[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ale wprzód nizli odszedł, lubo cierpiał srodze,
Tak do boju zagrzewał i wojska, i wodze:
»Przyjaciele! Rycerze pomiÄ™dzy Achiwy!
Odpierajcież wy teraz od naw bój straszliwy,
Kiedy Zeusa twarde wyroki nie dały,
180
Abym dziÅ› z Trojanami walczyÅ‚ przez dzieÅ„ caÅ‚y«.
Rzekł, a biczem powoznik bystre konie bije;
Te do naw biegną, pyszne wykręcając szyje,
Kurz im grzbiety okrywa, piana na pierÅ› pryska,
Gdy rannego unoszą króla z bojowiska.
165
Hektor widząc, że Atryd z boju się oddalał,
Tak do rycerskich czynów Trojany zapalał:
»Trojanie i Likowie! Postawcie siÄ™ Å›miele,
104
Okażcie zwykłe męstwo, wierni przyjaciele!
Najstraszniejszy mąż z Greków ranny uszedł z pola,
170
Nam zwycięstwo przeznacza dziś Zeusa wola.
Nuż! Dla tym większej chwały, ścisnąwszy orszaki,
Na lud grecki dzielnymi natrzyjcie rumaki!«
Tymi słowy zapala umysł boju chciwy.
Jak psy ręką i.głosem zachęca myśliwy,
195
By na lwa lub odyńca uderzyły śmiele:
Tak swoich grzeje Hektor. On pierwszy na czele,
Podobny bogu, który losem wojny włada,
I na zażarte Greki tak gwałtownie wpada,
Jak wicher, gdy siÄ™ nagle powietrze zachmurzy,
200
Wylatuje z obłoków i ocean burzy...
Już by Achiwów srogi wyrok nie oszczędził,
Już by zwycięzca Hektor do naw ich zapędził,
Gdy Odyseusz w te słowa zagrzał Diomeda:
»Cóż to? Czyli nasz oręż odporu już nie da?
205
Stań przy mnie, spólną bronią ważmy bój zacięty!
Jaka haÅ„ba, gdy Hektor zapali okrÄ™ty!«
»Nie ustÄ…piÄ™ ja kroku  Tydejd odpowiada 
Wstrzymam nieprzyjaciela, co nam na kark wsiada.
Ale cóż my dokażem, kiedy zagniewany
210
Opuszcza Zeus Greki, a wzmaga Trojany?«
Rzekł i Tymbraja zwalił, pchnąwszy go wśród łona:
Odyseusz powoznika zabił Molijona.
Tych porzuciwszy, wiecznÄ… ogarnionych nocÄ…,
Sami z nowÄ… na Trojan uderzajÄ… mocÄ….
215
A jak śmiałe odyńce, kiedy ich psy gonią,
Zwracają się i kłami walecznie się bronią:
Tak ci zwróceni walczą, dając tym odporem
Wytchnienie pierzchajÄ…cym Grekom przed Hektorem.
Zeus z Idy na równej bitwę trzymał szali:
220
Tak śmierć zgubnymi ciosy brali i dawali.
Tydejd syna Pajona zabił, Agastrofa;
Ten śmiało wszędzie walczy, nigdy się nie cofa,
Nawet nie ma przy sobie do ucieczki koni,
Każąc je słudze z dala trzymać na ustroni;
225
Pieszo się bił, aż oręż w nim Diomed zbroczył.
Hektor, gdy wśród zastępów zgon rycerza zoczył,
Leci, niebo strasznymi przebijajÄ…c krzyki,
Za nim trojańskie idą tłumem wojowniki.
Nie mógł nie uczuć Tydejd, choć na chwilę, trwogi.
230
Mówi do Odyseusza: »Przyjacielu drogi!
Na nas to mężny Hektor idzie tak zażarcie!
Ale staÅ„my i dzielne dajmy mu odparcie!«
Rzekł i pocisk z ogromnej wypuścił prawicy.
Nie chybił, w Hektorowej czub trafił przyłbicy,
235
Jednak czoło nie tknięte, skóra nie przeszyta,
Wstrzymał cios szyszak, miedzią miedz była odbita 
Od Feba miał go Hektor, z jego łaski żyje,
Lecz wziąwszy raz tak srogi, między swych się kryje.
105
Upada na kolana, ręką się podpiera,
240
A mgła cień gęsty w oczach jego rozpościera.
Tymczasem, kiedy kroki wyskoczył wielkiemi
Tydejd, aby utkwioną dzidę podjąć z ziemi,
Hektor przyszedł do siebie. Zaraz na wóz wsiada
I śmierci unikając, między swoich wpada;
245
Wierni go towarzysze otoczÄ… gromadnie...
Wtenczas Parys, za słupem ukrywszy się zdradnie,
Wyniesionym na Ila starożytnym grobie
(Niegdyś lud starość jego miał za chwałę sobie),
Przeciw Diomedowi krzywy Å‚uk napina.
250
Kiedy on świetny zdziera łup z Pajona syna,
Równie chciwy szyszaka, pancerza i tarczy,
Napięty od Parysa nagle łuk zawarczy,
Leci strzała i celu swojego nie mija:
Rani w nogÄ™ Tydejda i w ziemiÄ™ siÄ™ wbija.
255
Wesół, że swym takiego męża dosiągł ciosem,
Zmiejąc się wybiegł Parys, rzekł chełpliwym głosem:
»I tyÅ› przecie posokÄ… twojÄ… ziemiÄ™ skropiÅ‚!
Czemużem strzały w sercu twoim nie utopił!
Drżące jak przed lwem kozy na twoje spojrzenie,
260
Miałyby przecież w boju Trojany wytchnieniem
»Próżny strzelcze!  rzekÅ‚ Tydejd  z Å‚uku twe zalety,
A najmilsza zabawa uwodzić kobiety.
Jeżeliś mężny, w polu oba stańmy śmiele,
Na nic ci się nie przyda twój łuk i strzał wiele.
265
Chlubisz się, żeś mię w nogę drasnął? Raz twój słaby,
Gardzę nim, jakby wyszedł od dziecka lub baby,
Bo nikczemnego człeka i pocisk nikczemny.
Co z mojej ręki, nigdy cios nie jest daremny:
Kogo siÄ™ dotknie, z tego wraz dusza wyleci,
270
Rwie włosy po nim żona, sieroty są dzieci,
Więcej go miłe niewiast grono nie obsiędzie,
Ale, zgniÅ‚y, dla sÄ™pów brzydkÄ… pastwÄ… bÄ™dzie«.
Tak łajał, wtem do niego Odyseusz przypada,
Swym go zasłania ciałem. Rycerz w tyle siada
275
I grot wyciąga z nogi. Musiał rzucić pole
I spieszyć do okrętów, takie cierpiał bole.
Natenczas sam na placu został król Itaki,
Bo wszystkie trwogą zdjęte pierzchnęły orszaki,
I jęcząc, różne myśli tak rozbiera sobie:
280
»Jakżem ja nieszczęśliwy! Co pocznÄ™ w tej dobie? [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl