[ Pobierz całość w formacie PDF ]

byłam naiwna!
- Jesteś przecie\ jego córką - odezwał się Jim, wsuwając
kartę kredytową do tylnej kieszeni d\insów. - Nathan Bishop
nigdy nie uzna, \e sama potrafisz o siebie zadbać. Na to nie
masz co liczyć.
- Dwa dni to stanowczo za długo - \alił się Jim, biorąc
Andie w objęcia, gdy tylko przekroczyli próg jej domu. Nogą
zatrzasnął frontowe drzwi, wyszarpał bawełnianą koszulkę
Andie zza paska d\insów i podciągnął do góry, \eby dostać się
do piersi. - Od wyjazdu ciągle myślałem o tym, \e tak właśnie
będę cię pieścił. Przekonaj się sama, jak bardzoje - stem
podniecony. Andreo, zlituj siÄ™ nade mnÄ….
- Skoro tak prosisz... Jestem bardzo litościwa.
- Andreo. Och, Andreo.
Jeszcze nigdy przy \adnej kobiecie nie odczuwał takich
emocji. Po\ądał Andie i potrzebował jej. Pragnął dać z siebie
wszystko. Osłaniać ją i bronić. Mieć na własność. Uwielbiać.
adorować i nosić na rękach kobietę, która potrafiła sprawić, \e
czuł się zwycięzcą. Chciał zło\yć serce u jej stóp, ofiarować
całego siebie i dokonywać dla niej wspaniałych rycerskich
czynów.
Teraz jednak sprawiła, \e poczuł się okropnie słaby.
Ledwie potrafił wymówić jej imię.
- Andrea - wyszeptał suchymi wargami. Odetchnął
głęboko. - Andrea.
Zadzwonił telefon.
Ostre sygnały przecięły powietrze jak odgłosy wystrzałów
w uśpionym lesie.
- Nie zwracaj uwagi - szepnÄ…Å‚ do ucha, na chwilÄ™
odrywając wargi od jej gorących ust. - Po prostu nie słuchaj.
Niestety, włączyła się automatyczna sekretarka. Po chwili
w pokoju rozległ się obcy, dziwny głos.
- Ty dziwko - powiedział ktoś schrypniętym, złowrogo
brzmiącym szeptem. - Ladacznico bez sumienia. Uprzedzałem
cię, suko. Ostrzegałem. Teraz za wszystko zapłacisz. Nadeszła
pora ostatecznego wyrównania rachunków.
ROZDZIAA 12
Jim bez słowa ruszył w stronę kuchni. Andie poszła w
jego ślady, nerwowym ruchem obciągając po drodze koszulkę.
Głos nagrywany przez automatyczną sekretarkę brzmiał coraz
głośniej, grozniej i coraz bardziej plugawo. Wreszcie
przeszedł w krzyk.
Jim poderwał słuchawkę.
- Kto mówi? - zapytał ostro.
Na drugim końcu linii zapanowała cisza. - Do diabła, kto
tam jest?
Odpowiedział mu tylko przeciągły sygnał.
Rozzłoszczony, rzucił słuchawkę na widełki i odwrócił się
w stronę Andie. Od razu się domyślił, \e nie po raz pierwszy
spotyka jÄ… coÅ› podobnego.
- Od kiedy niepokoją cię te telefony? - zapytał suchym
tonem, rzucajÄ…c jej karcÄ…ce spojrzenie.
- Takich jeszcze nie było. - Na jej twarzy malował się
przestrach.
- To znaczy jakich?
- Przedtem nigdy tak donośnie nie krzyczał. Głos miał
spokojny i jakby... obojętny. Telefony były denerwujące, ale
zupełnie nieszkodliwe. - Andie rozło\yła ręce. - Nie przyszło
mi nawet do głowy, \e mogą mieć coś wspólnego z tym, co
dzieje się w pałacu, a\ do...
- A więc dzwonił do ciebie od dawna? Mo\e nawet od
miesięcy, a ty na to nie reagowałaś? Nie zawiadomiłaś policji?
- Po co miałabym to robić? - obruszyła się Andie. - Ojciec
natychmiast by się o wszystkim dowiedział i jeszcze bardziej
skomplikowałabym sobie \ycie. Co mo\e zdziałać policja?
Praktycznie nic. Poradzi zmienić numer telefonu i zało\yć w
mieszkaniu solidne zamki. Nie mam zamiaru zmieniać
numeru telefonu. Za bardzo utrudniłoby mi to zawodowe
kontakty. A na oknach i drzwiach mam ju\ solidne zamki.
Sama pozakładałam. Kupiłam najlepsze, jakie były dostępne
na rynku.
- Andreo, to nie są wygłupy. Czy ty nic nie rozumiesz?
Ten człowiek jest chory i mo\e się okazać bardzo
niebezpieczny.
- Mówię ci, \e dopiero niedawno jego słowa stały się a\
tak plugawe. Przedtem nie obrzucał mnie wyzwiskami, nie
krzyczał i nie groził. - Andie spojrzała odruchowo na aparat
telefoniczny.
- Niedawno zacząłem u ciebie pracować - przypomniał
Jim.
- Tak - potwierdziła Andie.
- I zaraz potem byliśmy z sobą.
- Tak.
- Dlaczego nawet nie wspomniałaś o tych wstrętnych
telefonach?
- Ju\ mówiłam, na początku nie kojarzyłam ich z tym, co
dzieje siÄ™ na budowie.
Przez cały czas Andie marzyła, \eby opowiedzieć o [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl