[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ogóle mnie nie zauważy, pomyślał.
Kiedy wszedł cicho do domu, usłyszał dobiegający z salonu płacz.
Poczuł się tak, jakby ktoś wbił mu nóż w piersi. W pierwszym odruchu
chciał natychmiast do niej pobiec, ale po chwili namysłu powstrzymał się i
został w przedpokoju.
- Ależ Abby, przecież to nie była twoja wina. Ani to, że zaszłaś w ciążę,
ani to, że straciłaś dziecko - powiedziała stanowczym tonem matka.
- Może masz rację, ale na pewno ponoszę winę za to, że wyszłam za niego
za mąż - wymamrotała Abby, szlochając. - On nie ponosi odpowiedzialności za
żadne z tych nieszczęść, a ja nie powinnam była go na to wszystko narażać.
- Nie widzę nic złego w poślubieniu kogoś, kogo się kocha - oznajmiła
matka z typową dla siebie logiką. - Przecież ludzie to robią. A ty go kochasz,
prawda, moje dziecko?
Abby nie mogła okłamywać matki tak jak wtedy, gdy była małą
dziewczynkÄ….
- Och, mamusiu... oczywiście, że go kocham - wyjąkała, wycierając twarz
mokrą od łez chusteczką. - Dlatego odejście od niego jest dla mnie straszne. Ale
nie postąpiłabym chyba uczciwie, trzymając go przy sobie na siłę, skoro on
nie...
- Ależ z ciebie głupia gęś - przerwała jej matka, śmiejąc się z goryczą. -
Czy przyszło ci kiedykolwiek do głowy, że...?
Jakiś odgłos za plecami Abby odciągnął jej uwagę od dalszych słów
matki. Nerwowo odwróciła głowę i zobaczyła Bena, który uważnie na nią
patrzył. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, Abby była tak zahipnotyzowana tym,
co dostrzegła w jego oczach, że nie miała już siły oderwać od niego wzroku.
- Och, mamo... - wyjąkała, z niepokojem obserwując zbliżającego się do
niej Bena.
- 126 -
S
R
- Pani Walker? - powiedział, biorąc słuchawkę z ręki Abby.
- Mówi Ben. Przepraszam, że przerywam waszą rozmowę, ale Abby i ja
mamy sobie do wyjaśnienia coś bardzo ważnego.
Abby nie wiedziała, jak matka zareagowała na jego słowa, miała jednak
nadzieję, że życzyła mu powodzenia.
Kiedy odłożył słuchawkę, w pokoju zapadła niezręczna cisza. Abby
zaczęła się zastanawiać, jak długo Ben stał na korytarzu i ile usłyszał z jej
rozmowy.
- Więc kochasz mnie, tak? - rzekł jakby z pretensją w głosie. - Kochasz
mnie i mogłaś powiedzieć to swojej matce, a mnie nie pisnęłaś o tym ani słowa!
Gdy znowu zaczął krążyć po pokoju, Abby odniosła wrażenie, że w
powietrzu unoszÄ… siÄ™ iskry.
- Kiedy zamierzałaś mi o tym powiedzieć? - spytał, zatrzymując się przed
nią i zaciskając mocno pięści. - Czy miało to nastąpić, zanim się wyprowadzisz,
czy też miałaś zamiar nie powiedzieć mi nic?
Abby, która nie śmiała dotąd wyznać mu swych uczuć w obawie, że
znając je, mógłby uważać za swój obowiązek utrzymanie ich związku, opuściła
ze wstydem wzrok.
- Ty wariatko! - zawołał. - Czy nie zdajesz sobie sprawy z tego, że przez
ciebie zmarnowaliśmy tyle czasu i energii?
Abby, słysząc to nieoczekiwane oskarżenie, uniosła powoli głowę i
spojrzała na niego w momencie, gdy właśnie przyklękał obok niej.
- Czy do tej pory nie przyszło ci na myśl, że propozycja małżeństwa nie
była z mojej strony żadnym poświęceniem, że zakochałem się w tobie w chwili,
w której cię zobaczyłem? Jeśli będziesz nalegać, żebym zrobił porządki w
twoim mieszkaniu i przewiózł tam twoje rzeczy, to zrobię to, ale natychmiast
spakuję wszystko ponownie i zmuszę cię do powrotu. Czy nie wiesz, że nawet
gdyby nie doszło do tamtej nocy, to tu jest twoje miejsce?
Patrzyła na niego z niedowierzaniem, po jej policzkach płynęły łzy.
- 127 -
S
R
- Dlaczego nie powiedziałeś mi tego wcześniej? - spytała drżącym
głosem, próbując stłumić rozpierającą ją radość. - Sądziłam, że zrobiłeś to
wyłącznie ze względu na dziecko i...
- Dziecko było dla mnie jedynie pretekstem do osiągnięcia tego, o czym
marzyłem od dawna... Powiem ci coś, pani Taylor. Upłynie co najmniej sto, a
może nawet dwieście lat, zanim pozwolę ci odejść.
- Tak prędko? - zażartowała, a potem pisnęła ze zdziwienia, kiedy Ben
porwał ją na ręce i podszedł do kanapy. Posadził ją sobie na kolanach i mocno
objÄ…Å‚.
- Abby, czuję się tak, jakbym przez wiele miesięcy nieustannie cię tracił.
Najpierw mój brat udawał, że jest mną, a pózniej ty oskarżyłaś mnie o gwałt.
Pokręcił głową, a ona ponownie poczuła wyrzuty sumienia. Gdyby
wówczas podejrzewała, że jest ich dwóch, nigdy w życiu nie wystąpiłaby z
oskarżeniem przeciwko Benowi. W głębi duszy dobrze wiedziała, że jest zbyt
szlachetny, by posunąć się do tak nikczemnego czynu.
- Nigdy nie zapomnę tej chwili na posterunku, na którym doszło do
konfrontacji. Patrzyłaś na mnie z takim bólem. A kiedy pomyślę, że byłaś o krok
od śmierci...
- Cii, to już minęło - wyszeptała, dotykając dłonią jego ust, by go uciszyć,
a w zamian za to dostając pocałunek uśmierzający ból. - Twój brat już niedługo
wyzdrowieje...
- Po wizycie, którą złożyłaś Benjaminowi z moją matką, bardzo się
zmienił - dodał ze śmiechem. - Myślę, że jest nieco zdumiony obrotem całej
sprawy. Pewnie nie spodziewał się, że wyjdzie z tego wszystkiego obronną ręką.
Co do mojej mamy, to chyba podjęła decyzję, żeby  zaadoptować" go jako
odzyskanego syna.
- Z tego, co opowiedziałeś mi o jego dzieciństwie, wynika, że nadszedł
chyba czas, żeby dowiedział się, co to znaczy prawdziwa matka - rzekła Abby z
uśmiechem, przypominając sobie serdeczność, z jaką powitała ją pani Taylor.
- 128 -
S
R
Ben również się uśmiechnął, jednak Abby dostrzegła w jego oczach
wyraz smutku. Była pewna, że myśli teraz o dziecku, które straciła.
- Ty też będziesz dobrą matką - rzucił niespodziewanie.
Ten komplement sprawił Abby ogromną przyjemność. Wiedziała, że
jeszcze jest za wcześnie, by planować powiększenie rodziny, ale już na samą
myśl o takiej perspektywie zrobiło jej się cieplej na sercu.
- Kiedy i ile? - spytała, nagle uświadamiając sobie, że brak okresu
narzeczeństwa pozbawił ich szansy przedyskutowania tych spraw przed ślubem.
- Kiedy tylko będziesz gotowa. A ile? Chciałbym mieć całą drużynę
piłkarską - odrzekł, a potem, widząc jej przerażoną minę, wybuchnął śmiechem.
- Och, Abby! - dodał z westchnieniem, przyciągając ją do siebie. - Czyżby
jeszcze nie dotarło do twojej świadomości, że możesz poprosić mnie o gwiazdkę
z nieba, a ja zdobędę ją dla ciebie?
- W złotym opakowaniu? - spytała.
- Obiecuję - odparł, unosząc podbródek Abby ku sobie i zbliżając usta do
jej warg. - Dostawa z pocałunkiem.
- Oboje dobrze wiemy, że zrobiłbyś to - wyszeptała - bo jesteś
człowiekiem godnym zaufania.
- Tylko do czasu, kiedy twój lekarz odwoła alarm - ostrzegł ją z
uśmiechem. - Wtedy będziesz mogła mi zaufać tylko w jednej sprawie... że na
pewno będę się kochał z tobą tak długo, dopóki nie zaczniesz błagać mnie o
litość.
- Albo ty mnie... - odparła, przyciągając go ku sobie i składając na jego
ustach pocałunek, na którym nie zakończył się ten wieczór.
- 129 -
S
R [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl