[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wychowanków czy wychowanic, miałabym tę korzyść, że mogłabym pomagać innym
unikając jednocześnie kłopotów związanych z prowadzeniem dużej szkoły. Byli ogromnie
uprzejmi, jednakże ja miałam wrażenie, że argumentowali bardziej z praktycznego niż
humanitarnego punktu widzenia. Jestem pewna, że oni niezupełnie rozumieją, jak gorąco
pragnę, żeby wszyscy upośledzeni, tak jak ja, otrzymali należne im dziedzictwo myśli,
wiedzy i miłości. Swoją drogą nie mogłam lekceważyć ich mocnych argumentów i pojęłam,
że muszę się wyrzec planu pana X., ponieważ jest niewykonalny. Powiedzieli także, iż
powinnam na czas pobytu w Radcliffe wyznaczyć komitet do kontroli nad moimi sprawami.
Rozważyłam tę propozycję starannie, po czym powiedziałam panu Rhoadesowi, że byłabym
dumna, gdybym miała rozumnych przyjaciół, do których mogłabym się zawsze zwrócić o
radę we wszystkich ważnych kwestiach. Do tego komitetu wybrałam sześć osób: moją matkę,
nauczycielkę (bo ona jest dla mnie także jak matka), panią Hutton, pana Rhoadesa, doktora
Greera i pana Rogersa, gdyż oni to podtrzymywali mnie na duchu przez wszystkie te lata i
umożliwili wstąpienie do college'u. Pani Hutton już napisała do matki prosząc o telegraficzną
odpowiedz, czy zgadza się, żebym miała innych doradców prócz niej i nauczycielki. Dziś
rano przyszła wiadomość, że matka zgadza się na taki plan. Teraz pozostaje mi tylko napisać
127
do doktora Greera i pana Rogersa... Mieliśmy długą rozmowę z doktorem Bellem. Wystąpił
on z projektem, który niewymownie nas wszystkich zachwycił. Oświadczył, że próba
założenia szkoły dla głuchociemnych dzieci byłaby błędem, bo wtedy traciłyby one
najcenniejsze okazje wchodzenia w pełniejsze, bogatsze, swobodniejsze życie widzących i
słyszących dzieci. Ja sama miałam co do tego wątpliwości, ale nie widziałam, jak temu
zaradzić. Jednakże pan Bell zaproponował, że X. i wszyscy jego przyjaciele, zainteresowani
planem, powinni zorganizować stowarzyszenie propagujące kształcenie głuchociemnych.
Oczywiście nauczycielka i ja należałybyśmy do zespołu. W ramach jego planu nauczycielka
miała przygotowywać po domach wychowawców i wychowawczynie do głuchociemnych
dzieci, tak jak mnie uczyła. Postarano by się o fundusze na mieszkania i pensje dla
nauczycieli. Doktor Bell dodał, że mogę teraz spokojnie przedzierać się przez Radcliffe,
współzawodnicząc z widzącymi i słyszącymi dziewczętami, gdyż wielkie pragnienie mego
serca będzie się tymczasem urzeczywistniać. Biliśmy brawa i wznosili okrzyki. Pan X.
odszedł rozpromieniony, a nauczycielce i mnie zrobiło się tak lekko na sercu, jak to się
rzadko zdarza. Oczywiście na razie nic się jeszcze nie da uczynić, ale przykry niepokój o
moją naukę w college'u i o przyszłość głuchociemnych dzieci przestał nas dręczyć. Niech Pan
powie, co Pan sÄ…dzi o planie dra Bella? Mnie wydaje siÄ™ ogromnie praktyczny i mÄ…dry. Ale
zanim zacznę mówić i działać w tej sprawie, muszę się w niej gruntownie rozpatrzyć... `cp2
Do Pana Johna D. Wrighta `cp2 Cambridge, 9 grudnia 1900 r. Czy Pan uważa mnie za tak
podłą i - nie mogę znalezć słowa dość mocnego na wyrażenie opinii Pana o mnie, chyba że
koniokrad okaże się odpowiednie. Niech Pan powie szczerze, czy Pan naprawdę tak zle o
mnie myśli? Ale chyba nie, bo ja w myślach napisałam do Pana wiele listów, i jestem
uradowana, że otrzymałam od Pana taki dobry list. O, tak! Zamierzałam odpisać natychmiast.
Ale kiedy człowiek zajęty, dni umykają niepostrzeżenie, a ja tej jesieni byłam bardzo zajęta.
Musi mi Pan wierzyć. Dziewczęta w Radcliffe zawsze są zapracowane. Jeżeli Pan wątpi,
proszę przyjechać i zobaczyć na własne oczy. Tak, studiuję regularnie w college'u celem
uzyskania dyplomu. Kiedy już będę miała dyplom, nie odważy się Pan chyba nazwać mnie
podłą. Studiuję angielski - ten z drugiego roku - chociaż nie widzę wcale, żeby się czym
różnił od zwyczajnej angielszczyzny, niemiecki, francuski i historię. Moja praca cieszy mnie
bardziej, niż się tego spodziewałam. Innymi słowy rada jestem, że się tu dostałam. Czasami
jest mi ciężko, bardzo ciężko, ale się nie daję. Nie, nie studiuję matematyki ani greki, ani
łaciny. Przedmioty studiów w Radcliffe są do wyboru, tylko niektóre są obowiązkowe.
Uwinęłam się z angielskim i wyższym kursem francuskiego, zanim wstąpiłam do college'u.
Wybieram sobie kursy, jakie mi się najwięcej podobają. Nie zamierzam poniechać na dobre
128
greki i łaciny. Pózniej powrócę do tych przedmiotów. Ale z matematyką pożegnałam się na
zawsze. Zapewniam Pana, że nie żałowałam tych diabelskich okropności! Spodziewam się
uzyskać dyplom za cztery lata, ale nie upieram się przy tym. Nie ma się czego śpieszyć, a
chcę wynieść z moich studiów jak najwięcej korzyści. Wielu z moich przyjaciół cieszyłoby
się, gdybym poprzestawała na dwóch, a nawet na jednym kursie rocznie, ale nie uśmiecha mi
się perspektywa spędzenia reszty życia w college'u... `cp2 Do Pana Williama Wade'a `cp2 14,
Coolidge Avenue, Cambridge, 9 grudnia 1900 r. ...Skoro. Pan siÄ™ tak interesuje
głuchociemnymi, opowiem Panu na początek o kilku wypadkach, z jakimi się ostatnio
zetknęłam. W pazdzierniku dowiedziałam się o niezwykle zdolnej dziewczynce w Teksasie.
Nazywa się Ruby Rice i ma, zdaje się, trzynaście lat. Nikt jej nigdy nie uczył, ale mówią, że
umie szyć i lubi pomagać innym w tego rodzaju robotach. Ma nadzwyczajny zmysł
powonienia. Gdy wejdzie do sklepu, kieruje się prosto do gablotek. Potrafi też odróżnić swoje
osobiste rzeczy. Rodzicom zależy ogromnie na znalezieniu dla niej nauczycielki. Napisali w
tej sprawie do pana Hitza. Wiem również o dziecku w Instytucie dla Głuchociemnych w
Missisipi. Sześcioletnia dziewczynka - nazywa się Maud Scott. Otrzymałam ogromnie
interesujący list od panny Watkins, która się nią opiekuje. Pisze, że Maud urodziła się głucha,
a zaniewidziała jako trzymiesięczne niemowlę, a kiedy ją kilka tygodni temu oddano do
Instytutu, była zupełnie bezradna. Nawet nie umiała chodzić, a ręce na niewiele się jej
przydawały. Gdy próbowano nauczyć ją nawlekać paciorki, rączki opadały jej bezwładnie.
Najwidoczniej zmysł dotyku nie rozwinął się u niej, a może chodzić tylko wtedy, gdy trzyma
kogoś za rękę; niemniej robi wrażenie nadzwyczaj bystrego dziecka. Panna Watkins uważa,
że jest bardzo ładna. Napisałam do niej, że jak Maud zacznie się uczyć czytać, to poślę jej
dużo powiastek. Kochana słodka dziewczynka - serce mnie boli, gdy pomyślę, jak całkowicie
odcięta jest od wszystkiego, co w życiu dobre i upragnione. Ale panna Watkins to właśnie
taka nauczycielka, jaka jej jest potrzebna. Byłam niedawno w Nowym Jorku i widziałam się z
panną Rhoades. Mówiła mi, że widziała Katie McGirr. Ta biedna młoda dziewczyna mówi i
zachowuje się jak małe dziecko. Katie bawiła się pierścionkami panny Rhoades i zabrała je
mówiąc ze śmiechem: "Już ich nie dostaniesz!". Rozumiała pannę Rhoades tylko wtedy, gdy
ta mówiła o najprostszych rzeczach. Panna Rhoades chciała jej posłać trochę książek, ale nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]