.
- Spływa teraz do kanałów - dodała Jess, kiwając głową w
kierunku śliskiego paskudztwa.
- Demon? - Luke uniósł brwi i zatkał nos.
- Był trochę większy. Wiesz, taki postawny - stwierdziła Eve.
- Nic wam nie jest? Przepraszam, że nie zjawiłem się na czas,
by wam pomóc.
- A po co przyszedłeś? - zapytała Eve. Nagle uświadomiła
sobie, jak wiedzmowato to zabrzmiało. - To znaczy... No, wiesz, o
co mi chodzi.
- Chciałem z tobą porozmawiać, ale nie odbierałaś telefonu.
- Może powinnam... - Jess cofnęła się w kierunku domu,
podejrzewając, że zaraz dojdzie do pocałunku na zgodę.
- Nie, musisz to usłyszeć, Jess. - Luke wziął głęboki oddech,
jakby musiał zebrać siły, zanim to powie. -Eve, nie spodoba ci się
to, ale powiadomiłem Zakon o zniszczeniu pola siłowego. Ja po
prostu... Nie chodzi o to, że ci nie ufam. Myślę po prostu, że
przyda się nam każda pomoc. Przynajmniej dopóki Zakon nie
będzie miał przed nami nowych tajemnic.
Eve wytarła umazane ręce o swoje umazane dżinsy.
Oświadczenie Luke'a odebrało jej nieco radości ze zwycięstwa.
- Luke, nie powinieneś był tego robić. Mówiłam ci, że ich nie
potrzebujemy. A to jest dowód. - Wskazała palcem odpływ i
resztki demona. - Mieli rację co do ataku, ale mylili się, że nie
dam sobie rady bez tego pola. Nie potrzebowałam pomocy, żeby
się pozbyć Pas-kuda.
Jess głośno chrząknęła i spojrzała znacząco na przyjaciółkę.
- Przepraszam. Rzecz jasna, potrzebowałam pomocy Jess -
poprawiła się Eve szybko - ale ona jest przy mnie zawsze. I ty
zazwyczaj także. - Tak, nadal była jeszcze na niego trochę zła.
- Dzwoniąc do Zakonu, próbowałem pomóc -oznajmił Luke
obronnym tonem. - Rozmawiałem z Alanna, która zgadza się z
tym, że nie powinni byli tworzyć tego pola.
- Alanna ujęła się za Eve? - Jess uniosła brwi.
- Tak. Jutro przyjedzie do miasta, żeby pomóc nam zrozumieć,
co tu siÄ™ dzieje.
- Po co? - wypaliła Eve. - Przecież to już wiemy. -Ostatnią
osobą, jaką miała ochotę oglądać, była Alanna.
- Muszę wam o czymś powiedzieć. - Luke odgarnął włosy z
czoła. - Po tym, jak poszłyście, uświadomiłem sobie, że te
zwierzęta, które znajdujemy, nie są przypadkowe. Chodzi mi o to,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]