[ Pobierz całość w formacie PDF ]
162
RS
- Coś się stało z Robbiem? Wykrztuś wreszcie!
- On... On mnie rzucił! Powiedział, że już nie wróci. Rachel
odetchnęła z ulgą. Wiadomość nie była aż tak dramatyczna, jak mogła
przypuszczać, słysząc histeryczny głos Kaylee.
- Posłuchaj - powiedziała łagodnie. - Ty i Robbie już nieraz się
kłóciliście i zawsze do siebie wracaliście. Tak samo będzie i tym razem,
przekonasz się. Wróci.
- Nie, teraz to co innego. Nie widziałaś jego twarzy. Miał takie zimne
i bezwzględne spojrzenie. Nigdy się tak nie zachowywał. Powiedział, że
ma dosyć restauracji oraz mnie i że chce zacząć od nowa. Nawet nie wiem,
gdzie on teraz jest. Nie odbiera telefonu.
- Czego ode mnie oczekujesz, Kaylee? - Rachel zmarszczyła brwi.
- Musisz z nim porozmawiać, zanim zrobi coś głupiego. A jeśli się
zabije albo zostanie ranny? - zapytała Kaylee i się rozpłakała.
Rachel automatycznie odsunęła telefon od ucha na bezpieczną
odległość.
- Proszę cię, przyjedz, proszę - zawodziła Kaylee.
- Naprawdę teraz nie mogę przyjechać. Mam inne obowiązki.
- Nie wiem, co robić. Zabiję się, jeśli coś mu się stanie.
- Nic mu się nie stanie. Po prostu się zdenerwował.
- Rachel, musisz przyjechać. On tylko ciebie posłucha. Myślę, że on
w ogóle żałuje, że cię dla mnie zostawił.
- To nieprawda. Robbie nie był ze mną taki szczęśliwy jak z tobą.
Teraz jest wściekły, ale mu przejdzie.
163
RS
- Po prostu cię nie obchodzi, że coś może mu się przytrafić. Ty mnie
nienawidzisz, prawda? Uważasz, że to moja wina, że Robbiemu teraz tak
zle się wiedzie. Pewnie myślisz, że jestem beznadziejną żoną.
- Dobrze, przestań już! - Rachel przerwała tę lawinę oskarżeń.
- To znaczy, że przyjedziesz?
- Będę za kilka godzin.
- Jak to?! Wtedy może być za pózno. - Kaylee ponownie się
rozpłakała.
Rachel ciężko westchnęła. Potarła ręką czoło. Mark na pewno będzie
na nią zły, ale zdaje się, że nie pozostawiono jej wyboru.
- Dobrze, już jadę. Tylko nie zrób niczego głupiego, póki się nie
zjawiÄ™.
- Dziękuję, pospiesz się.
Rachel popatrzyła ze złością na telefon. Popukała się nim w głowę,
w duchu wymyślając sobie od łatwowiernych idiotek. Odwróciła się w
kierunku drzwi i spojrzała prosto w twarz wyraznie rozgniewanego Marka.
- Wychodzisz? - zapytał.
- Przykro mi, ale muszę iść.
Wszedł do gabinetu i zamknął za sobą drzwi. Popatrzy] na nią
badawczo i zapytał:
- Kto dzwonił? Dani?
- Nie. Dani jest wciąż w Macon u przyjaciółki.
- Clay? Twoja mama?
- Nie, to była Kaylee.
- Kaylee? - powtórzył zdziwiony Mark, krzyżując ręce na piersiach.
Popatrzył na Rachel obojętnym wzrokiem. - %7łona twojego byłego męża.
164
RS
To nie było pytanie, lecz stwierdzenie.
- Pokłócili się i Kaylee wpadła w histerię. Boi się, że Robbie zrobi
coś nieprzemyślanego - wyjaśniła Rachel.
- Dlatego do ciebie zatelefonowała.
- Właściwie to ona nie ma do kogo się zwrócić w potrzebie.
Pochodzi z innych stron, gdzie została jej rodzina, a tu nie nawiązała
przyjazni.
- Czy nie wydaje ci się dziwne, że zawsze jesteś tą jedyną osobą,
którą w razie kłopotów można poprosić o pomoc
A co by było, gdyby nagle zepsuł ci się telefon albo wyczerpała
bateria? Czy świat by się zawalił?
Rachel przygryzła wargę. Mark nie był zły, lecz wprost wściekły.
- Przepraszam. Nie wiedziałam, co jeszcze mogłabym jej
powiedzieć. Nic innego nie przyszło mi do głowy.
- Czy kiedykolwiek wzięłaś pod uwagę, że mogłabyś odmówić?
Powiedzieć nie"? %7łe nie możesz natychmiast rzucić wszystkiego i pędzić
na pomoc?
- Posłuchaj, zdaję sobie sprawę z tego, że jesteś zdenerwowany, bo
masz bardzo stresujący dzień. - Rachel starała się okazać zrozumienie i
być cierpliwa. - Wiem, że chciałeś, abym razem z tobą powitała gości.
Jestem pewna, że z lunchem pójdzie ci gładko. Spróbuję...
- Wyjaśnijmy sobie coś - wpadł jej w słowo. Podszedł bliżej i
spojrzał jej prosto w oczy. - Wcale cię tu dziś rano nie potrzebowałem.
Potrafię poradzić sobie z własną rodziną.
- W takim razie po co mnie zaprosiłeś? - spytała zdziwiona.
165
RS
- Po prostu chciałem, żebyśmy byli razem. Jeśli nie widzisz różnicy,
to może w ogóle mnie nie znasz.
- Jak mam cię poznać?! - Rachel się zirytowała. - Przecież nie
rozmawiasz ze mną o ważnych sprawach! O przeszłości, o twoich
emocjach, o rozterkach po tym, co ostatnio się wydarzyło, o kobiecie,
którą do niedawna uważałeś za swoją matkę! Przecież w twoim życiu
dokonała się kolosalna zmiana, a ty zamykasz się przede mną! Skąd mam
wiedzieć, kim jestem dla ciebie? Może chodzi ci o to, że moja obecność
pozwala ci chwilowo zapomnieć o problemach?
- A nie przyszło ci do głowy, że nie zadręczałem cię swoimi
sprawami, bo nie chciałem być kolejnym nieudacznikiem, który
desperacko potrzebuje twojego wsparcia? Może chciałem być jedynym
człowiekiem w twoim życiu, który potrafi sam stawić czoło trudnościom, a
także dać oparcie innym. Ale może wcale tego nie chcesz? Może
specjalnie otaczasz się ludzmi, którzy liczą na twoją pomoc? Może dzięki
temu czujesz siÄ™ lepsza, mÄ…drzejsza od innych?
- To niesprawiedliwe! - rzuciła obruszona Rachel.
- Przepraszam - powiedział Mark, chociaż wcale nie wyglądał na
skruszonego.
- Przeproś w moim imieniu swoją rodzinę, że musiałam tak nagle
wyjść. Przekaż im ode mnie, że bardzo miło było ich poznać.
- Nie zapomnij wysłać mi końcowego rachunku. Czek prześlę ci
pocztÄ… elektronicznÄ….
- W porządku - odparła i sztywno ruszyła w kierunku wyjścia.
- W porzÄ…dku.
166
RS
Rachel zatrzymała się przy drzwiach. Jedyne, co w tej chwili czuła,
to złość. Wiedziała, że gdy minie, będzie jej bardzo przykro.
- Po moim wyjściu zadaj sobie pytanie, Mark. Kogo tak naprawdę
chroniłeś, komu chciałeś oszczędzić rozmowy o swoich problemach?
Mnie czy sobie?
Wyszła z gabinetu i pewnym krokiem ruszyła w kierunku foyer. W
korytarzu natknęła się na Ethana.
- Czy coś się stało? - zapytał, poruszony wyrazem jej twarzy.
- Otrzymałam ważny telefon i niestety muszę wyjść. -Rachel starała
się, by jej głos brzmiał normalnie. - Miło było cię widzieć, Ethan.
- Ciebie też i... - Nie zdążył dokończyć zdania, bo Rachel była już na
zewnątrz i szybkim krokiem zmierzała do samochodu.
Rachel nie chciała wracać do pustego mieszkania. Potrzebowała
towarzystwa. Zdecydowała, że odwiedzi matkę.
- Co za niespodzianka! - zawołała na jej widok Gillian. - Wejdz.
Jadłaś już kolację?
- Dzięki, nie jestem głodna, ale chętnie napiję się dobrej herbaty.
- W takim razie chodzmy do kuchni, wstawiÄ™ wodÄ™.
- Gdzie Clay?
- Na randce z bardzo miłą dziewczyną. Wpadli tu razem, żeby wziąć
płytę, którą ona chce od niego pożyczyć. Studiuje prawo, jest na drugim
roku. Obecnie odbywa staż w jakiejś kancelarii prawniczej. Wydaje się
bardzo konkretna i na poziomie. W sam raz dla Claya. Wiem, że dopiero
zaczynają się spotykać, ale coś mi się zdaje, że go wzięło.
- Mam nadzieję, że z pożytkiem dla niego.
167
RS
Rachel usiadła przy stole. Patrzyła, jak matka nalewa wodę do
czajniczka w wisienki i stawia go na piecyku.
- A co u babci? Rozmawiałyście dzisiaj?
- O tak. Ma się świetnie. Dziś gra w bingo w klubie seniora.
- Uwielbia bingo. - Rachel się uśmiechnęła.
Gillian wyjęła z szafki dwa kubki, po czym sięgnęła po pudełko z
herbatÄ… owocowÄ….
[ Pobierz całość w formacie PDF ]