[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niku nic nie działa, przez cały czas jest równie piękny.
Rzeczywiście, to Ravi musiał przyznać.
- Bez względu na wszystko to niezwykła historia,
112
ale... co teraz zrobimy? Jeśli powiemy całą prawdę Tin-
dir, ona oczywiÅ›cie zażąda zwrotu skarbu, który prze­
cież od wielu już lat jest własnością naszej rodziny. To
spadek po Marii, przetrzymał pięć pokoleń, Reino!
Dziewczyna patrzyła na ojca z powagą w oczach.
- Ale teraz jego wędrówka zostanie przerwana,
dobrze o tym wiesz, tato. Ja nigdy nie będę miała
dzieci. Nigdy.
Raviemu do oczu napłynęły łzy.
- Reino, moja kochana, jakiż ciężki wyrok sama
na siebie wydałaś...
- Wiem, że siÄ™ nie mylÄ™, robiÄ™ jedynie to, co jest sÅ‚usz­
ne, ojcze. I bardzo ciÄ™ proszÄ™, wspieraj mnie w tym.
Ravi ujął ją za rękę.
- Będę cię wspierał we wszystkim, na co tylko się
zdecydujesz.
Ciałem Reiny wstrząsnął nagły dreszcz.
- Gdzie się podziała...?
PodniosÅ‚a gÅ‚owÄ™ i rozejrzaÅ‚a siÄ™ wokoÅ‚o, zmrużo­
nymi oczyma wodzÄ…c po pÅ‚askowyżu w poszukiwa­
niu Tindir.
A Tindir stała tuż za ich plecami. Z rozłożonymi
rękami i wielkimi, szeroko otwartymi oczyma.
- Jesteście złodzieje - szepnęła ochryple. - To wy
jesteście złodziejami. To wy sprowadziliście całą tę
niedolę na Lud, próbujecie mnie oszukać, mnie, Kir-
vi Tindir!
Jej gniew był najzupełniej nieoczekiwany, żadne
z nich nie widziało jej wcześniej w takim stanie.
Z krzykiem rzuciła się na Reinę, bijąc ją i drapiąc.
Ravi zdołał w końcu wykręcić Tindir rękę, ale Re-
inie już zdążyÅ‚a pocieknąć krew z trzech dÅ‚ugich za­
drapań na policzku.
113
Nad ich głowami jakiś ptak zaskrzeczał głośno.
OdgÅ‚osy bijatyki zakłóciÅ‚y spokój wiosennego wie­
czoru w górach.
Ravi, ciężko sapiąc, wbił kolana w krzyż Tindir.
Mroczna moc jej gniewu otaczała jego głowę niczym
mgła. Tindir była silna, wiła się w jego rękach jak
wąż, wiedział, że niedługo zabraknie mu sił, by ją tak
przytrzymywać.
- Reino! Pomóż mi, ona jest zupełnie jak dzika!
Reina siedziała wśród wrzosów i przyglądała się im
spod wpółprzymkniętych powiek. Wreszcie Tindir
zaniosła się szlochem i zrobiła się całkiem bezwładna.
Ravi nie wypuÅ›ciÅ‚ jej od razu z uÅ›cisku, ale prze­
straszyÅ‚ siÄ™, gdy wyczuÅ‚, że kobieta przestaÅ‚a oddy­
chać.
Twarz córki była równie biała jak czapy śniegu na
szczytach. Reina wciąż siedziała, lekko się kołysząc.
Ręce miała wyciągnięte przed siebie, jej palce
przypominały szpony.
- Reino! Przestań! - syknął zrozpaczony.
Dziewczyna opuściła ręce, dotknęła policzka,
z którego wciąż kapała krew.
Ravi się wystraszył.
Krew nie przestawała płynąć.
Tindir jÄ™knęła pod nim, charczÄ…c, wciÄ…gnęła po­
wietrze w ściśniętą pierś.
ZÅ‚apaÅ‚a siÄ™ też za gardÅ‚o, jedna rÄ™ka, ta, którÄ… Ra­
vi wykręcił jej na plecy, najwyrazniej sprawiała jej
srogi ból. Zakaszlała, przeczołgała się kawałek dalej
po wrzosach.
Ravi zostawił ją i na czworakach przesunął się tych
kilka łokci, tam gdzie siedziała skrwawiona Reina.
- Reino! Reino, co siÄ™ z tobÄ… dzieje?
114
OtarÅ‚ jej krew rÄ™kawem kurtki, spostrzegÅ‚, że Å›la­
dy pozostawione przez paznokcie Tindir wyglÄ…dajÄ…
na głębokie jak czeluść.
- Moja mała dziewczynka...
Usłyszał za sobą jęk Tindir.
Ravi odwrócił się, teraz w jego oczach pojawiło
się szaleństwo.
- Coś ty zrobiła, potworze? Spójrz, ona krwawi!
Pomóż mi, zatrzymaj to jakoś!
Tindir tylko blado siÄ™ uÅ›miechnęła. Ona także mia­
Å‚a na twarzy drobne skaleczenie, raczej otarcie. Nie
krwawiło. Rozcierała rękę, raz po raz przełykając ślinę.
- Ona prawie mnie udusiÅ‚a, wiesz o tym, Ravi? Two­
ja córka jest niebezpieczna, oddała się Bengowi! Służy
diabÅ‚u, Ravi, czy ty tego nie pojmujesz? Niech siÄ™ wy­
krwawi na śmierć!
Tindir podniosła się chwiejnie.
Ravi ocierał teraz policzek Reiny gołymi rękami.
Dziewczyna na nic nie reagowaÅ‚a, siedziaÅ‚a rów­
nie sÅ‚aba i daleka jak przedtem. Skóra na twarzy za­
częła jej sinieć, wargi były już bardzo ciemne.
- Reino, Reino, co z tobÄ…?
Krzyczał teraz.
A za jego plecami śmiała się Tindir:
- Nie możesz walczyć z demonami, które w niej
tkwiÄ…, Ravi! Nawet ty! Daj mi skarb, to je przegnam.
One mnie posłuchają, cha, cha!
Dobrze wiedział, że to bzdury. Owszem, Reina
krwawi i rany wyglÄ…dajÄ… naprawdÄ™ paskudnie. Jest
blada, ale to oczywiste, że pobladła ze wzburzenia.
Doprawdy, nie jest to dziwna reakcja, że tak pobla­
dÅ‚a i przycichÅ‚a. To zupeÅ‚nie normalne, to nie sÄ… żad­
ne demony, żadne duchy. Musi się bacznie pilnować,
115
nie wolno mu nic sobie wyobrażać. Nie wolno być
aż tak głupim jak Tindir.
Mocno potrząsnął córką.
- Reino, odezwij siÄ™ do mnie!
- Pokaż mi skarb, Ravi! Oddaj mi skarb, a ja ci po­
mogÄ™...
Ravi wpadł w rozpacz. W ciele siedzącej Reiny nie
drgnął nawet mięsień. Tindir śmiała się przerazliwie.
WrzasnÄ…Å‚ do niej:
- A więc dobrze! Dam ci wszystko, czego chcesz,
tylko nie pozwól, żeby Reina mi tu umarła!
I Tindir podeszła, mrucząc coś w powietrzu przed
Reiną, jakieś dziwne słowa, wypowiadane bladymi
wargami.
Nic się nie stało.
PopatrzyÅ‚ na Tindir, czuÅ‚, jak wzbiera w nim nie­
nawiść.
- WynoÅ› siÄ™ stÄ…d! - syknÄ…Å‚ wreszcie.
Ale wtedy Reina osunęła się z jękiem, a jej oczy
znów zaczęły widzieć.
Ravi natychmiast przyskoczył do niej.
- Córeczko, czy wszystko dobrze?
W milczeniu pokiwaÅ‚a gÅ‚owÄ…, znów podniosÅ‚a pa­
lec do rany.
- Ale... bardzo piecze... Jak to się stało? Czy się
przewróciłam?
Niczego nie pamiętała.
Ravi nie wiedział, czy ma się z tego cieszyć, czy nie.
Przecież maÅ‚o brakowaÅ‚o, a Reina zabiÅ‚aby Tin­
dir. BaÅ‚ siÄ™, że Å›wiadomość tego faktu dla jego cór­
ki, osoby o tak niewzruszonych zasadach, mogła być
trudna do zniesienia.
Tindir prawdopodobnie wyczuła to samo.
116
W każdym razie gdy popatrzyÅ‚ jej w oczy, uÅ›miech­
nęła się.
- Reino, kochana, przewróciÅ‚aÅ› siÄ™ i zobacz, po­
drapaÅ‚aÅ› siÄ™ o te ostre gaÅ‚Ä™zie. PróbowaÅ‚am ciÄ™ zÅ‚a­
pać, ale nie dałam rady. Zachwiałaś się i upadłaś. Czy
to była jakaś nowa wizja?
Reina z wyraznym wysiłkiem kiwnęła głową.
- Taak... Ale nie bardzo pamiÄ™tam... Jestem wy­
cieńczona. Ach, może moglibyśmy się już położyć...
Ravi mocno zacisnął szczęki.
- PrzynieÅ› koce - poleciÅ‚ Cygance. - I rozpal ogni­
sko, ona zmarzła.
Tindir usłuchała.
ROZDZIAA VII
- Ojcze... myślałam o czymś...
Ravi podniósł wzrok znad rysunku i popatrzył na
córkę. Gdy zwracała się do niego  ojcze", na ogół
chciaÅ‚a prosić o pozwolenie, i to na coÅ›, co, jak przy­
puszczała, może mu się nie spodobać.
Odkąd wrócili z gór, nie odstępował jej niemalże
na krok, dniem i nocÄ…. Tindir okazaÅ‚a siÄ™ nieobliczal­
na. UdawaÅ‚a teraz, że nic siÄ™ nie staÅ‚o, i byÅ‚a to je­
dyna rzecz, za jakÄ… mógÅ‚ być jej wdziÄ™czny. Wiedzia­
ła już, że naszyjnik, znajdujący się w ich posiadaniu,
jest skarbem ze starej legendy. Pragnęła go mieć,
czyżby za wszelką cenę?
Ale Reina z tego, co się wydarzyło tam, w górach,
nie pamiętała najzupełniej nic.
Tego Ravi był pewien.
- Ojcze... tak bardzo tęsknię za Benjaminem.
Chciałabym do niego pojechać. Do Kaupanger, to
przecież niedaleko.
Ravi odczuł ulgę. A więc nic groznego!
- Wydaje mi siÄ™, że to niezÅ‚y pomysÅ‚, Reino. Mo­
że matka by się z tobą wybrała? Często wspomina
o tym, że zbyt długo już go nie widziała.
Reina spuściła wzrok.
Ravi zrozumiał.
Córka pragnęła jechać sama, wyrwać się stąd. Mo-
118
że chce pomyśleć? Zastanowić się? A może pociągał
jÄ… ten Rafael?
Uśmiechnął się do siebie.
Nie bÄ™dzie jej w tym przeszkadzaÅ‚. JeÅ›li ktokol­
wiek jest w stanie na nowo przebudzić uczucia Re-
iny, przywołać choćby maleńkie tchnienie tamtej
burzy, jaką wywołał Arill Storlendet...
- Ale przecież nie możesz jechać zupełnie sama!
- Dlaczego nie? Przecież już wcześniej tak bywało.
- Wiesz dobrze, że mÅ‚oda kobieta może mieć kÅ‚o­
poty nawet podczas krótkiej podróży. BÄ™dziesz musia­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl