[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jo znowu parsknęła głośnym śmiechem.
- Trzeba ci było widzieć swoją twarz, kiedy ten doktorek zaczął mówić o
lęku przed partnerką i współżyciem.
- Wiesz przecież, że to nieprawda! - zdenerwował się. - Chyba nie masz
żadnych wątpliwości? Jeśli tak, gotów jestem ci udowodnić, jak bardzo
siÄ™ mylisz.
- Matt, człowieku, co się z tobą dzieje, skoro sama wzmianka o kłopotach
doprowadza ciÄ™ do furii? Tak bardzo potrzebne ci potwierdzenie twojej
męskości? Boże, nie patrz na mnie, jakbyś miał zamiar za chwilę się na
mnie rzucić.
Nie spuszczając jej z oczu, postąpił kilka kroków w stronę łóżka.
- Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo mnie korci, żeby zrealizować ten
pomysł. Zasłużyłaś na porządne lanie.
W jej oczach dojrzał coś zupełnie nowego - uległość.
- Brawo, doktor Walters byłby z ciebie dumny. Ale we wszystkim jest
odrobina prawdy. Nigdy nie miałeś w zwyczaju manifestować publicznie
swoich uczuć - powiedziała, siląc się na lekki ton.
Cały czar prysł w jednej chwili i Matt poczuł, jak ciężar rzeczywistości
zwala mu się z hukiem na głowę.
- To nie fair, wiesz dobrze, jaka była sytuacja. Musieliśmy się ukrywać,
nie bez powodu. Gdyby nas nakryli, oboje wylecielibyśmy z pracy.
Wiedziała, ale jakoś ten argument jej nie przekony wał. Trudno było jej
uwierzyć, że chciał ją chronić.
- Odwabłeś kawał dobrej roboty, nie da się ukryć -syknęła z sarkazmem. -
Faktycznie mamy poważny problem - z pamięcią.
Nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo ją zranił. Może rzeczywiście
nie było już dla nich ratunku? Wiedział, że jeśli nie sprawdzi tego teraz,
być może już nigdy się na to nie zdobędzie. Szybkim krokiem pokonał
dzielący ich dystans, jednym ruchem przyciągnął ją do siebie i wpił się w
jej usta. Nie broniła się, nie odepchnęła go, a jej usta były miękkie i
aksamitne jak dawniej. A więc mieli jeszcze szansę, była dla nich jakaś
nadzieja. Oddech Jo stał się szybszy i głośniejszy, a jej gładka skóra
zdawała się płonąć pod jego dłońmi. Tylko włosy były inne niż dawniej,
nie mógł wpleść w nie palców ani zatopić twarzy w burzy jej loków.
Bardzo mu tego brakowało. Uwięził jej dłonie w swoich, oparł głowę o jej
czoło i zapytał:
- Dlaczego je ścięłaś?
- Modne są krótkie fryzury, a poza tym musiałam coś zmienić...
- Zmienić?
- Tak, zmienić, bo zmieniła się sytuacja. Teraz wiem, jakie to wygodne,
jak mało jest przy nich zachodu.
Mówiła to jednak bez entuzjazmu, od razu było widać, że próbuje
okłamać samą siebie.
- Były wyjątkowe - szepnął.
Te słowa bardzo na nią podziałały, poczuła, że do oczu napływają jej łzy.
Uwolniła się z jego objęć.
- Daj spokój, to nie twój interes, już nie!
- Dlaczego to zrobiłaś, powiedz prawdę. - Chwycił ją za rękę i
przyciÄ…gnÄ…Å‚ do siebie.
- Dlatego, że tak bardzo je kochałeś - powiedziała, akcentując każde
słowo, a po jej policzkach płynęły łzy. - Przez ciebie - dodała dobitnie. -
Zadowolony?
- Nie - wymamrotał zmieszany. Nie spodziewał się tak jednoznacznej
odpowiedzi i wcale nie czuł się z tym dobrze. - Nie jestem zadowolony.
- Pójdzmy do babci i powiedzmy jej całą prawdę. Teraz! To się musi
wreszcie skończyć.
Matt przesunął kciukiem po dolnej wardze Jo. Była lekko spuchnięta.
- To chyba nie najlepszy moment, za bardzo jesteś wzburzona. Widać, że
płakałaś, masz zaczerwienione policzki, a usta...
Jo spojrzała na niego z wyrzutem, a potem wybiegła z pokoju i zamknęła
siÄ™ w Å‚azience.
A więc ścięła włosy przez niego... Dopiero teraz zrozumiał, jak wiele dla
niej znaczył ich związek i jak bardzo czuje się zraniona. Nie wyglądało na
to, by w ich stosunkach wkrótce miała nastąpić jakaś diametralna zmiana.
Był szczęśliwy, że dzięki tej historii z doktorem Waltersem Jo choć na
chwilę zapomniała o swoim smutku i było mu dane usłyszeć jej
rozkoszny śmiech. Westchnął ciężko i postanowił, że bezzwłocznie
porozmawia z Esther. Zapukał do niej i wszedł, nie czekając na za-
proszenie. Siedziała, jak dawniej, w swoim fotelu, z krzyżówką w ręku, a
u jej stóp odpoczywały psy. W tle grało radio. Wyłączył je i przykucnął
obok fotela.
- Witaj, Matthew, czy doktor Walters zdołał wam pomóc?
- Esther, dobrze wiesz, że Jo i ja nie potrzebujemy żadnej terapii.
- Ale może porady? - Staruszka nie dawała łatwo za wygraną.
- Esther - wyjął jej z rąk gazetę i odłożył ją na stół, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl