[ Pobierz całość w formacie PDF ]

obliczają, co zjedli i wypili.  Poćbiega! Raj-fura! Złodziejka!"  złorzeczą. Aż wstali wreszcie z
Å‚awy i podeszli do szynkwasu.
 Obliczcie, cośmy wam winni, bo od trzech niedziel na borg przecie bierzem  powiedział do
Hildy Zuber.
 A toć sie nie pali  odparła obłudnie.  Wiem, że spłacicie.
 Obliczcie zaraz!  rzucił ostro %7łansis.
Wydobyła spod lady kartę poznaczoną kulfoniastym pismem i jęła liczyć, oparłszy papier na
wielkiej bodni tytułem do klientów. Skąd posoka, pisanie zna? Czart i tego ją chyba uczy. Po
pewnym czasie podniosła się znad obliczeń i oznajmiła dobitnie:
 Czterdzieści półgarncówek piwa, cztery garnce gdańszczanki, trzy pęta kiełbasy, dwie bułki
kołacza miodowego...
 Ile?  krzyknęli oba jednym głosem, zaskoczeni liczbami, acz świadomi od dawna krętactw
Hildy. __He?
Powtórzyła czelnie i dodała jeszcze, że przez życzliwość nie dolicza jakichś ryb i chrap
niedzwiedzich  niech im idą na zdrowie. Takie ma serce dla swojaków, że i stratę dla nich może
ponieść.
 I nie boicie sie Boga?  wycedził Zuber.  Tak oszukiwać!
1 Szwarczsztyn  dziś: Czerniki koło Kętrzyna.
Ze skóry owieczki wyskoczyła nagle piekielnica i wrzasnęła:
 Co? Nie chcecie płacić, opoje? Cni wam się za dybami w Rastemborku? Płaćcie tu zara, a nie, to
w lochu zgnijecie!
 I nie boicie siÄ™ Boga?
 Kto sie z diabłem tłucze, to Bóg mu nie straszny  szczeknął ktoś z boku.  Wiada, że
ludziom dopisuje kosztów, ile ino chce.
 Szachraj baba!  Ladaco!  Czarcie pomietło!
Wybuchł huczek nie lada, zakotłowało w izbie. Chłopy jeden przez drugiego wytaczały swe żale
zmiarkowawszy, że czas po temu sposobny.  Jak się okazało, karczmarka liczyła jadło i napitki
nieraz podwójnie, dopisywała do borgu, oszukiwała na wadze, miarze i gatunku, a wnoszących
pretensje straszyła sądami i pręgierzem. Teraz, gdy ją tak przyparto do muru, jęła się innego
sposobu.  O, ja nieszczęśliwa!  poczęła zawodzić.  Chłopa nie mam, to bele blazgon3 nastaje
na moją cześć wdowią. Nikt nie obroni samotnej niebogi, nikt... Jeślim was bodaj na miedziaka
oszukała, to niech mnie diaboł w waszych oczach z ciałem i duszą porwie!
Ledwie przebrzmiały te słowa, grzmot zatrząsł karczmą, największa bodnia pękła w oślepiającym
rozbłysku, buchnął z niej najpierw dym, potem białym burzowiskiem piwo, a z błysku onego, dymu
i piany ukształtowała się u podnóża lady ohydna pacwa *... Skamienieli wszys-
* Blazgon  ględa, głupiec, plotkarz, pługa wiec.
* Pacwa  licho, czart, poczwara.
100
?? obecni. Zjawa wnet przybrała postać okazałego pana, odzianego czarno, w płaszcz aksamitny i
kapelusz z piórami na kruczych włosach okalających śniade oblicze z hakowatym nosem.
Czart! Każdy to widział, jeśli głowy nie stracił całkiem. Chwycił Hildę wpół i hulnął z nią przez
dymnik na dwór, w górę, w powietrze, pod obłoki... Dopiero teraz ciżba pierzchła z karczmy
nawiedzonej przez czarta, gdy minął bezwład narzucony przez czary.
Zuber, choć to z mila drogi, migiem dostał się z Nakomiad do Szwarcz-sztyna, uciekając przed
szatanem, i zaraz legł spać.
Ledwie przysnął, zbudził go ostry klekot kopyt końskich na kamienistym podjezdzie kuzni, a w
chwilę pózniej namolne stukanie w okiennice jego domu.
 Ki pieron?  zaklął.  Kogo tam Pochwiściel niesie?
 Otwórzcie no, kowalu! Trza podkuć kobyłę. Dobrze zapłacę  odparł zza okna spózniony
przybysz. Zuber niechętnie, ale wyszedł. Właśnie księżyc wyjrzał z chmur i tak rozwidnił
ciemności, że przerażony kowal od razu w przybyłym jezdzcu poznał diabła, który porwał Hildę z
karczmy.
 Nie bój się, nie taki ja straszny, jako mnie malują  rzekł z prze-śmiechem przybysz.  Jeno
mi siÄ™ nie przeciwiaj!
Kowal obejrzał jego karą klacz, zdziwiony, że tak okazała, a jeszcze nigdy nie podkuwana. Po czym
rozniecił ogień na palenisku w kuzni. Odpowiednio rozgrzawszy żelazo, za-
i^^B^H^HI
brał się do kucia podków. Ale szło mu niesporo, ręce się trzęsły, bo miał przecie nad głową
piekielnika, który mu na ręce patrzył i naglił:
 Chyżo, do stu aniołów, bo mi pilno!
Uporawszy się wreszcie z kowaniem, Zuber wziął obcęgi, młot, podkowę do kopyta kobyły... Już
miał przybijać, gdy nagle klacz szepnęła doń żałosnym głosem ludzkim:
 Ostrożnie podkuwajcie, kumie, bom jest karczmarka z Nakomiad, w kobyłę za rozmaite
złoczyństwa zaklęta.
Kowal struchlał, narzędzia wypadły mu z rąk. A co je podejmie, to znów lecą na ziemie. Utrzymał
je wreszcie, ale roztrzęsiony ze strachu, roboty nie umie wykonać. A czart nagli, grozi, poszturguje.
 O, wielki Belzebubie!  sam, piekielnik, już bać się poczyna.  Północ zaraz! Pośpieszaj,
chamie!  drze gębę.
A kowal im więcej się śpieszy, tym gorzej mu idzie.
 Prędzej, prędzej, na Belzebuba!
Nagle zapiał kur.
Zahuczało, zaświtało, błyskawicą zajaśniało!
Czarna klacz rozpłynęła się w obłok, a ten z kolei w karczmarkę Hildę. Przerażony diabeł zdzielił ją
trzy razy w gębę i zniknął. A Hilda szalonymi skokami, niby końskim cwałem, pobieżała w pola, ni
to rżąc jak koń, ni krzycząc jak człowiek, jak niewiasta.
Przed osłupiałym %7łubrem pojawił się ni stąd, ni zowąd Zansis.
 Z oknam poznał czarta i zoczył, żeś w opałach  wyjaśnił.  Za-
101 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl