[ Pobierz całość w formacie PDF ]
z nim chwilÄ™.
Odbyli wszystkie standardowe randki. Kino i te wesołe
przekomarzania, czy wybrać komedię romantyczną, czy film
akcji. Tak jakby to w ogóle miało znaczenie. Gdy siedzieli
obok siebie, myśleli wyłącznie o swojej bliskości. Ramiona,
które dotykały się w ciemnościach. Splecione palce. Oczeki-
wanie, przyjemność i tortury pożegnania - spełnienia odło-
żonego na pózniej.
Zabrali Toma nad rzekę, gdzie zjedli za dużo lodów, a po-
tem wracali do domu, trzymając się za ręce i nie zwracając
uwagi na otoczenie.
Poszli do pubu. Na ich widok nagle ucichły wszystkie roz-
mowy, ale po chwili ktoś spytał Fleur o zdrowie ojca, a po-
tem znajomy, który chodził z Mattem do szkoły, zapropono-
wał mu grę w rzutki.
Spędzali razem dużo czasu, poznając się na nowo. Razem
gotowali, pracowali i bawili siÄ™ z Tomem.
A potem pewnego dnia Matt zabrał ją na kolację do re-
stauracji w Maybridge położonej wysoko nad tamą na rze-
ce. Pomimo romantycznego otoczenia nie mówił o miłości.
Opowiadał o swoim życiu na Węgrzech. O swoim domu.
O ziemi. O biznesie.
S
R
I nagle zrozumiała, co ma zamiar jej powiedzieć. %7łe mał-
żeństwo z nim oznaczało mieszkanie tam, gdzie był jego świat.
- Musisz tęsknić do powrotu - zauważyła.
- Ludzie są ważniejsi niż miejsca, Fleur. Mój dom jest tam,
gdzie ty.
Nadeszła chwila prawdy.
- Ja czy Tom?
Nie spieszył się z odpowiedzią.
- Wsiadłem do samolotu pełen takiej wściekłości i gniewu,
że odczuwałem prawie fizyczny ból. Gdy Amy Hallam usiad-
ła obok, prawie eksplodowałem. Chciałem być sam, upajać
się swoim gniewem i myślą o zemście.
- Nie mogłam z tobą wyjechać, Matt. Zwłaszcza po tym,
co się wydarzyło.
- Powinienem to zrozumieć.
- A ja powinnam zrozumieć, dlaczego nie mogłeś zostać.
- Porozumienie. To jest spoiwo każdego związku. Między
naszymi rodzicami nie było porozumienia i między nami
również.
- Rozmawiałeś z Amy... - podjęła, nakłaniając go do
zwierzeń.
- To ona mówiła do mnie, Fleur. Zanim się zorientowa-
łem, pokazałem jej twoją fotografię i tę z Tomem podczas
szkolnego przedstawienia; Rozmawiałem z nią o sprawach,
o których nie mówiłem od lat.
- Wiesz, kim ona jest naprawdÄ™?
Matt zmarszczył brwi.
- Kim?
- To Amaryllis Jones. Kobieta, która zbudowała swoje im-
perium na produkcji olejków eterycznych.
S
R
- Och, tak? To wiele wyjaśnia. Rozmawiałem z Mikiem
Armstrongiem, jednym z moich sąsiadów w Upper Hau-
ghton - pamiętasz, był u Ravenscarów z żoną? - Skinęła
głową. - On zna ją od lat i jest absolutnie przekonany, że to
czarownica.
Wymienili spojrzenia i wybuchnęli śmiechem.
Po chwili Matt sięgnął przez stół i ujął jej obie dłonie.
Nagle przestali się śmiać.
- Zostań ze mną i kochaj mnie, tak jak ja cię kocham - po-
wiedział, a jego oczy płonęły taką namiętnością, jakiej jesz-
cze nigdy u niego nie widziała. - O Boże, miałem to wszyst-
ko zaplanowane. Miały być świece, róże, chciałem paść przed
tobÄ… na kolana...
- Nigdy nie chciałam, abyś padał przede mną na kolana.
- Odwróciła dłonie i złapała go za ręce. - Jestem twoją żo-
ną. Jesteśmy partnerami. Na zawsze. - Potem dodała, poły-
kając łzy: - Jeśli masz pod ręką pierścionek, byłby teraz do-
bry moment...
- Wyjdz za mnie, Fleur.
- Co? Przecież.
- W kościele pełnym kwiatów, w białej sukni, z druhnami,
chórem, dzwonami i mnóstwem gości. W scenerii, jakiej nie
mieliśmy za pierwszym razem.
- Matt... O czymś zapomniałeś. My już jesteśmy małżeń-
stwem.
- Rozwiedziemy się więc - oświadczył gorączkowo, przy-
ciągając spojrzenia siedzących obok gości - a potem będzie-
my mieli ślub, który wspominać będą nasze wnuki.
Wnuki? Zakryła usta dłonią, powstrzymując wzruszenie.
- Mój kochany - powiedziała w końcu. - Nie trzeba roz-
S
R
wodu. Ani ślubu. Odnowimy naszą przysięgę i dostaniemy
błogosławieństwo.
- Doskonale! - ucieszył się. Tym razem pierścionek, który
wyjął z kieszeni i wsunął jej na palec, już tam pozostał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]