[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pękate juki-.
Ttsanati cudownie wszystko przygotował  zawołała Howana Niskuk wskazując
na wyposażenie koni.  Spójrzcie, tych skórzanych worach znajdziemy nawet ciepłe okrycia na nocleg
Wojownik uśmiechem potwierdził słuszność spostrzeżeń
W
odnej Ptaszyny.
Dosiedli rumaków i prowadzeni przez Utsanati'ego zagłębili się w puszczę. Drogi w pobliżu Niagary
były przetarte, więc konie bez kłopotów szły kłusem. Na wolniejszych przestrzeniach przechodzili w
galop. Chcieli odjechać jak najdalej od warowni. Ludwik Lavel po zorientowaniu się, że żona opuściła
fort Erie, mógł zarządzić pościg, aby ją zawrócić z lekkomyślnie podjętej podróży.
Do zmierzchu przejechali ponad czternaście mil i w malowniczej dolince rozłożyli się obozem na noc.
Utsanati rozniecił ogień, a Niskuk przygotowała kolację. Zjedli ze smakiem gorącą polewkę
kukurydzianą na soku klonowym i dziewczęta owinąwszy się derkami usnęły. Jedynie Seneka podrzucił
chrustu do ogniska, usiadł w cieniu drzew i ze strzelbą na kolanach czuwając drzemał.
I Orzezwieni chłodem poranku zjedli śniadanie i zasypawszy ogień ziemią ruszyli dalej. Droga stawała się
coraz dziksza. Jechali wolniej, z trudem przedzierając się przez zarośla. : Lee urzekła uroda puszczy.
Knieja we wszystkich odcieniach żółci i czerwieni roztaczała przedziwny czar. Strącane pieszczotliwymi
podmuchami wiatru kolorowe liście wirowały wśród gonnych pni, z szelestem kładły się na leśne runo.
Cicho płynęły pajęcze nitki indiańskiej jesieni.
Lee wsłuchiwała się w ustawiczny poszum boru, w przedziwne szepty i pomruki, szelesty i trzaski,
śpiewy i pogwizdywania. Zdawało się, że t-3. dziewicze ostępy przenikają w głąb duszy, którą wraz z
puszczą zawodzi i gwarzy o rozterce ludzkich uczuć.
 Czemu Tin-glit zostaje w tyle?  skarciła ją Niskuk.  Aatwo możemy się zgubić.
Lee ocknęła się z zadumy.
Las mnie oczarował  odparła.  Słuchałam, jak huczy. To Nana-bosho
rozmawia z puszczÄ…  z powagÄ… po-
wiedziała Wodna Ptaszyna.  On jeden rozumie mowę drzew roślin i zwierząt.
· Można go zobaczyć?  z lekkÄ… ironiÄ… spytaÅ‚a Lee.
· Nana-bosho jest wszÄ™dzie  tÅ‚umaczyÅ‚a Indianka.  Zobaczyć go nie sposób, ale daje siÄ™
słyszeć. Czasami swą mocą przenika w serca.
Lee przyznała jej częściowo rację. Rzeczywiście, odwieczny bór poruszał człowieka do głębi duszy,
koił i zmuszał do zastanowienia się nad przedziwną zagadką istnienia.
Czwartego dnia podróży niebo zaciągnęły granatowoczarne chmury. Wiatr wzmagał się, szumiał coraz
gwałtowniej w koronach leśnych olbrzymów i strącał tysiące barwnych liści. Spłoszone ptaki ucichły
kryjÄ…c siÄ™ w gniazdach i zakamarkach pni.
Utsanati i Niskuk z niepokojem wsłuchiwali się w granie kniei. W prześwitach pomiędzy listowiem
drzew bacznie obserwowali ciężkie, groznie skłębione obłoki.
Wuchowsen zbudził wichurę  powiedziała Wodna Ptaszyna.
 I niebo zaciągnął chmurami. Będzie, walka żywiołów  dodał Utsanati.
Lee odczytując obawę na twarzach czerwonoskórych spytała:
· Grozi nam niebezpieczeÅ„stwo?
· Ugh. NadciÄ…ga huragan  odparÅ‚ wojownik.  Zpieszmy siÄ™, tu zostać nie możemy.
Utsanati przynaglał konia. Kluczył wśród drzew wypatrując kryjówki przed nadciągającą nawałnicą.
Dziewczęta milcząc śpieszyły za nim. Mimo dnia robiło się coraz ciemniej. Natężenie wiatru rosło. Szelest
listowia potężniał i huczał niczym łomot skrzydeł jakiegoś niesamowitego ptaka.
Seneka dopadł wreszcie wielkich hikor4 osłoniętych z dwóch stron wzniesieniami i gęstą ścianą
dębów. W pośpiechu zeskoczył z wierzchowca. Dziewczęta poszły za jego przykładem. Podróżni zmusili
konie do położenia się i uwiązali je do pni. Wydobyli z juk derki, szczelnie się nimi owinęli, następnie
Indianin rzemiennym sznurem przywiązał dziewczęta i siebie do drzew. Czas był ku temu najwyższy.
Silny podmuch zimnego wichru przeszedł nad puszczą, wpadł pod ubarwione jesienią korony, I
wyjąc jak sto tysięcy wygłodzonych kujotów.
Zadudnił najpierw daleki grzmot. Lunęła ulewa. Zamigotał ognisty zygzak błyskawicy i
ogłuszający huk piorunu uderzył gdzieś w pobliżu wciśniętych między hikory ludzi.
Rozpętało się piekło. Potężny ryk pędzącego wichru zmieszanego ze strugami wody
przewalał się nad knieją. Z niesamowitą i mocą biły pioruny. Błyskawice smugami
ognia cięły mrok. potoki wody lały się z nieba, jakby pragnęły zatopić świat.
Przerażone konie rżały usiłując zerwać sznury trzymające je na uwięzi.
Dziewczęta i wojownik z narzuconymi derkami na głowę, wtuleni pod pniami drzew drżeli z
zimna. Wokół nich płynęły strumienie wody.
Nagle wśród szalejącego żywiołu z ogłuszającym łoskotem runął olbrzym leśny
eksplodując trzaskiem i chrzęstem łamanych konarów.
Przestraszona Lee odchyliła na sekundę przemokłą derkę. Błyskawice tnące
półmrok oślepiły ją, a ulewa chlusnęła w twarz. Z trudem wciągnęła płótno na głowę.
Huragan słabł. Grzmot piorunów oddalał się, ulewa łagodniała. Jeszcze parę minut i uciszył
się bór. Czarne bryły obłoków ^odpłynęły odsłaniając jasny błękit, zasnuty jedynie lekką mgłą.
We wgłębieniach stały kałuże wody. Po zboczach i nierównościach spływały małe
strumyczki. Puszcza znowu cicho szumiała szelestem listowia.
Dziewczęta przemoknięte do ostatniej nitki odczuwały chłód. Utsanati rozplatał
sznury łączące ich z pniami i rozglądał się wokoło.
Kilkanaście yardów od kryjówki przełamany w połowie leżał wielki dąb. Na
skraju hikor, gdzie uwiązał konie, zobaczył tylko jednego wierzchowca. Stwierdził, że
pozostałe zerwały powrozy i uciekły.
· Utsanati odszuka zwierzÄ™ta  odezwaÅ‚a siÄ™ Lee.  Albo może same wrócÄ…?
· Burza zmyÅ‚a Å›lady. Nie odszukamy mustangów  odrzekÅ‚ wojownik.
· MaÅ‚a jest nadzieja, aby wróciÅ‚y  dodaÅ‚a Niskuk.
· Wobec tego co zrobimy?
 Będziemy wędrować piechotą, a koń powiezie juczne worki  powiedział Utsanati i oddalił się
szukać chrustu na opał.
Odcinał gałęzie z drzew, wybierał obłamane przez burzę iglaste konary i ciągnął je w pobliże hikor.
Dziewczęta mu pomagały. Uzbierali sporą stertę gałęzi, były one jednak wilgotne.
Z trudem rozpalili ognisko. Początkowo mokre drzewo dymiło obficie, potem płomienie strzelać
zaczęły wysokimi językami, promieniując dookoła ciepłem. Zciągnęli z siebie ubrania i rozwiesili na
wbitych w pobliżu ognią kijach. Okryci wilgotnymi derkami usiedli w kręgu ciepła. O dalszej drodze na
razie nie mogło być mowy.
Wodna Ptaszyna wyjęła ze swej sakwy garść pokruszonych ziół i nabrawszy wody z utworzonej
przez ulewę sadzawki nad ogniem na drążku zawiesiła metalowy garnuszek. Gdy woda z liśćmi
zagotowała się, wypili gorący wywar, który rozgrzał ich zziębnięte organizmy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl