[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Gdy młody rzymski patrycjusz ukazał się w drzwiach, Agrypina poleciła mu:
- Powiedz, Gallusie, Anicetusowi, że pragnę z nim mówić.
Gallus wyszedł z Acerronią. Nagle kajutę ogarnęły ciemności.
- Sprawiedliwi bogowie! - zawołała Agrypina - Latarnie gasną... Akte, Akte
to jakaś zasadzka... Ostrzegano mnie przed wyjazdem do Bauli, ale nie chciałam
słuchać, nierozsądna!... I co, Gallusie? - zapytała wchodzącego do kajuty
patrycjusza.
- Anicetus nie może się stawić na twe rozkazy. Jest zajęty spuszczaniem
Å‚odzi na morze.
- W takim razie pójdę do niego sama. Ach!... Co znaczą te hałasy nad nami...
Na Jowisza! Jesteśmy skazani... Okręt się rozpada!
Ledwie wymówiła te słowa, gdy unoszący się nad ich głowami pomost,
tworzÄ…cy sufit kajuty, runÄ…Å‚ z Å‚oskotem.
Obie myślały, że są już zgubione. Szczęśliwie podpory baldachimu
rozpiętego nad łożem były tak silne, że utrzymały ciężar. Walące się sklepienie
zmiażdżyło jednak upadając Gallusa, który stał w wejściu. Agrypina i Akte
ocalały.
Do odgłosów zgiełku dochodzących z pokładu dołączył się głuchy szmer
dobiegający spod kajuty i kobiety poczuły, że podłoga usuwa się pod stopami...
Dno statku rozpadało się, jakby strzaskane o podwodną skałę i woda wdarła się
nagle do środka.
Agrypina domyśliła się od razu. Rzekoma katastrofa była wyrokiem cezara,
obmyślonym i upozorowanym po mistrzowsku. Rozejrzała się wokół. Resztki
sufitu wisiały nad ich głowami, grożąc w każdej chwili zmiażdżeniem. Woda
wdzierała się gwałtownie. Zostało tylko otwarte okno. Była to jedyna droga
ucieczki. Pociągnęła za sobą Akte, dając znak, by dziewczyna w milczeniu
słuchała jej rozkazów. Chodzi przecież o ich życie. Nie oglądając się za siebie,
bez wahania, trzymając się za ręce wyskoczyły przez okno.
Strzaskany statek, kołując, szedł na dno, tworząc ogromny wir, który porwał
je za sobą. Znalazły się pod wodą. Każda chwila wydawała im się wiekiem.
Wreszcie ustała siła, która ciągnęła je w dół. Najpierw poczuły, że przestają się
zagłębiać, potem, że płyną w górę. Na wpół przytomne znalazły się na
powierzchni.
W mroku zamajaczyła przed nimi czyjaś głowa. Wystawała nad wodą blisko
łodzi. Jednocześnie usłyszały rozpaczliwe wołanie:
- Jestem Agrypina, jestem matkÄ… cezara, ratujcie mnie!
Akte także chciała wołać o pomoc, lecz Agrypina zakryła jej usta dłonią,
tłumiąc krzyk. Wolną ręką wskazała w kierunku łodzi. Ujrzały, jak jedno z
wioseł uniosło się w górę, a potem szybko opadło, rozbijając głowę Acerronii,
która podając się za matkę cezara była tak nierozsądna, iż prosiła o ratunek
morderców.
Ocalone kobiety płynęły do brzegu, gdy tymczasem Anicetus, przekonany,
że wypełnił ohydne zlecenie, zmierzał ku Bauli, gdzie czekał na niego cezar.
Niebo wciąż było czyste, morze spokojne, ale odległość dzieląca brzeg od
miejsca katastrofy była tak duża, że choć Agrypina i Akte płynęły już długo, do
lądu miały jeszcze jakieś pół mili. W dodatku Agrypina, wyskakując ze statku,
zraniła się w ramię. Teraz czuła, że jej prawa ręka drętwieje i staje się
bezwładna. Akte spostrzegła, że jej towarzyszka płynie z coraz większą
trudnością. Przesunęła się na drugą stronę i zarzuciła sobie rękę Agrypiny na
kark, podtrzymując ją w ten sposób na powierzchni wody, mimo jej protestów i
usilnemu błaganiu, by myślała tylko o sobie, a jej pozwoliła zginąć.
W tym czasie Neron wrócił do pałacu Bauli, zasiadł znowu przy biesiadnym
stole, przywołując nowe tancerki i nowych kuglarzy. Orgia rozpoczęła się w
najlepsze.
Cezar wziął nawet lirę i zaczął deklamować rapsod Homera o oblężeniu
Troi. Ale co jakiś czas wstrząsały nim dreszcze, czuł przenikliwy chłód i zimny
pot występujący na czoło. Zdawało mu się, że śmiertelny powiew zakłóca
atmosferę biesiady i otacza jego postać. Do komnaty wsunął się niewolnik,
podszedł do niego i szepnął coś do ucha. Neron zbladł, rzucił lirę, zerwał z
głowy wieniec i wybiegł. Choć nie wymówił ani słowa, wszyscy domyślili się
od razu, że musiało zdarzyć się coś strasznego. Sala biesiadna opustoszała,
goście opuścili ją w pośpiechu, ogarnięci najgorszymi przeczuciami.
Neron udał się do swej komnaty i kazał przywołać Anicetusa. Rozmawiał
już z nim wcześniej, bo gdy ten wrócił do portu, zaraz opowiedział, w jaki
sposób wykonał otrzymane rozkazy, a cezar, ufając jego wierności, nie wątpił,
że mówi prawdę. Zdumiał się więc powiernik, gdy Neron zawołał do niego z
wściekłością w głosie:
- Powiedziałeś mi, że nie żyje, a przed chwilą przybył od niej posłaniec... Co
to znaczy?!
- Musi więc chyba przybywać z piekieł - odparł Anicetus. - Nie mogę w to
uwierzyć. Na własne oczy widziałem, jak strzaskany okręt tonął, słyszałem też
wołanie: - Jestem Agrypina, matka cezara, ratujcie! - Widziałem też, że wiosła
zmiażdżyły głowę tej, co wzywała ratunku!...
- yle widziałeś, to Acerronia zginęła, a moja matka ocalała...
- Kto to powiedział?
- Wyzwoleniec Agerinus.
- Czy go widziałeś, panie?
- Jeszcze nie.
- Co rozkazuje uczynić boski cezar?
- Mogę na ciebie liczyć?
- Moje życie należy do cezara.
- Udaj się do sąsiedniej komnaty, a gdy zawołam o ratunek, wpadniesz tu,
przytrzymasz Agerinusa i oświadczysz, że widziałeś, jak podnosił na mnie swój
miecz.
- Twoje słowa są prawem - odparł Anicetus, skłonił się pokornie i wyszedł.
Neron został sam. Wziął zwierciadło, a gdy zobaczył w nim swoją pobladłą
twarz, nałożył róż na policzki, poprawił włosy i fałdy togi, jakby szykował się
do występu na scenie, położył się na łożu przyjmując swobodną pozę i czekał na
posłańca Agrypiny.
Goniec przybył z wiadomością, że matka cezara ocalała. Opowiedział o
dziwnej katastrofie statku i dodał, że Augusta Agrypina została uratowana
niemal w ostatniej chwili, kiedy była już tak wyczerpana, że liczyła tylko na
wybawienie boskie... Aódz z zatoki Puteoli zawiozła ją nad jezioro Lukryńskie
kanałem wykopanym z rozkazu Klaudiusza. Do willi przeniesiono ją w lektyce.
Tam poleciła zawiadomić syna o wypadku. Powiedziała też, że znajduje się pod
strażą bogów, a ponieważ czuje się wyczerpana i potrzebuje wypoczynku, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl