[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zmysłach pozwolił odejść takiej kobiecie jak Faith.
- Jak długo byliście małżeństwem?
Patrzyła przez chwilę na swoje dłonie, zanim przeniosła
na niego wzrok.
- Cztery lata.
Zauważył smutek w jej oczach i zastanawiał się, czy
wciąż kochała tamtego mężczyznę? Założyłby się, że po-
mysł zerwania tego związku nie wyszedł od niej. Myśl, że
ktoś w jakikolwiek sposób zranił Faith, rozpaliła w nim
płomień gniewu. Chciałby spędzić z tym facetem pięć
minut na osobności, a gdy już by z nim skończył, gość
żałowałby, że w ogóle się urodził.
- Co się stało? - spytał, gdy ciekawość wzięła górę nad
taktem.
- Myślę, że po prostu dojrzeliśmy do rozstania. - Wzru-
szyła ramionami. - On poszedł swoją drogą, a ja swoją.
Cooper wiedział, że w tej historii jest coś więcej. Ale
przypomniał sobie, że to nie jego sprawa. Jeśli Faith ze-
chce, sama mu powie.
S
R
- A twoi bracia lub siostry? - spytał, próbując znalezć
przyjemniejszy temat, coś, co rozchmurzyłoby jej piękną
twarz, - Może pewnego dnia dzięki nim zostaniesz ciocią.
- Jestem jedynaczką - uśmiechnęła się smutno. - Za-
wsze chciałam mieć rodzeństwo, ale krótko po moich
narodzinach rodzice stwierdzili, że żadne z nich nie jest
stworzone do małżeństwa - wzruszyła ramionami. - Roz-
wiedli się, a mnie wychowywała babcia ze strony mamy.
- Przepraszam, nie chciałem być wścibski. - Wstał.
Jeśli zaraz stąd nie wyjdzie, w końcu po nią sięgnie, dając
jej pocieszenie... i dużo więcej. - Będę w kuchni. Jeżeli
uda mi się napompować wystarczająco dużo wody, na-
obieram ziemniaków i przygotuję wołowinę z puszki na
obiad. Gdybyś czegoś potrzebowała...
- Dam ci znać - dokończyła, wręczając mu pusty ku-
bek po kawie.
Musnęła palcami jego dłonie, co wywołało w nim
dreszcz. Z trudem przełknął ślinę. Musi stąd wyjść, zanim
zrobi coś tak głupiego jak położenie się obok niej, wzięcie
jej w ramiona i całowanie, póki nie...
Bez słowa odwrócił się i wyszedł. W kuchni odłożył
opakowanie po babeczkach, puste kubki i apteczkę, otwo-
rzył drzwi i wyszedł na deszcz. Potrzebował zimnego pry-
sznica.
Uzbrojona w miotłę, śmietniczkę i worek Faith weszła
do sypialni, w której poprzedniego dnia odpadł sufit. Coo-
per przyniósł jej obiad, potem mruknął coś o stodole
i zniknął. To jej odpowiadało. Im więcej czasu z nim spę-
dzała, tym intensywniej myślała, jak by to było znalezć
S
R
się w jego mocnych ramionach, jak jego twarde wargi
miażdżyłyby jej usta, aż błagałaby o więcej...
Odetchnęła głęboko i potrząsnęła głową, chcąc pozbyć
się niepożądanych myśli. Im więcej o nim myślała, tym
bardziej go lubiła. A to mogło okazać się niebezpieczne.
W bolesny sposób przekonała się, że jeśli chodzi o męż-
czyzn, jej oceny okazują się wyjątkowo nietrafne.
Ale która kobieta nie polubiłaby mężczyzny takiego jak
Cooper? Był miły i troskliwy. Uwielbiał dzieci, cenił ro-
dzinę i nie brał samego siebie zbyt poważnie. No i bez
wątpienia był najatrakcyjniejszym mężczyzną na świecie.
- Co ty wyprawiasz?!
Aż podskoczyła, słysząc ostry ton Coopera. Była tak
zamyślona, że nie słyszała, jak wrócił do domu. Kapelusz
zsunął na tył głowy i położył dłonie na biodrach. Serce
waliło jej jak oszalałe i brakowało tchu. Ten mężczyzna
był absolutnie oszałamiający i nic dziwnego, że na jego
widok jej puls zwariował.
- Zostałam zatrudniona po to, by utrzymywać dom
w czystości - wyjąkała w końcu. Zdjęła z łóżka najwię-
kszy kawał tynku i włożyła go do worka na śmieci. -1 to
właśnie robię.
- Ja się tym zajmę - nalegał. Podszedł, by wziąć od
niej worek. - Musisz oszczędzać swoją stopę.
- Oboje wiemy, że to tylko lekkie zwichnięcie i nie ma
się czym przejmować. - Złapała kołdrę za rogi, chcąc
zdjąć ją z łóżka.
- To dla ciebie za ciężkie - powiedział, szybko rzuca-
jąc worek. - Może ja wyniosę ją na dwór, a ty skończ
rozbierać pościel, dobrze?
S
R
- Umowa stoi - zaczęła wyciągać dłoń, by przypieczę-
tować układ, ale powstrzymała się. Dotykanie go nie by-
łoby mądre. Zamiast tego spytała: - Jak sądzisz, czy mógł-
byś zdobyć trochę wody z pompy? Chciałabym wyprać tę
pościel.
- Nie ma sprawy. Znalazłem sznurek w stodole, więc
rozciągnę go w salonie - powiedział. - Będziesz mogła
rozwiesić tam pranie.
- Dziękuję ci bardzo.
Poczekała, aż Cooper zabierze kołdrę, i zmusiła się, by
wrócić myślami do sprzątania. Gdy skończyła czyścić łóż-
ko, zabrała się do zamiatania pokoju. Schyliła się, by
podnieść kawałek tynku z podłogi, i zamarła. Kilka cali
od jej dłoni siedziała mała, brązowa mysz i patrzyła na nią
swymi paciorkowatymi oczami. Natychmiast zaczęła pa-
nicznie krzyczeć. Jeśli było jakieś stworzenie, którego bała
się bardziej niż pająka, była nim mysz.
Cooper skończył właśnie trzepać pościel i otworzył
drzwi, by wejść do domu, gdy usłyszał krzyk Faith. Włosy
stanęły mu dęba na głowie. Pobiegł do sypialni. Najpra-
wdopodobniej spadła na nią reszta sufitu!
Wpadł do pokoju i otworzył szeroko oczy na widok [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl