[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tyłu głowy i posiadali tylko po jednej parze rąk i nóg, jak również szereg innych ułomności, na
które ich koledzy starali się nie zwracać uwagi. Jednakże te fizyczne defekty czyniły z nich
idealnych kandydatów do tej szczególnej misji, gdyż przy odrobinie starań mogli z powodzeniem
uchodzić za ludzkie istoty.
Czy jesteście zupełnie pewni spytał kapitan że rozumiecie otrzymane rozkazy?
Oczywiście odparł lekko urażony Crysteel. Nie pierwszy raz nawiązuję kontakt z
prymitywną rasą. Moje doświadczenie antropologa&
Dobrze. Sprawy językowe?
No, wprawdzie to zadanie Danstora, ale ja też dość płynnie mówię ich językiem. Jest bardzo
prosty, a poza tym przez kilka lat słuchaliśmy ich programów radiowych.
Czy macie jakieÅ› pytania, zanim ruszycie?
Hmm& jest jaszcze jedna sprawa zawahał się Crysteel. Z tych audycji wyraznie
wynika, iż powstał tu bardzo prymitywny system społeczny o wysokim współczynniku zbrodni i
występku.
Wielu bogatszych obywateli musi korzystać z usług tak zwanych detektywów albo
specjalnych agentów , którzy strzegą ich życia i mienia. Wiemy, że to wbrew regulaminowi, ale
zastanawialiśmy się&
Nad czym?
No, czulibyśmy się o wiele bezpieczniej, gdybyśmy mogli zabrać rozrywacze Mark III.
Nigdy w życiu! Gdyby usłyszeli o tym w bazie, stanąłbym przed sądem polowym. A
gdybyście zabili paru tubylców, miałbym na karku Biuro Polityki Międzygwiezdnej, Towarzystwo
Miłośników Aborygenów oraz pół tuzina innych organizacji.
Takie samo zamieszanie wybuchnie, jeśli to my zostaniemy zabici przypomniał z
naciskiem Crysteel. W końcu to pan odpowiada za nasze bezpieczeństwo. Pamięta pan
słuchowisko radiowe, o którym opowiadałem ? Opisywało typową rodzinę, a i tak przez pierwsze
pół godziny popełniono dwa morderstwa!
No, dobrze. Jednak wezcie tylko Marki II. Nie chcemy, żebyście w razie czego wyrządzili
zbyt poważne szkody.
Serdeczne dzięki. Co za ulga. Zgodnie z poczynionymi ustaleniami, będę się zgłaszał co
trzydzieści minut. Powinniśmy wrócić najdalej za kilka godzin.
Kapitan Wyxtpthll patrzył, jak znikają za grzbietem wzgórza.
WestchnÄ…Å‚.
Dlaczego mruknął z całej załogi musieli to być akurat ci dwaj?
Nie dało się tego uniknąć przypomniał mu pilot. Wszystkie te prymitywne rasy
obawiają się obcych. Gdyby zobaczyli nas, wybuchłaby panika i zanim byśmy się zorientowali,
obrzuciliby nas bombami. W tych sprawach nie wolno się spieszyć.
Kapitan Wyxtpthll bezwiednie splatał macki w kocią kołyskę, jak to miał w zwyczaju, kiedy był
zaniepokojony.
Oczywiście rzekł jeżeli nie wrócą, zawsze mogę odlecieć i napisać w raporcie, że to
miejsce jest niebezpieczne.
Wyraznie poweselał.
Tak, w ten sposób zaoszczędzilibyśmy sobie mnóstwo kłopotów.
I zmarnowali tyle miesięcy badań ? oburzył się pilot.
Nie pójdą na marne odparł kapitan, rozplątując się tak szybko, że ludzkie oko nie
uchwyciłoby tego ruchu. Nasz raport zostanie wykorzystany przez następny statek badawczy.
Proponuję kolejną wizytę za& powiedzmy, pięć tysięcy lat. Może do tego czasu ta planeta trochę
się ucywilizuje; chociaż, szczerze mówiąc, bardzo w to wątpię.
Samuel Higginsbotham zabierał się do śniadania złożonego z kawałka sera i taniego wina, kiedy
zobaczył dwie nadchodzące ulicą postacie. Otarł usta wierzchem dłoni, ostrożnie postawił butelkę
obok swych narzędzi do strzyżenia żywopłotów i z lekkim zdziwieniem spojrzał na przybyłych,
którzy podeszli bliżej.
& bry! rzucił wesoło między jednym kęsem a drugim.
Obcy przystanęli. Jeden z nich gorączkowo wertował jakąś książeczkę, która (o czym Sam nie
miał pojęcia) zawierała takie popularne zwroty i wyrażenia, jak: Przed prognozą pogody podajemy
ostrzeżenie sztormowe , Załatw ich, będę cię osłaniał! czy Wzywam wszystkie radiowozy .
Danstor, który nie musiał korzystać z rozmówek, dość szybko odnalazł w pamięci odpowiednie
zdanie.
Dzień dobry, zacny człowieku rzekł ze swym najlepszym akcentem spikera BBC. Czy
mógłbyś wskazać nam drogę do najbliższego sioła, wioski, miasteczka albo innego ludzkiego
siedliska?
Hę? odparł Sam. Podejrzliwie spojrzał na nieznajomych, dopiero teraz zauważając, że ich
stroje są nieco dziwne. Mało kto zakłada gruby sweter pod marynarkę szykownego garnituru w
prążki, tak chętnie noszonego przez dżentelmenów z miasta. A ten drugi facet, wciąż kartkujący
książeczkę, miał na sobie wieczorowy strój, który byłby nienaganny, gdyby nie dodatki: upiorny
zielono czerwony krawat, turystyczne buty i włóczkowa czapeczka. Crysteel i Danstor starali się,
jak mogli, ale obejrzeli zbyt wiele spektakli telewizyjnych. Zważywszy, że nie dysponowali innym
zródłem informacji, te drobne uchybienia były co najmniej zrozumiałe.
Sam podrapał się po głowie. Pewnie czubki, powiedział sobie. Nawet miastowi nie ubierają się
w taki sposób.
Wskazał palcem kierunek i dokładnie wyjaśnił, jak mają iść, ale mówił z tak silnym regionalnym
akcentem, że tylko ktoś mieszkający w zasięgu zachodniej rozgłośni BBC zdołałby zrozumieć
więcej niż jedno słowo na trzy. Crysteel i Danstor, których macierzysta planeta znajdowała się tak
daleko od Ziemi, że zapewne jeszcze nie dotarły tam pierwsze sygnały radiowe Marconiego, pojęli
jeszcze mniej. Jakoś jednak uchwycili ogólny sens wypowiedzi i wycofali się z godnością, chociaż
obaj zaczęli się zastanawiać, czy ich znajomość angielskiego jest tak dobra, jak dotąd uważali.
Taki oto prozaiczny przebieg miało pierwsze spotkanie ludzkości z Obcymi, nie odnotowane w
podręcznikach historii.
Zastanawiam się rzekł Danstor w zadumie, choć bez przekonania czy on by się nie
nadał? Oszczędziłoby to nam wielu kłopotów.
Obawiam się, że nie. Sądząc po jego odzieniu i pracy, którą wykonywał, nie mógł być zbyt
inteligentnym i wartościowym obywatelem. Wątpię, czy zdawał sobie sprawę z tego, kim jesteśmy.
Tam jest następny! zauważył Danstor, wskazując nadchodzącego człowieka.
Nie wykonuj gwałtownych ruchów, które mogłyby go zaalarmować. Podejdziemy jakby
nigdy nic i zaczekamy, aż odezwie się pierwszy.
Człowiek szedł prosto na nich. Doszedł, nie zwrócił na obu przybyszy uwagi i zanim otrząsnęli
się z zaskoczenia, już znikał w oddali.
Coś takiego! wykrztusił Danstor.
Nieważne stwierdził filozoficznie Crysteel. Pewnie też nie mielibyśmy z niego
pożytku.
To nie usprawiedliwia kiepskich manier!
Z oburzeniem spoglÄ…dali na plecy oddalajÄ…cego siÄ™ profesora Fitzsimmonsa, ubranego w stary
strój turystyczny i rozważającego pewien szczególnie złożony aspekt teorii budowy atomu. Po
chwili zniknął im z oczu. Po raz pierwszy Crysteel zaczął podejrzewać, że nawiązanie kontaktu nie
będzie tak łatwe, jak optymistycznie zakładał.
Little Milton było typową angielską wioską, przytuloną do podnóża gór, które teraz skrywały tak
doniosły sekret. Tego letniego ranka wokół nie pałętało się wielu mieszkańców, gdyż mężczyzni
już byli w pracy, a kobiety jeszcze sprzątały bałagan, jaki powstał przy porannym wyprawianiu
panów i władców w drogę. Tak więc Crysteel i Danstor dotarli prawie do centrum wioski, zanim
kogoś spotkali. Przypadkiem był to wiejski listonosz, pedałujący z powrotem na pocztę po
zakończeniu obchodu; miał bardzo kiepski humor, gdyż musiał doręczyć pocztówkę na farmę
Dodgsona, kilka mil od swej zwykłej trasy. Ponadto cotygodniowa paczka z praniem, które
kanonier Evans podsyłał swojej starej matce okazała się cięższa niż zwykle. I nic dziwnego, gdyż
[ Pobierz całość w formacie PDF ]