[ Pobierz całość w formacie PDF ]

żyła językiem wargi.
- Masz na myśli jedzenie w... w restauracji?
- Chyba, że zaprosisz mnie na śniadanie do siebie.
Obejrzała się. O Boże, pani O'Keefe może w każdej chwili wyjść z Ruby na po-
ranny spacer! Musi natychmiast odciągnąć stąd Roarka.
- Gdybym przyrządziła ci śniadanie, wsypałabym do niego kilogramy soli -
oświadczyła z hardym błyskiem w oczach.
Pogładził ją po policzku.
- Nie mówisz serio.
- I tak powinieneś być zadowolony, że nie trutkę na szczury - dorzuciła zapal-
czywie. - Dobrze, pojadę z tobą, ale nawet nie próbuj wciągnąć mnie znowu do jakiejś
komórki!
- Przyrzekam, żadnych więcej komórek - rzekł z powagą, ale gdy już odetchnęła
z ulgą, dodał cichym zmysłowym głosem: - Następnym razem wezmę cię w moim
łóżku.
R
L
T
ROZDZIAA JEDENASTY
Lea wypiła jeszcze jeden łyk mocnej aromatycznej kawy ze śmietanką i cukrem.
Właściciel tej wytwornej francuskiej kawiarni podbiegł, by ponownie napełnić jej fi-
liżankę, ale przykryła ją dłonią.
- Dziękuję, Pierre, dla mnie już wystarczy. Tylko dokończę i wychodzimy.
Francuz pokiwał głową.
- Naturalnie, madame. Szkoda tylko, że nie ma dziś mademoiselle Ruby. Mam
nadzieję, że nie zachorowała?
Lea omal nie zachłysnęła się kawą. Czuła, że Roark przygląda się jej uważnie.
- Nic jej nie jest. - Zdołała wydusić. - Po prostu... nie mogła dzisiaj przyjść.
- Miło mi to słyszeć, madame - rzekł właściciel i wycofał się z pełnym szacunku
ukłonem.
- Kim jest Ruby? - zapytał Roark.
Zadrżała.
Gdy zgodził się, żeby wybrała lokal, zdecydowała się na swoją ulubioną ka-
wiarnię, sądząc, że tutaj będzie się czuła swobodniej. Jak mogła zapomnieć, że prze-
cież co niedziela przychodzi tu z Ruby na drugie śniadanie, a właściciel przepada za
jej córeczką?
Nerwowo wyskrobała łyżeczką resztę deseru.
- Ruby to moja bliska przyjaciółka - wymamrotała. Wstała tak gwałtownie, że
jej serwetka spadła na podłogę. - Skończyłam, chodzmy.
Niemal się spodziewała, że Roark będzie ją zatrzymywał, albo, co gorsza, pró-
bował zaciągnąć do jakiegoś pokoju hotelowego. On jednak tylko zapłacił rachunek,
ujął ją za rękę i zaprowadził do czekającego przed kawiarnią samochodu z szoferem.
Gdy rolls-royce sunął powoli ulicami, odetchnęła z ulgą. A więc to naprawdę
takie proste? JakimÅ› cudem Roark zgodnie z obietnicÄ… podwiezie jÄ…, a potem zostawi
w spokoju?
R
L
T
- Tutaj. - Poleciła kierowcy, gdy dojeżdżali do dziewiętnastowiecznego budyn-
ku, w którym mieściło się jej niewielkie biuro.
- %7łegnaj, Roark - powiedziała i otworzyła drzwi samochodu. - Dziękuję za
śniadanie. Powodzenia w Azji.
- Zaczekaj - rzekł, chwytając ją za przegub. - Zaproś mnie do środka.
- Do mojego gabinetu? Po co?
Rzucił jej szelmowski uśmiech, który wywołał w jej ciele falę gorąca, choć jed-
nocześnie serce jej zamarło, jakby ścięte lodem.
- Chcę ci pomóc - oświadczył.
- Pomóc mi? - wyjąkała. - Jak?
- Pragnę ofiarować pieniądze na twój park.
Na park, którego utworzenie usiłował za wszelką cenę udaremnić? Cóż za tupet
ma ten człowiek! - pomyślała.
Ogarnęła ją furia.
- Ty kłamliwy draniu! - wybuchnęła. - Naprawdę myślisz, że jestem na tyle głu-
pia, by ci uwierzyć?
- Teraz rozumiem, dlaczego masz kłopoty z zebraniem pieniędzy - rzekł z kpią-
cym uśmieszkiem.
- Oczywiście, że nie rozmawiam w taki sposób z prawdziwymi darczyńcami -
parsknęła. - Ale ty nie mówisz serio!
Spojrzał jej w oczy. Już się nie uśmiechał.
- Co mam zrobić, aby ci dowieść, jak poważna jest moja propozycja?
Przygryzła wargę. Rzeczywiście, potrzebowała pieniędzy. Wciąż brakowało
dwudziestu milionów dolarów i nie było szansy, aby zdołali zebrać taką sumę do
marca, kiedy zostanie rozstrzygnięty przetarg na urządzenie parku.
Jednak ważniejsze od tego było pozbycie się Roarka z Nowego Jorku, zanim
dowie się o Ruby. Naturalnie, mogła odrzucić jego propozycję. Lecz ilekroć od niego
uciekała, coraz zacieklej ją ścigał - jak drapieżny wilk, którego ucieczka ofiary pro-
wokuje do szaleńczej pogoni.
R
L
T
Więc co będzie, jeśli tym razem nie umknie, tylko da mu to, na czym mu zale-
ży? Czy wówczas Roark przestanie się nią interesować? Zciga ją wyłącznie dlatego,
ponieważ ona go odtrąca. Przywykł, że wszystkie inne kobiety na świecie ochoczo
spełniają każdą jego zachciankę, toteż jej opór niewątpliwie wydaje mu się intrygują-
cÄ… odmianÄ….
Natomiast jeśli ona zgodzi się zostać jego kochanką, z pewnością zniechęci tym
takiego playboya jak Roark. Narzucenie mu się to najprostszy sposób, by się go po-
zbyć.
Jednak już sama myśl o tym budziła w niej przerażenie. Nigdy nie zdoła się na
to zdobyć! A zatem, będzie musiała po prostu rozwiać jego podejrzenia co do Ruby i
przyjąć, od niego pieniądze, a potem modlić się, by wyjechał i zostawił ją w spokoju.
- Dobrze - wycedziła. - Możesz wejść do mojego gabinetu, ale tylko na czas po-
trzebny do wypisania czeku.
- To bardzo uprzejmie z twojej strony - rzekł kpiąco, wysiadając za nią z
rolls-royce'a.
Weszli do budynku i starą rozklekotaną windą wjechali na drugie piętro. Lea
wynajmowała tam dwa gabinety - dla siebie i Emily - oraz recepcję z kilkoma krze-
słami dla interesantów.
Recepcjonistka Sara podniosła głowę i wgapiła się w śniadego, przystojnego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl