[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kojnie. - TwojÄ… matkÄ™ czeka teraz trudny okres.
Wkrótce zostanie babcią, a urodziny przypominają
jej, że nie młodnieje.
-I ten kosztowny kawałek materiału ma jej popra
wić samopoczucie?
- Z pewnością. Kolor świetnie pasuje do jej wło
sów i cery. - Na dzwięk telefonu Greta odwróciła
siÄ™. - A poza tym to Hermes. Na pewno jej siÄ™ spo
doba.
Za tę cenę, pomyślał Trace, mam nadzieję, że tak.
Prawdopodobnie wyszłoby taniej, gdyby wysłał mat
kę do Włoch.
Kobiety.
Nawet nie próbował ich rozumieć. Jedyne, co wie
dział o kobietach, to że nic o nich nie wie. Nie miał
pojęcia, co myślą i czego pragną.
Jeżeli w ogóle zdarzało im się mówić to, co myślą.
Będzie lepiej, jeżeli się już nie spotkamy".
Z westchnieniem odchylił głowę w tył i zamknął
oczy. W ciągu minionych dwóch dni dużo myślał
o tych słowach Becki. Prawie uwierzył, że rzeczywi
ście tego chciała, ale coś niemal nieuchwytnego w wy
razie jej oczu mówiło mu, że to nieprawda.
Z całą pewnością spotkają się jeszcze. Już on się
o to postara.
Nie mógł tylko zrozumieć, dlaczego tak usilnie
udawała brak zainteresowania. A jeżeli naprawdę był
jej obojętny, to dlaczego za każdym razem na jego wi
dok była tak bardzo wytrącona z równowagi?
Może po prostu błędnie interpretował jej reak
cję? Nerwowość wynikała zapewne z poczucia winy.
W końcu widok mężczyzny, któremu kłamliwie obie
cała miłość i małżeństwo, a potem wzięła pieniądze
za złamanie tej obietnicy, mógł działać na nią depry
mujÄ…co.
Zacisnął zęby. W sumie co za różnica, co ona czuje.
Kiedy znajdzie się w jego łóżku, on uwolni się w koń
cu od wspomnień o Becce Marshall.
-Trace!
Zaklął. Zerwał się z krzesła tak gwałtownie, że
omal nie upadł. Paige ze skrzyżowanymi ramionami
patrzyła na niego zza biurka.
- Co ty tu, u diabła, robisz? - warknął.
- Co ja robię? - Przewróciła oczami. - Pukałam
i dwa razy wołałam cię po imieniu.
Serce wciąż jeszcze waliło mu jak młotem.
- Czy ja naprawdę nie mogę mieć nawet chwili spo
koju?
- Ojej! - Paige wystudiowanym gestem uniosła jed
ną cienką brew. - Ależ jesteśmy dziś drażliwi...
- Wcale nie.
- Jesteś, jesteś. Wczoraj zresztą też byłeś.
- Skądże.
- Byłeś - zawołała Greta z sekretariatu.
- Widzisz? - Paige zagłębiła się w fotel. - No więc,
co siÄ™ dzieje?
- Nic. - Tracę zgrzytnął zębami, wstał i zatrzasnął
drzwi od sekretariatu. - Mam nadzieję, że nie przy
szłaś mnie zanudzać?
- Może nie całkiem.
Jasne, pomyślał. Miała to wypisane na twarzy.
- Czego chcesz, Paige?
- Tego, o czym marzÄ… wszystkie kobiety - powie-
działa tęsknie. - Miłości, czekolady, pokoju na świe
cie. Niekoniecznie w tej kolejności.
Spojrzał na nią karcąco.
- Niektórzy z nas tu pracują.
- Ty spałeś - wytknęła mu.
- Paige - warknął z przestrogą w głosie.
- Dobrze, już dobrze. - Uśmiechnęła się słodko. -
Wybieram się odwiedzić Jacka i chcę, żebyś ze mną
pojechał.
Boże, ależ jednotorowo te kobiety myślą.
- Jestem zajęty.
- Te wykresy nie uciekną przez następną godzinę.
- Spojrzała na monitor jego komputera.
- A jednak nie mam czasu, siostrzyczko.
- W porządku. - Westchnęła ciężko. - Rób, jak
chcesz. Mam tylko nadzieję, że tym razem nie bę
dziesz czekał, aż zrobi się za pózno.
Trace patrzył na drzwi, które zamknęły się za Pai
ge. Co, u diabła, miała znaczyć ta jej ostatnia uwaga?
Zmarszczył brwi i potrząsnął głową.
Kobiety.
Becca patrzyła przez przesuwne szklane drzwi wy
chodzące na winnicę Louret. Rzędy winorośli ciąg
nęły się po horyzont. O tej porze roku gałązki były
nagie, ale to nie miało znaczenia. Poruszał ją sam ich
surowy majestat.
Pamiętała ten pierwszy raz, kiedy Trace zabrał ją
do winnicy Ashtonów. Natychmiast pokochała cha
rakterystyczny zapach, barwę i fakturę ziemi, a także
radosne podniecenie winobrania. Tamtego dnia po
kochała nie tylko Trace'a, ale także otaczający go, nie
znany jej wcześniej świat.
Byłoby dużo łatwiej, gdyby go nigdy nie spotkała.
Nie porównywałaby do niego każdego poznanego po
wyjezdzie z Napa mężczyzny i nie doszukiwałaby się
w nich braków. Teraz, kiedy znów stanął na jej drodze,
wszystko będzie jeszcze trudniejsze.
Zwłaszcza po tym, jak ją pocałował.
Próbowała sobie wmówić, że czuje ulgę, nie widząc
go od tamtego pamiętnego poranka na werandzie, ale
jeżeli miałaby być szczera, musiałaby przyznać, że ja
kaÅ› jej czÄ…stka jest z tego powodu rozczarowana. To
była ta sama cząstka, która rozglądała się za nim
w mieście i żałowała, że nie przyjęła zaproszenia na
kolacjÄ™.
Cząstka, której nieustannie nakazywała spokój.
- Przepraszam, że musiała pani czekać, panno Mar
shall.
Becca odwróciła się, aby powitać Mercedes Ashton-
-Maxwell, która pojawiła się w holu. Miękkie, jasno-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]