[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nosi obrączki.
- Jesteś żonaty? - spytała z wahaniem, nie wiedząc, jak on zareaguje na
tak osobiste pytanie. Ale przecież sam rozpoczął rozmowę na prywatne
tematy.
- Nie - odparł. -1 nie będę.
- Takie oświadczenie brzmi dość dziwnie - zauważyła Liz.
- Wcale nie - zaprotestował. - Ożeniłem się z pracą. -Rzucił Liz ostre
spojrzenie. - Wywiadowca nie pracuje osiem godzin dziennie. Powin-
naś, Casey, zdawać sobie z tego sprawę.
- Tak samo jest w służbie patrolowej - odparła Liz.
- Czasami dochodzenie prowadzi się bez przerwy przez parę dni - cią-
gnął Steve. - W Kalifornii byłem kiedyś na nogach pod rząd przez trzy
noce i dni. Ale tak pracować mogą tylko mężczyźni. Z kobietami jest
inaczej. Nie wyobrażam sobie męża, który zgodziłby się, aby jego żona
spędzała noce poza domem. A co dopiero, gdy są dzieci.
- Można dać sobie radę - powiedziała spokojnie Liz. Nie chciała pogar-
szać atmosfery. Trudno było jednak puszczać mimo uszu antyfemini-
styczne uwagi Steve'a. -Powinieneś, Miller, zdawać sobie sprawę z te-
go, że obecnie kobiety pracują we wszystkich zawodach, które niegdyś
uważano wyłącznie za męskie.
- Masz widocznie wyrozumiałego męża.
- Nie jestem mężatką.
Dojechali do lombardu. Nie komentując wypowiedzi Liz, Steve zapar-
kował radiowóz.
Zastanawiała się, czy w Los Angeles miał kobiety za partnerki. Jeśli
tak, to pewnie tak zalazł im za skórę, że rzuciły pracę w policji, musiały
chodzić do psychoanalityka lub zajęły się sprzedawaniem ciastek w
jakimś centrum handlowym.
Postanowiła spytać go o to wprost.
- Pierwszy raz pracujesz z kobietą? Przez jego twarz przemknął cień.
- Dlaczego pytasz?
- Ze zwykłej ciekawości. Usłyszawszy twój komentarz na temat poli-
cjantek, kiedy wypisywałam ci mandat, pomyślałam sobie, że nie lubisz
pracować z kobietami.
- I tu się mylisz, Casey. Jestem po prostu człowiekiem, który na pierw-
szym miejscu stawia sprawy służbowe. Rób tak samo, a nie będzie
między nami żadnych konfliktów.
Słowa Steve'a zabrzmiały jak ultimatum dla Liz. Postanowiła ich nie
komentować. Ten zarozumialec wkrótce się przekona, że trafiła mu się
dobra partnerka.
- Wiem z doświadczenia, jak trudne są początki pracy w roli wywia-
dowcy - powiedział, kiedy wysiedli z samochodu. - I dlatego będę słu-
żył ci pomocą. Może to dobrze, że nie jesteś mężatką. Nie musisz
przejmować się tym, iż twój mąż martwi się o ciebie, gdy jesteś na
służbie.
- Wiem, jak to jest.
Steve zwolnił kroku, tak że szli teraz obok siebie.
- Czyżbyś już zdążyła się rozwieść? Co się stało? Postanowiła odpo-
wiedzieć szczerze.
- Mój mąż nie był zadowolony z żony policjantki. Należał do męż-
czyzn, którzy chcą mieć w domu laleczkę Barbie. Kobietę bez żadnych
ambicji, wiszącą efektownie na jego ramieniu na wytwornych przyję-
ciach.
Steve wybuchnął gromkim śmiechem. Zaraz potem jednak miał ochotę
dać sobie kuksańca za tę odruchową reakcję.
- Nie można mieć o to do niego pretensji - zauważył. - Wisząc na mę-
skim ramieniu na wytwornych przyjęciach, wyglądałabyś świetnie.
Usłyszawszy komplement, Liz uśmiechnęła się lekko. Odetchnęła z
ulgą. Pomyślała, że może jednak mimo wszystko Steve Miller potrafi
być miły i ma poczucie humoru.
W małym, zagraconym lombardzie było tłoczno. Czterech policjantów
usiłowało uspokoić bardzo zdenerwowanego właściciela sklepu i jego
żonę.
Bert Winslow, szef grupy, który znał Liz, przedstawił się Steve'owi.
Steve powiedział mu, jak się nazywa, i z miejsca zapytał:
- Co tu mamy?
Liz wyciągnęła notes i zaczęła pisać. Była zadowolona, że to Steve za-
czął zadawać pytania. Przy następnych dochodzeniach zamienią się
rolami. Miała nadzieję, że nie będzie z tym problemu.
Winslow odczytał z notesu to, czego zdążył już się dowiedzieć.
- To są państwo Albertinowie, właściciele lombardu. Mieszkają nad
sklepem, na piętrze. Około drugiej trzydzieści nad ranem do ich miesz-
kania wkroczył uzbrojony, zamaskowany mężczyzna i kazał im zejść na
dół. Panu Albertinowi przyłożył do głowy pistolet i kazał mu otworzyć
sejf.
- Ile zginęło pieniędzy? - spytał Steve, rzuciwszy okiem na zagracone
po brzegi pomieszczenie sklepowe.
- Nic. W sejfie znajdowały się tylko cenne przedmioty. Rolexy, złote
łańcuszki i brylanty.
- Jaką przedstawiały wartość?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]