[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się między nami teraz, było bardzo, bardzo prawdziwe.
- Jesteś świetna - powiedział, zbliżając twarz do mojej. Po ciele przeszedł mi kolejny
dreszcz.
- Tak. - Spojrzałam mu w oczy.
Tej nocy Kirk kochał się ze mną przynajmniej trzy razy. Zachowywał się tak, jakby
chciał ostatecznie dowieść, że należę do niego i do nikogo innego. Nawet rutynowy poranek
w  Rośnij zdrowo nie był w stanie przyćmić mojej radości.
Ależ byłam głupia! I po co wydawałam pieniądze, których nie miałam, na azalię,
której nie chciałam, i na steki, które w moim wykonaniu zawsze okazywały się niejadalne?
On mnie naprawdę kocha. W tej sytuacji postanowiłam zmniejszyć nieco wysokość
spowodowanych przez siebie samą strat i zwrócić azalię. Ostatecznie wcale jej nie
zamawiałam. Mogłam odnieść ją natychmiast do kwiaciarni Murraya, odegrać niezadowoloną
klientkę i odzyskać pieniądze. Taki był mój prosty plan.
Nie wzięłam tylko pod uwagę czynnika o nazwie  Justin .
- Co ty do cholery zrobiłeś! - wrzasnęłam, kiedy zobaczyłam, co dzieje się w salonie.
Na podłodze walały się doniczki i worki z ziemią do kwiatów, a moja śliczna mała
azalia stała na parapecie w nowiutkiej skrzyneczce, w której miała spędzić resztę swego
krótkiego kwiatowego żywota.
Justin wystawił głowę z kuchni, gdzie, sądząc po brzękaniu garnków, dalej zajmował
się tworzeniem bałaganu.
- Hej, Angie. O co chodzi? - spytał nieświadomy powodów mojego zdenerwowania.
- O co chodzi?! - wykrzyknęłam, wskazując na kolorowy krzaczek. - To ty
przesadziłeś moją roślinę?
- Myślę, że właściwie jest to drzewko, chociaż można by zaklasyfikować to jako
krzew. Nazywa się azalia. - Popatrzył na roślinę z dumą.
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Jak to dlaczego? - Potrząsnął głową z niedowierzaniem. - Nie pamiętasz, w jakiej
doniczce ją tu przynieśli? Biedactwo potrzebowało więcej miejsca, żeby oddychać i rosnąć.
Poszedłem do kwiaciarni, żeby to wyjaśnić, i dali mi tę śliczną skrzyneczkę za darmo.
Sprzedawcy są tam w porządku, trzeba im to przyznać.
Moja wściekłość sięgnęła zenitu.
- Ale ja chciałam ją zwrócić!
- Zwrócić ją? - zdziwił się. - Dlaczego, do cholery, miałabyś oddawać taką piękną
azalię? - Przerwał. Chyba sobie przypomniał okoliczności, w jakich pojawiła się w naszym
życiu. - Ach, rozumiem. Ta niewinna azalia była tylko narzędziem. Twój mały... fortel... -
wypowiedział to słowo z takim obrzydzeniem, że nawet ja się wzdrygnęłam. - się udał, więc
zamierzasz ją po prostu oddać, tak?
- To nie był żaden fortel. To był... to była pomyłka.
- Dlaczego? Bo nie dostałaś tego, czego chciałaś? %7ładnej przysięgi dozgonnej
miłości? - Złapał mnie za rękę z furią, która była u niego zupełnie niespotykana. - %7ładnego
pierścionka?
- Nie spodziewam się, że to zrozumiesz, Justin.
- Masz rację, nie rozumiem - odparł. - Nie rozumiem tego nagłego pragnienia, żeby
wyjść za mąż. Myślałem, że chcesz być aktorką.
- A od kiedy to prawo zabrania aktorom małżeństwa? Pomyślał chwilę.
- Nie wiem. Myślałem, że ślub i małżeństwo to rzecz czasochłonna.
- Nie trzeba koniecznie robić ze ślubu jakiegoś cyrku. Poza tym jestem gotowa do
małżeństwa. Mam dobrą fuchę i...
- Mówisz o  Rośnij zdrowo ? - Justin wytrzeszczył oczy.
- W końcu to telewizja, nie? Kto wie, jak to się dla mnie skończy?
- Najwyżej wyrokiem za wykorzystywanie nieletnich. Przeglądałem kasety, które
przyniosłaś do domu. Niektóre pozycje jogi, jakie pokazujesz, wyglądają... przerażająco.
Jesteś pewna, że dzieci powinny się tak wyginać?
- Dobra, mądralo, chciałabym zobaczyć, co ty robisz dla swojej kariery? Czy chociaż
raz wystąpiłeś podczas tych wieczorów, które spędzasz w Back Fence? Odkąd rzuciłeś
aktorstwo, nie widziałam, żebyś cokolwiek robił w kierunku spełnienia się... w tej muzyce. -
Nie mogłam nazwać tego marzeniem. Wiedziałam, że jest nim film - teraz jednak kontakt
Justina z branżą zredukowany został do czarnej roboty inspicjenta. A ostatnio nawet i to
rzadko kiedy robił.
Kiedy zobaczyłam wyraz jego twarzy, natychmiast pożałowałam tej uwagi. Nie
wiedziałam, co go zatrzymywało, ale teraz, kiedy wreszcie coś robił, nie chciałam zdusić jego
ostatnich kreatywnych impulsów.
- Przepraszam. Wiesz, że chcę cię wspierać we wszystkim, co robisz. Po prostu
chciałabym, żebyś mnie wspierał w tej... sprawie z Kirkiem.
- Tej  sprawie ? Masz na myśli małżeństwo?
- Tak - odpowiedziałam niepewnie, bo patrzył na mnie srogo. - Zresztą... nieważne.
- No dobra - zakończył. - Ale to będzie twój pogrzeb. Nie mogłam złościć się na
Justina. Miał trochę racji. Teraz, kiedy byłam pewna uczuć Kirka, nie czułam potrzeby, aby [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl