[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jej słowa o oglądaniu wystaw sklepowych sprawiły, że Elgin poczuł się tak, jakby
dostał pięścią w żołądek. Dotarło do niego, że to jest jej sposób na życie, mimo że
kiedyś miała takie piękne plany. Mógłby się założyć, że kiedy była młodsza,
chodziła do wszystkich sklepów, przekopywała towary, rozpychając się łokciami w
tłumie, aby dostać to, czego chciała od życia.
Ale pózniej musiało się coś wydarzyć. Nie był pewien co, śmierć matki, ojca, brak
pracy po studiach. Nie wiedział, co stanęło na drodze do spełnienia jej marzeń,
odmieniając życie. Co sprawiło, że nie musiała osiągać zaplanowanego
wcześniej celu, bo wystarczały jej namiastki. Rozczarowanie życiem osłabiło jej
zapał do zakupów i wkrótce patrzyła po prostu przez szybę na swoje własne życie.
Wmawiała sobie, że jest szczęśliwa i zadowolona z tego, co ma, bo zwątpiła, że
może osiągnąć coś więcej.
- Kiedy jesteś ze mną, możesz mieć wszystko, czego zapragniesz -powiedział,
prowadząc samochód pochyłą drogą i rozglądając się za jakimś dojazdem do
strumyka. - Wszystko, co musisz zrobić, to pokazać i powiedzieć mi, czego
pragniesz.
Wiedział, że jego słowa wiązały się z olbrzymim zobowiązaniem wobec niej, ale
kobieta, która chciała pracować jako socjolog, nie poprosiłaby chyba o gwiazdkę z
nieba. Kiedy się nad tym zastanawiał, nie miał nawet cienia wątpliwości, że gdyby
poprosiła o gwiazdkę z nieba, zrobiłby wszystko, co w jego mocy, aby ją dla niej
zdobyć. Do licha, on chciał dać jej wszystko, nieważne, czy tego chciała, czy nie.
Tracenie głowy z miłości do Kelly Branigan to była w jego sytuacji głupota, ale nie
był jeszcze na tyle zaślepiony, aby nie zdawać sobie sprawy, że to stało się faktem.
Nie mógł na nią nie patrzeć, a im lepiej ją poznawał, tym trudniej było mu oderwać
od niej oczy.
Powoli, tak jakby opony były napełnione nitrogliceryną, wprowadził samochód na
porosłą trawą łąkę i zaparkował w cieniu klonów i wierzb, rosnących wzdłuż
strumienia.
Kelly ostrożnie wysiadła z samochodu, wypatrując biegnących farmerów.
- Czy jesteś przygotowana na pierwszą niespodziankę? - zapytał Elgin. Odwróciła
się do niego i spostrzegła przezroczystą klapę z tyłu samochodu.
- A teraz na pewno wyciągniesz królika - powiedziała otwarcie.
- Powinnaś częściej przebywać na świeżym powietrzu. - Skrzywił się. - Chodz i
pomóż mi.
Zaśmiała się, ale posłusznie przeszła na jego stronę, przygotowana na wszystko, co
wyjmie z samochodu.
Zamiast królika wyciągnął biało-czarny koc i duży koszyk.
- Piknik! - zawołała radośnie. - Od lat nie byłam na pikniku.
Farmerzy i ich strzelby szybko wyleciały jej z głowy, wzięła go pod rękę i
pocałowała słodko w policzek. Elgin pełen szczęścia, wykorzystał jej bliskość,
natychmiast obejmujÄ…c jÄ… ramieniem.
- Minęły całe lata, odkąd zapragnąłem pojechać na piknik... na wieś... z piękną
kobietą. - Pocałował ją delikatnie. Oparł się bez pośpiechu o samochód,
zadowolony, że może ją przytulać. - To jest mój sposób, aby sprawdzić jak bardzo
mogę być zdyscyplinowany i kulturalny.
Maleńka zmarszczka pomiędzy jej brwiami skłoniła go do wyjaśnień.
- Gdybym nie potrafił się opanować, to natychmiast złapałbym cię za włosy i
zaciągnął do mojej jaskini. Chcę być z tobą sam, Kelly. Tylko nas dwoje, bez
kłopotów, bez wpadania na ludzi na ulicy, bez przyjaciół, rodziny. Tylko my.
Te słowa odbijały się echem w jej sercu, a z każdym dzwiękiem ciepło, jakiego nie
czuła nigdy wcześniej, rozpływało się po jej ciele. To nie pożądanie, rozpalane z
rozmysłem przez jego oczy, usta i ręce sprawiało, że stała się mu ślepo posłuszna.
To tylko bijące z serca ciepło wywoływało niespotykane i wspaniałe uczucie,
jakiego jeszcze nigdy nie zaznała.
- A co z tymi krowami, o tam? - zapytała, bawiąc się leniwie krótkimi włosami za
jego uchem.
Spojrzał ponad jej ramieniem na krowy po drugiej stronie łąki, przeżuwające trawę,
nieczułe na jakiekolwiek bodzce zewnętrzne.
- Jeżeli tu przyjdą i zaczną z nami rozmawiać, to spakujemy koszyk i odjedziemy.
ROZDZIAA SIÓDMY
Popołudnie, które spędzili na wiejskim pastwisku, mocząc nogi w zimnym
strumyku, w towarzystwie - trzymających się w przyzwoitej odległości - krów, było
dla Kelly jednym z najprzyjemniejszych, jakie przeżyła.
- Dlaczego ty nie jesteś gruba? - zapytał Elgin, patrząc, jak kończy ostatnią kanapkę
z szynkÄ… i strzepuje okruchy z ubrania. - Jesz jak robotnik na budowie.
- Jakie nieuprzejme słowa - powiedziała, uśmiechając się do niego. - Po pierwsze -
dżentelmen nie wytknąłby mojej jedynej, zresztą mało ważnej, wady. A nawet
gdyby uznał, że musi to zrobić, powiedziałby coś w stylu: masz dobry apetyt", a
nie: jesz jak robotnik budowlany".
- No wiesz! Przez ostatnie pół godziny chciałem cię pocałować, a ty siedziałaś i
opychałaś się. - Przesadzał oczywiście. Z czterech kanapek, jakie były w koszyku,
sam zjadł dwie i pół. Zjadł również większość sałatki ziemniaczanej i owoców. A
pół godziny temu ścigali się przez łąkę do koca. Co przypominało mu...
- Wygrałaś ten bieg tylko dlatego, że oszukiwałaś.
- Mój Boże - powiedziała łagodnie - przecież jesteś pechowcem, czyż nie?
- Nawet się nie odwróciłaś, kiedy przewróciłem się.
- To był uczciwy pojedynek, a ty nie przewróciłeś się, tylko pośliznąłeś na krowim
łajnie. Czy to moja wina, że jesteś ślepy jak nietoperz? Te... jak je nazywasz, krowie
placki... ? są takie wielkie, jak... - zachichotała. - One są olbrzymie. Jak mogłeś ich
nie zauważyć?
Przewrócił się na plecy i podłożył ręce pod głowę.
- Uważnie obserwowałem te długie nogi i te wspaniałe małe pośladki i właśnie
dlatego ich nie zauważyłem. Więc to jest jednak twoja wina. - Zmrużył oczy przed
słońcem, wyglądał na zadowolonego ze swoich argumentów. -Mogłabyś
przynajmniej mnie pocałować, abym poczuł się lepiej.
- Czy jest coÅ› na deser?
Otworzył jedno oko i spojrzał na nią zaskoczony. I nagle, w okamgnieniu przeturlał
się i położył się na niej, nie pozwalając jej wykonać najmniejszego ruchu.
- Deser? Ja oferuję ci moje ciało, a ty chcesz deser?
Pogróżka, którą zobaczyła na jego twarzy, była jawna. Kelly wiedziała, że zaraz
zacznie ją całować i nie mogła się tego doczekać.
- Och, nie! - krzyknęła, udając przerażoną. - Proszę, nie krzywdz mnie. Twarz
Elgina natychmiast stała się poważna. Jego mięśnie rozluzniły się, a
ramiona otoczyły ją ochraniająco.
- Nie chcę cię krzywdzić. W żadnym wypadku - powiedział głosem bardziej
namiętnym od szeptu.
- Wiem - powiedziała, śmiejąc się z ufnością i odrobiną strachu.
Nowy zwiÄ…zek zawsze rodzi obawy. Ona i Elgin szybko i mocno zakochiwali siÄ™ w
sobie, mimo że obydwoje wiedzieli, jakie podejmują ryzyko. Nie starali się
złagodzić zagrożenia czy chronić się przed krzywdami, jakie mogli sobie wyrządzić.
Elgin wplótł palce w jej włosy i dłońmi objął jej twarz. Kiedy czule całował Kelly,
nie mógł pozbyć się ponurych myśli o krzywdzie, jaką zamierzał jej wyrządzić.
Pocałunkami pragnął wybłagać jej zrozumienie i przebaczenie. Pózniej jego
pocałunki stały się długie, pełne namiętności i pożądania. Wiedział tylko, że chce ją
mieć.
Czy to możliwe, że znam Elgina zaledwie od kilku krótkich dni?" -zastanawiała się
jakiś czas pózniej Kelly, leżąc z głową wygodnie spoczywającą na jego piersi. Czuła
się tak, jakby znała go od zawsze, jakby mieli wspólną przeszłość, tak jakby ich
związek został sprawdzony i okazał się pewny i solidny.
Mieli tak wiele wspólnego. Słuchali takiej samej muzyki, lubili dobre kryminały, w
wielu sytuacjach myśleli podob nie, a jednak tak wiele przeszkód stało na drodze ich
zwiÄ…zku.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]