[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To by było smutne.
- Ale konieczne - odparł Boz. I dodał: - Ten Nate jest niebezpieczny.
- Nigdy go nie lubiłem.
- Za jakiś rok czy dwa padłoby mu na mózg. Mógłby dostać szału, wspiąć się na wieżę kościoła
baptystów i wygarnąć do ludzi z AR-15.
- Na pewno.
- Gdzie jest nóż Lestera?
- Zamknięty w magazynie dowodów. Ale może się znalezć na górze.
- Na pewno chcemy to zrobić?
Ed rozwiązał płócienny worek. Zajrzał do środka. Boz także. Patrzyli przez chwilę.
- Chodzmy na piwo.
- Dobra, chodzmy.
I poszli, mimo że "Podręcznik procedur" surowo zakazywał spożywania alkoholu na służbie.
Godzinę pózniej wśliznęli się tylnymi drzwiami na posterunek.
Boz poszedł do magazynu i znalazł nóż Lestera. Cicho przemknął na górę, sprawdził, czy szeryf Tappin
jeszcze nie przyjechał, a potem zakradł się do głównego pokoju przesłuchań. Położył nóż na stole -
przykrywając go teczką, ale niezbyt dokładnie - i z niewinną miną wrócił na korytarz.
U drzwi zjawił się Ed eskortujący Lestera Bottsa, który miał ręce skute z przodu, co stało w jawnej
sprzeczności z procedurą, po czym wprowadził go do pokoju.
- Nie rozumiem, po co mnie tu trzymacie - powiedział żylasty mężczyzna. Jego przerzedzone, tłuste
włosy sterczały we wszystkie strony. Miał na sobie ubłocone ubranie, którego nie prano chyba od
miesięcy.
- Zamknij się i siadaj - warknął Boz. - Jesteś tu, bo Nate Spoda zidentyfikował cię jako człowieka, który
dzisiaj ukrył nad rzeką worki Ar-mored Courier.
110
- Sukinsyn! - ryknął Lester i zaczął się podnosić.
Boz pchnął go z powrotem na krzesło.
- Tak jest, zidentyfikował cię i poznał nawet twój tatuaż. Nawiasem mówiąc, w życiu nie widziałem
brzydszej kobiety. Wytatuowałeś sobie matkę?
- Nate - mruknął Lester, spoglądając na drzwi. - Już po tobie. Zapłacisz mi za to, gnojku.
- Dość tego gadania - wtrącił Ed. I dodał: - Na pięć minut zejdziemy na dół spotkać się z prokuratorem
stanowym. Będzie chciał z tobą porozmawiać. Czekaj tu grzecznie i nie rób rabanu.
Wyszli, zamykając drzwi na klucz. Boz zaczął nasłuchiwać. Z pokoju dobiegło szuranie kroków i brzęk
kajdanek. Pokazał Edowi uniesiony kciuk.
Na końcu korytarza, w gęstym od sierpniowego upału i wilgoci powietrzu, zobaczyli Nate'a Spode
siedzącego przy zepsutym stoliku z laminatu obok automatów. Zajadał ciasteczko Twinkie i popijał
pepsi.
- Chodz tu, Nate, mamy jeszcze parę pytań.
- Proszę przodem - powiedział Ed, wskazując zapraszającym gestem drzwi.
Nate ugryzł ciastko i ruszył za nimi korytarzem do pokoju przesłuchań. Ed szepnął do Boża:
- Pewnie będzie wrzeszczał. Ale zanim wejdziemy, trzeba dać Leste
rowi trochę czasu, żeby skończył.
- Jasne. Ed? -Co?
- Wiesz, że jeszcze nikogo nie zastrzeliłem.
- To nie jest nikt. To Lester Botts. Poza tym będziemy strzelać razem. Równocześnie. Co ty na to?
Lepiej ci?
- W porzÄ…dku.
- Gdyby Nate jeszcze żył, jego też zastrzelimy i powiemy, że to...
- ...wypadek.
- Zgadza siÄ™.
Tuż przed drzwiami Nate odwrócił się do nich i popił ostatni kęs ciastka. Miał na brodzie resztki
kremu. Obrzydlistwo.
- Ach, muszę wam jeszcze powiedzieć... - zaczął chłopak.
- Nate, to nie potrwa długo. Zaraz potem podrzucimy cię do domu. - Ed przekręcił klucz. - Wejdz. Za
chwilÄ™ przyjdziemy.
- Jasne. Ale najpierw...
- Wejdz wreszcie.
Nate zawahał się. Zaczął otwierać drzwi.
111
- Nate! - zawołał męski głos.
Boz i Ed obrócili się na pięcie i ujrzeli trzech mężczyzn idących korytarzem. Ubranych w garnitury.
Jeżeli to nie agenci federalni, pomyślał Boz, to jestem duchem Elvisa. Jasny gwint.
- Agent Bigelow - powitał go wesoło Nate.
Zna ich? Serce Eda załomotało. Przesłuchiwali go, kiedy nas nie było?... Niech to szlag. Dobra, myśl.
Co im powiedział? Co mamy robić?
Ale nie potrafił niczego wymyślić.
Siano w głowie...
Agent był ponurym, wysokim mężczyzną z łysiną okoloną wianuszkiem jasnych włosów, krótko
obciętych tuż nad wąskimi uszami. Wszyscy trzej mignęli legitymacjami - tak jest, FBI - a agent z łysiną
zapytał:
- Zastępcy szeryfa Bosworth Peller i Edward Rankin?
- Tak jest - odpowiedzieli.
Boz myślał gorączkowo: rany boskie, za pozostawienie zatrzymanego bez nadzoru grozi zawieszenie.
Ed, myśląc o tym samym, odwrócił się do Nate'a i powiedział:
- Wiesz co, Nate, chodzmy z powrotem do bufetu. Chcesz jeszcze
pepsi?
- Albo twinkie. Dobre sÄ…, nie?
- Tu jest chłodniej - odrzekł Nate. Pchnął drzwi i wszedł do pokoju, gdzie czekał Lester i jego dobrze
naostrzony nóż.
- Nie! - krzyknÄ…Å‚ Boz.
- O co chodzi, Peller? - zdziwił się jeden z agentów FBI.
- Nie... o nic - zreflektował się Boz.
Boz i Ed wpatrywali się w drzwi, za którymi prawdopodobnie właśnie zadawano Nate'owi śmiertelne
ciosy nożem. Z trudem oderwali wzrok od pokoju przesłuchań i spojrzeli na agentów.
Zastanawiali się, jak mogą uratować sytuację. No bo... gdyby na korytarz wypadł zakrwawiony Lester
z nożem w ręku, mogliby go spokojnie rozwalić. Możliwe nawet, że przyłączyliby się agenci.
Cholera, ale tam cicho. Może Lester poderżnął Nate'owi gardło z zaskoczenia i teraz próbuje uciec
przez okno.
- Wejdzmy - zaproponował Bigelow, wskazując na drzwi. - Powinniśmy porozmawiać o sprawie.
- No... nie wiem, czy to dobry pomysł.
- Dlaczego? - spytał inny agent. - Nate mówił, że tam jest chłodniej.
- Proszę przodem - powiedział Bigelow, dając znak zastępcom szeryfa.
Ci zaś spojrzeli po sobie i przestąpili próg, kładąc dłonie na służbo
wej broni.
112
Lester siedział na krześle. Założył nogę na nogę, a skute kajdankami ręce opierał na kolanach. Przy
stole naprzeciw niego siedział Nate Spoda, kartkując zniszczony egzemplarz "Podręcznika procedur".
Nóż leżał tam, gdzie zostawił go Boz.
Dzięki ci, Panie...
Boz popatrzył na Eda. Cisza. Ed otrząsnął się pierwszy.
- Pewnie zastanawia się pan, agencie Bigelow, dlaczego podejrzany jest tutaj. Chyba mieliśmy małe
zamieszanie, prawda, Boz? Przecież miał przyjechać prokurator?
- Tak mi się wydawało. Zgadza się, małe zamieszanie.
- Jaki podejrzany? - zdumiał się Bigelow.
- Hm, no... Lester.
- Lepiej powiedzcie mi, jakie są zarzuty, albo w tej chwili mnie wypuśćcie - rzucił ze złością
wymieniony przez Boża podejrzany.
- Kto to jest? - zapytał Bigelow. - Co on tu robi?
- Zatrzymaliśmy go w związku z dzisiejszym napadem - wyjaśnił Boz. Ton jego głosu mówił: czyżbym
czegoś nie rozumiał?
- Zatrzymaliście? - burknął agent. - Dlaczego?
- Hm - zdołał z siebie wydusić Boz. Czyżby spartaczyli coś przy dowodach, co mogło zagrozić
śledztwu?
Do pokoju wszedł czwarty agent FBI i podał Bigelowowi jakąś teczkę. Wysoki agent przeczytał
uważnie dokument, kiwając głową. Po chwili uniósł wzrok.
- Dobra. Mamy uzasadnionÄ… przyczynÄ™.
Boz poczuł ogromną ulgę i odwrócił się do Lestera z chytrym uśmieszkiem.
- Już myślałeś, że ci się upiekło? No więc...
Bigelow skinął lśniącą czaszką i na ten znak pozostali agenci błyskawicznie pozbawili Boża i Eda broni i
pasów, łącznie z kosztowną gumową pałką z Tajwanu, z której Boz był taki dumny.
- Macie prawo do milczenia...
Kiedy z ponurych ust agenta padły pozostałe formułki praw Mirandy, zastępcom szeryfa nałożono
kajdanki.
- O co chodzi? - krzyknÄ…Å‚ Boz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]