[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nadzieję, że nowiny jakie im przekazano, są nieprawdziwe lub Martha przesadziła w swojej
opowieści. Po namyśle doszła do wniosku, że markiza jest z całą pewnością zbyt stara, by flirtować z
królem czy kimkolwiek innym, i zapewne tylko zazdrość skłania ludzi do mówienia nieprzyjemnych
rzeczy o damie, którą monarcha traktuje, po prostu jako przyjaciółkę.
Alisa modliła się, by jej przypuszczenia okazały się słuszne, ale kiedy następnego dnia, szły po
południu do przymiarki, i pod wpływem nalegań Penelopy, zatrzymały się na Bond Street przy sklepie
z karykaturami, na wystawie ujrzały jedną z nich, pędzla Rowlandsona, przedstawiającą króla i
markizę, oboje ogromnie tęgich, i ostro flirtujących ze sobą.
Alisa uznała nawet patrzenie na to za upokarzające. Rzuciła tylko wzrokiem na karykaturę i poszła
przed siebie, nie zwracając uwagi na fakt, że pozostawiła Penelopę samą.
Dopiero kiedy siostra dogoniła ją, odezwała się:
 Nie powinnaś... jak sądzę... interesować się...
takimi rzeczami! A ponieważ jesteś młoda i występujesz jako debiutantka, błagam, jeśli ktokolwiek...
wspomni... choć wątpię, aby tak się stało... o związku króla z markizą... zachowaj się tak, jakbyś o tym
nic nie wiedziała.
 Bardzo dobrze, panno Pruderio  odparła Pe-nelopa.
Miała ochotę powiedzieć o wiele więcej, ale nie chciała zanadto drażnić Alisy, była bowiem
zdecydowana przeprowadzić popołudniową wizytę u markizy na swój własny sposób i bała się, że
siostra mogłaby definitywnie odmówić pójścia razem z nią.
Suknie wieczorowe były tak śliczne, że Penelopa aż piała z zachwytu nad swoją. Nawet Alisa nie
miała ochoty spierać się o postępowanie dwojga starzejących się, obcych jej osób  a tak w gruncie
rzeczy o nich myślała  skoro było tyle powodów, by czuć się wdzięczną losowi.
Nie chciała też myśleć o mężczyznie, któremu zawdzięczały swoje szczęście! Bez wątpienia czuła
nieznaną jej dotychczas radość, płynącą z przeświadczenia, że obie z Penelopą wyglądały zupełnie
inaczej i rzeczywiście niezwykle pięknie w sukniach, które czyniły je zwiewnymi i pełnymi gracji jak
jakieÅ› greckie boginki.
Ubrane w te suknie mogłybyśmy stać na postumencie w jednej z nisz, w jadalni hrabiego 
pomyślała mimo woli i zaraz zganiła za to samą siebie.
Pani Lulworth obiecała dostarczyć suknie następnego dnia, po czym dodała:
 Przynosicie mi chlubę i jeśli ktoś spyta, gdzie nabyłyście suknie, mam nadzieję, że podacie mój
adres.
 To zupełnie oczywiste  odparła Penelopa.
 Jesteśmy pani bardzo wdzięczne  dodała Alisa.  Jest pani dla nas taka uprzejma.
Pani Lulworth uśmiechnęła się, co było dość rzadkim zjawiskiem.
 Sprzedałam dziś dziesięć słoiczków kremu  powiedziała  i zostało mi już tylko dwadzieścia
dziewięć.
 Wspaniale!  zawołała Penelopa.  Któregoś dnia w przyszłym tygodniu będziemy musiały
wybrać się na wieś i zrobić jeszcze trochę.
 Lepiej poczekajmy, i zobaczymy, co będzie dalej  stwierdziła ostrożnie pani Lulworth. 
Możliwe jednak, że będą potrzebne.
W drodze z Bond Street do domu markizy Alisa znowu starała się przekonać samą siebie, że to, co
Martha mówiła o królu i dawnej przyjaciółce ich matki było tylko plotką.
Nie mogła sobie wyobrazić kobiety z pokolenia swej matki, romansującej choćby i z królem. Musiała
wprawdzie uznać swój brak wiedzy na ten temat, przypuszczała jednak, że ludzie, którzy się kochają,
całują się w taki sposób, w jaki pocałował ją hrabia.
Tyle, że on nie deklarował jej miłości!
Jednocześnie, zdawała sobie sprawę z tego, jak mało wie o uczuciach mężczyzny do kobiety lub
kobiety do mężczyzny. Był to jednakże temat, na który nie miała najmniejszej ochoty rozmawiać z
Penelopą. Gdyby żyła mama  pomyślała  zapytałabym ją. I natychmiast, uświadomiła sobie, że
nawet matce nie powiedziałaby ani o tym, że ktoś ją pocałował, ani jakie uczucia rozbudził w niej ten
pocałunek.
Zbliżały się do okazałej rezydencji, będącej  zgodnie z tym, czego Penelopa dowiedziała się od
Marthy  siedzibą markizy i tych spośród jej dzieci, które jeszcze nie założyły własnych rodzin.
 Modlę się, Aliso  powiedziała cicho Penelopa  by markiza była w domu. I mam nadzieję, że ty
również się o to modlisz.
Alisa w głębi ducha pragnęła czegoś dokładnie odwrotnego, to znaczy, żeby nie zastały markizy.
Wtedy, zostawiwszy liścik, mogłyby spokojnie wrócić na Islington. Wiedziała jednak, że większość
modnych dam składała wizyty przyjaciółkom w określony dzień tygodnia, zazwyczaj w środę lub
czwartek.
A dziś była środa i  zupełnie jakby jeszcze raz szczęście uśmiechnęło się do Penelopy  dziewczęta
spostrzegły kilka wytwornych, z pewnością bardzo drogich powozów na podjezdzie, z czego
wynikało, że był to dzień, w którym markiza przyjmowała u siebie.
Alisa patrzyła z podziwem, a nawet zazdrością, na Penelopę, która bez najmniejszych oznak speszenia
zwróciła się do majordomusa:
 Czy Jej Wysokość jest w domu?
 Tak, madame. Jej Wysokość przyjmuje.
 W takim razie proszę być tak dobrym i doręczyć jej ten liścik oraz zapytać, czy zechce przyjąć
panny AlisÄ™ i PenelopÄ™ Wynton.
Majordomus wziął liścik i pośpiesznie posłał lokaja na górę, skąd dochodziły głosy.
Kiedy siostry oczekiwały na odpowiedz, przed rezydencję zajechał kolejny powóz, a po chwili weszły
do holu, kierujÄ…c siÄ™ wprost na schody, dwie niezwykle elegancko ubrane damy, w wysokich
kapeluszach zdobionych strusimi piórami oraz w modnie skrojonych sukniach.
Penelopa przyjrzała się im, po czym nachyliła się ku Alisie.
 Są eleganckie  wyszeptała  ale nie tak wytworne i ładne jak my! Przestań wyglądać na taką
przerażoną, kochanie. To chwila, na którą czekałyśmy, i obiecuję ci, że nie będziesz rozczarowana.
Alisa starała się uśmiechnąć w odpowiedzi.
Jednocześnie myślała o tym, jak bardzo chciałaby być z powrotem w domu, w swojej skromnej sukni,
patrzeć na narcyzy w parku i robić w pracowni kremy według receptury mamy. Spojrzawszy jednak
na siostrę, musiała przyznać, że nie ma nikogo równie ładnego jak Penelopa.
Pani Lulworth nalegała, aby ich suknie, różne od siebie, ale uzupełniające się wzajemnie pod
względem ogólnym, były jednokolorowe.
 Madame Vestris  mówiła w czasie przymiarki  zawsze twierdzi, że prawdziwe damy powinny
się wyróżniać, lecz oczy podziwiających je osób nie mogą rozpraszać się na poszczególnych
elementach. Dotyczy to zwłaszcza kolorów.
Alisa pomyślała o czerwonym żakiecie, który miała na sobie madame Vestris, i przypomniało się jej,
że kapelusz i trzewiki też miała czerwone. Jedyny wyjątek stanowiły białe bryczesy, ale to było coś, co
z pewnością nie powinno obchodzić ani jej, ani Penelopy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl