[ Pobierz całość w formacie PDF ]

powiedziała na ciepłą, kojącą kąpiel? Ja w tym czasie pozbieram naczynia, a
potem porozmawiamy. Na pewno porozmawiamy.
- Nie jestem zmęczona...
- Oczywiście, że jesteś.
- Nie mam specjalnej ochoty na kÄ…piel...
- Na pewno masz. Wyobraz sobie, że zanurzasz się w ciepłej wodzie...
Pomyśl, o ile by ci było przyjemniej w starych dresach niż wyjściowym ubraniu,
w którym pracowałaś cały dzień... No już, marsz do łazienki. Kiedy wyjdziesz,
kuchnia będzie posprzątana.
Kiedy zniknęła w przedpokoju, Sam oparł się ciężko o ścianę. Zmienił
zdanie. Nie miał już ochoty na decydującą rozmowę... %7łycie w zawieszeniu nie
było takie złe. Mógł jeszcze poczekać... I coś jeszcze coś wymyślić...
Dzwonek do drzwi wyrwał go z zamyślenia. Otworzył niechętnie drzwi...
i zamarł ze zdumienia. Na werandzie tłoczyło się kilkanaście osób, a wyjazd na
główną ulicę blokowały ciasno zaparkowane auta. Znał większość twarzy.
Kobieta ze stacji benzynowej, nauczycielka o wyglÄ…dzie nietoperza,
właścicielka piekarni... Kobiety, które zawsze witały go z uśmiechem, teraz nie
uśmiechały się. Miały mord w oczach. Przebierały nerwowo nogami, wy-
krzywiały się, gotowe były go zlinczować.
- Mówiłam wam, że to jego samochód! - krzyknęła jedna z kobiet. - Gdzie
jest Valerie?
- 123 -
S
R
- Jest. W domu. Nic jej nie jest. Proszę, uspokójcie się wszyscy,
pozwólcie mi coś powiedzieć...
Usłyszał grozny pomruk niezadowolenia. Tłum zrobił krok do przodu.
JakiÅ› palec dotknÄ…Å‚ jego piersi.
- Uważaj, Shepherd. Przyjechałeś z Północy i jesteś takim samym
krętaczem i nierobem jak Ron. Tylko że on zdążył nas okraść i dać nogę. Więc
mamy dla ciebie złą wiadomość. Myślałeś, że nie poznamy się na takim cwa-
niaku, ale przeliczyłeś się. Nikt z nas nie dał się nabrać...
- Valerie jest jedną z nas, nie damy zrobić jej krzywdy...
- Rose Wilkins wymawia ci lokal, podrze umowÄ™ na twoich oczach. W
Chekapee nie masz już czego szukać. Zabieraj się stąd i wracaj na swoją Północ,
tam, skąd przyjechałeś. Nie ma chyba nic gorszego pod słońcem niż taki sęp,
który wykorzystuje bezbronną kobietę...
- Co tu się dzieje? - Val wyskoczyła z wanny, w minutę po tym, jak
usłyszała gwar podnieconych głosów we własnym domu. Owinięta w wielki
kąpielowy szlafrok stanęła na progu werandy, tuż przed Samem, zasłaniając go
własnym ciałem, niczym Dawid Goliata. - Co wy tu wszyscy robicie? O co
chodzi?
Wszyscy mówili naraz.
- Posłuchaj, Valerie, on nie jest taki, jak ci się wydaje....
- Specjalnie otworzył tę swoją księgarnię, żeby cię wykończyć. Ale kiedy
Sue Ellen wypatrzyła jego samochód zaparkowany przed twoim domem przez
całą noc, dotarło do nas, że chce ci narobić jeszcze większych kłopotów. Ten
facet to kawał drania, Valerie, uwierz nam...
- Wziął nas za głupców, tak jak Ron. Nie masz tu żadnych krewnych, ale
my wszyscy jesteśmy z tobą, nie pozwolimy, żeby następny gad zrobił ci
krzywdę. Odsuń się, Valerie, same sobie poradzimy z tym skurczy...
- Dosyć - Val przerwała im spokojnym, mocnym głosem. - Trochę się
zagalopowałyście. To kompletne nieporozumienie. Sam nie jest Ronem. I nie
- 124 -
S
R
życzę sobie, żebyście obrzucały wyzwiskami człowieka, za którego wychodzę
za mąż.
Słowo  mąż" podziało na zgromadzonych jak lodowaty prysznic. Grozne
pomruki ucichły. Stali nieruchomo, ogromnie zakłopotani, nie mając pojęcia,
jak zareagować.
- Tak, wychodzę za mąż - powtórzyła Val. Odwrócona do Sama plecami,
modliła się, żeby jak najdłużej mogła tak stać, nie widząc jego twarzy. - Sam
poprosił mnie wczoraj o rękę, a ja się zgodziłam. Kochamy się od dawna, więc
nie jest to lekkomyślna decyzja. Zamieszkamy w Chicago. Rozmawiałam dzisiaj
po południu z Joneseyem - zgodził się przejąć po mnie księgarnię.
- Valerie - odezwał się wreszcie ktoś z tłumu - sami nie wiemy, co
powiedzieć. Nie wiedzieliśmy, że mu na tobie zależy. Z tego, co wszyscy o nim
opowiadali...
- Sama najlepiej wiem, do czego prowadzą nieporozumienia powstałe z
plotek i pomówień. - Kiedy zrobiła krok do przodu, tłum, jak na komendę,
zaczął się cofać. - Dziękuję wam za dobre serce. Za to, że przejmujecie się
moim losem. Ale ja znam Sama. Bardzo dobrze go znam. NaprawdÄ™ nie musicie
się już o mnie martwić.
Kiedy po dwudziestu minutach odjechał ostatni jej obrońca, Val
odwróciła się... I nie dostrzegła nigdzie Sama.
Znalazła go w kuchni - owijającego w folię brokuły, których żadne z nich
nie spróbowało. Brudne talerze zniknęły ze stołu. Sam był tak pochłonięty
zajęciami kuchennymi, że nie miał czasu na nią spojrzeć. Czy też nie chciał
spojrzeć?
- Cała się trzęsę - odezwała się pierwsza. - Kiedy zobaczyłam tych
wszystkich ludzi z takimi minami, jakby chcieli kogoś rozszarpać na kawałki, o
mało nie dostałam zawału. Pojęcia nie miałam, o co im chodzi. Straszne
uczucie.
- Rzeczywiście, niezła scena - zgodził się Sam.
- 125 -
S
R
- Nie mogłam zrozumieć, dlaczego nic nie mówisz. Nawet nie wyglądałeś
na zdziwionego. Jak gdybyś się ich spodziewał. Sam, mam nadzieję, że nie
zrobiłeś niczego, o czym mi nie powiedziałeś... Czegoś, co mogło rozwścieczyć
te bogobojne matrony na tyle, że zmieniły o tobie zdanie?
- %7łartujesz. A cóż ja takiego mógłbym zrobić?
- Sam?
- Tak, kochanie.
- Odłóż na bok tę podstawkę i spójrz na mnie.
Zrobił to, co mu kazała. Myślała, że się uśmiechnie. Ale kiedy zobaczyła
strach w jego oczach, poszukała ręką blatu, o który mogłaby się oprzeć. Sam,
który potrafił kłamać, oszukiwać, kraść - bez najmniejszych wyrzutów sumienia,
jeśli przekonany był o swojej racji - miał teraz przerażenie w oczach. Bez
powodu.
Chyba że to ona go przerażała.
Tak czy inaczej, musieli sobie natychmiast wszystko wyjaśnić.
- To, co zrobiłem lub czego nie zrobiłem, jest bez znaczenia. Przyszli cię
ratować. Wyrwać cię z moich szponów. Czy rozumiesz wreszcie, co oni do
ciebie czujÄ…?
- Guzik mnie to obchodzi, Sam. Chcę wiedzieć, co ty do mnie czujesz. -
Wyrwała z jego rąk ścierkę. - Kiedy weszłam do domu, pocałowałeś mnie jak
siostrę. Nie chciałeś ze mną rozmawiać. Potem wysłałeś mnie na siłę do
łazienki, jak gdybyś odwlekał chwilę, kiedy trzeba będzie wypić butelkę oleju
rycynowego. Przeraziłeś mnie na śmierć, a teraz chcesz zrobić ze mnie
kłamczuchę.
- KÅ‚amczuchÄ™?
- Słyszałeś, co powiedziałam dzisiaj tym ludziom. No więc? Masz zamiar
się ze mną ożenić czy nie?
Sam oparł się plecami o lodówkę, przyglądając się Val bez słowa.
- No więc... Val? Czy ty się mną bawisz?
- 126 -
S
R
- Jasne. I chciałabym to robić do końca życia. To ty mnie nauczyłeś ostrej,
brudnej gry, bez hamulców i zasad... Poza tymi, które ułatwiają nam
zwycięstwo. Lepiej bądz grzeczny, Sam, bo i tak się nie wykręcisz - zniżyła głos
do szeptu.
- To, co mówiłaś tym ludziom... o naszych planach, mogło być tylko...
świetnym pomysłem na wyprowadzenie ich w pole. Sama mówiłaś, że cię
przerazili. To mógł być... impuls. Czego to ludzie nie mówią dla ratowania
skóry. Zwłaszcza że chodziło o moją skórę.
- Zwięta prawda. Ale to nie znaczy, że pozwolę ci się zerwać z haczyka. -
Odpięła guzik przy kołnierzu jego koszuli, potem następny. Po raz pierwszy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl