[ Pobierz całość w formacie PDF ]
R
L
T
kołdrą, zgasiła światło i wyszła, zostawiając drzwi uchylone. W końcu była gotowa, aby
zejść na dół i stawić czoło Lucasowi.
Siedział tam, gdzie wcześniej, przeglądając jeden z komiksów Toma, odłożył go
jednak na ławę, gdy ujrzał Sofie. Uniósł brew na widok jej miny.
- Jakiś problem? - zapytał, co wcale nie poprawiło jej nastroju.
Przysiadła na brzegu sofy i spojrzała na niego chłodno.
- Wolałabym, żebyś nie opowiadał Tomowi rzeczy, których nie przedyskutowałeś
wcześniej ze mną - oświadczyła z napięciem.
- Naprawdę? Cóż, a ja wolałbym już dawno temu wiedzieć o tym, że mam syna.
Jeśli nie podoba ci się to, że ważniejszy od ciebie jest mój syn, to trudno. Powiedziałem
mu to, co potrzebował usłyszeć. To dla ciebie problem? - zapytał ostro, a Sofie wes-
tchnęła bezradnie.
- Nie, oczywiście, że nie - przyznała, ponieważ sama zrobiłaby dokładnie tak samo.
Musiała jednak zadać najważniejsze, dręczące ją pytanie: - Co postanowiłeś zrobić?
W jego niebieskich oczach pojawił się stalowy błysk.
- Postanowiłem, że będziemy rodziną, gdyż nie zamierzam być weekendowym oj-
cem. Straciłem pierwszych pięć lat życia Toma i nie chcę stracić kolejnych, cara. Za-
mierzam brać czynny udział w jego codziennym życiu.
Serce jej zamarło na te słowa.
- Nie wystąpisz więc do sądu o uzyskanie wyłącznych praw do opieki? - Musiała to
usłyszeć. Od tego zależało jej całe życie.
- Na razie nie. Od ciebie zależy, co zrobię w przyszłości. Obiecałem Tomowi, że
staniemy się rodziną, i mam zamiar dotrzymać słowa - oświadczył zdecydowanie.
Sofie zamrugała.
- Ale... dlaczego? Nawet mnie już nie lubisz, nie mówiąc o miłości! - Wypowie-
działa te słowa z niemądrą nadzieją, że Lucas zaprzeczy i powie, że ją kocha. Tak się
jednak nie stało.
- To prawda, ale kocham swojÄ… babciÄ™.
- Babcię? - zapytała słabo, kompletnie zdezorientowana. Co starsza pani miała z
tym wspólnego? - Nie rozumiem. Ona mieszka z tobą?
R
L
T
- Nie, mieszka na południu Francji - wyjaśnił i ku jej dalszemu zdziwieniu prze-
czesał włosy gestem, w którym krył się niepokój. - Kilka miesięcy temu zmarł mój dzia-
dek i babcia kiepsko to znosi. Nie pomaga nic, co robimy, ja czy moi rodzice. Zaczyna-
łem już tracić nadzieję, że cokolwiek pomoże jej wyrwać się ze szponów rozpaczy. Ale
znalazłem ciebie i Toma. - Urwał i spojrzał na nią wzrokiem, w którym malowała się
troska. - Tom mógłby być dla niej lekarstwem. Czyż prawnuk nie sprawiłby, że znowu
zachciałoby jej się żyć?
Sofie doskonale to rozumiała. Dzięki Tomowi udało jej się pokonać rozpacz, jaka
ją dręczyła po odejściu od Lucasa. Dzięki niemu miała po co żyć i z nadzieją spojrzała w
przyszłość.
- Twoja babcia nie ma nikogo innego? - zapytała miękko.
Lucas pokręcił głową.
- Tylko moich rodziców i mnie. No a teraz oczywiście ciebie i Toma. Dlatego
właśnie czynię przygotowania, abyśmy polecieli do Nicei i ją odwiedzili. Wakacje
szkolne zaczynają się dopiero za kilka dni, ze wszystkim więc zdążymy.
Rozgniewał ją sposób, w jaki Lucas próbował organizować jej życie.
- Pomyślałeś o wszystkim, prawda? Ale co ze mną i moim życiem tutaj?
- Skończyło się. Jeśli chcesz zatrzymać Toma, twoje miejsce jest przy mnie. Jeśli
zaczniesz ze mną walczyć, obiecuję, że przegrasz - oświadczył twardo.
Sofie zazgrzytała zębami, doskonale wiedząc, że znalazła się w potrzasku.
- Bierzesz mojÄ… zgodÄ™ za pewnik?
- Naturalnie. Jesteś moją dłużniczką, pamiętaj o tym. W jeszcze większym stopniu
niż do tej pory. Zrobisz to, ponieważ nie masz wyboru. No więc jak będzie, cara?
Wpatrywała się w niego, mając wrażenie, jakby napierały na nią ściany. Była bez-
radna i oboje o tym wiedzieli.
- Zgadzam się - powiedziała cicho.
- W takim razie wszystko ustalone. Lecimy do Nicei. Potraktuj to jako nasze
pierwsze rodzinne wakacje.
- Tom będzie w siódmym niebie - wykrztusiła, choć słowa te niemal uwięzły jej w
gardle.
R
L
T
- Ale nie ty.
- A czy to ważne, co ja czuję? - zapytała z lekkim przekąsem.
- Jestem przekonany, że Tomowi byłoby smutno, gdyby wiedział, że się nie cie-
szysz tym wyjazdem.
- Nie martw się. Dopilnuję, żeby Tom widział mnie zawsze zadowoloną i
uśmiechniętą. Obarczanie go moimi zmartwieniami byłoby nie fair - rzekła sztywno.
Lucas przyjrzał jej się uważnie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]