[ Pobierz całość w formacie PDF ]
liwe. Ostatnia noc, kiedy trzymał Victorię w swoich ra-
mionach, była tak wyjątkowa, że nigdy
S
R
jej nie zapomni. Wyciągając dłoń, podszedł do zmiesza-
nej dziewczyny.
Policja zatrzyma go na lotnisku lub na promie, więc mo-
żesz przestać się martwić. Nie opuści wyspy z tymi zdję-
ciami. Jeśli nie odda filmu po dobroci, wyląduje na kilka
godzin w więzieniu. To z pewnością przywróci mu rozum
- oznajmił z uśmiechem, pogłaskał ją po włosach i usiadł. -
Nie martw się, masz to już za sobą, cara mia. Ale musisz
mi coś obiecać.
Co? - zapytała, siadając.
%7łe jeśli znów ktoś będzie ci się naprzykrzał, natychmiast
dasz mi znać. Zaufaj mi. Przede wszystkim jestem twoim
przyjacielem.
Westchnęła i skinęła głową.
Obiecujesz? - zapytał, nie doczekawszy się odpowiedzi.
Tak - przyrzekła zadowolona, że tak się o nią troszczy. -
%7łałuję tylko, że muszę wracać do tego wszystkiego.
To dlaczego nie zrezygnujesz?
Bo kocham swój zawód - odparła z prostotą. - Zawsze
marzyłam o tym, żeby zostać aktorką. Uwielbiam grać
różne role. Poza tym nie mogę po prostu odejść, bo podpi-
sałam kontrakt. Nigdy bym sobie nie wybaczyła, że sama
zrezygnowałam. %7łałuję tylko, że... - urwała i z westchnie-
niem odstawiła szklankę z wodą.
Czego żałujesz, cara?
%7łe nie jestem z twardszej gliny - odparła z bladym uśmie-
chem.
S
R
Jesteś silna. Ale, niestety, świat jest pełen pułapek. Na-
prawdę musisz wracać ?
Muszę - oznajmiła, kręcąc głową. - Muszę sobie jakoś
poradzić.
Wracając do nałogu? - zapytał, unosząc brew i cofnął dłoń.
Nie. Zdecydowanie nie.
Aatwo powiedzieć, kiedy problemy są daleko - oznajmił
sucho. - Może i nie chcesz zażywać
leków, ale co będzie, kiedy znów dopadnie cię stres
i trema?-
Przysięgam, że się postaram lepiej niż dotychczas. No i
mam jeszcze herbatkÄ™ doktora Manfredo.
To nie wystarczy - powiedział z napięciem.
- Musisz mi przyrzec, że już nigdy nie będziesz łykać tych
świństw. Nawet nie wiesz, co w nich było. Mogły cię za-
bić.
Ich spojrzenia się spotkały. W jego wzroku dostrzegła ból i
gniew. Zaskoczyła ją ta nagła zmiana nastroju księcia.
Aatwo ci mnie oceniać, Rodolfo. Mieszkasz sobie spokoj-
nie na swojej magicznej wyspie, odgrodzony od prawdzi-
wego świata. Tam jest zupełnie inaczej niż tu. Nie chcę i
nie zamierzam do tego wracać, ale nie wiem, jak postąpię
w kryzysowej sytuacji. Czasami stres jest nie do zniesie-
nia, a sam wiesz, jak zle radzÄ™ sobie w takich sytuacjach.
Masz rację - zgodził się z niechęcią. - To choć obiecaj mi,
że kiedy napięcie wyda ci się nieznośne, będziesz przy-
gnębiona albo będziesz chciała pogadać, zadzwonisz
do mnie, zanim
S
R
zrobisz coś głupiego. Razem znajdziemy rozwiązanie two-
ich kłopotów. Jak już mówiłem, cara, przede wszystkim
jestem twoim przyjacielem.
- Obiecuję - odparła poważnie.
Przyjaciel. Victoria wolałaby usłyszeć, że Rodolfo ją ko-
cha, choć wiedziała, że nie powinna nawet marzyć o takim
szczęściu.
Zadzwonił telefon Rodolfa. Komendant policji poinfor-
mował księcia, że prześladowca Victorii został zatrzymany
i skonfiskowano mu aparat. Wściekły Bill opuścił wyspę,
odgrażając się sądem. Jednak Rodolfo był pewien, że to
próżne grozby.
- Może mówić, co chce - oznajmił. Prawo wyspy nie
pozwala zakłócać w ten sposób niczyjego spokoju. Mam
propozycję, Victorio. Wróćmy do castello na długą sjestę.
W jego czułym uśmiechu kryła się obietnica, a delikatna
pieszczota wnętrza dłoni przyprawiała ją o słodkie dresz-
cze. Czy zrobię zle, jeśli znów zgodzę się z nim kochać,
zastanawiała się Victoria. Być może, ale jak oprzeć się
jego niemej prośbie^ Już za kilka dni będzie musiała wra-
cać do codziennej rzeczywistości, do życia na planie fil-
mowym. Poczuła, że przez te ostatnie dni powinna żyć tu
pełną piersią, niezależnie od konsekwencji, albo do końca
życia będzie żałowała straconej szansy.
Na zewnątrz wciąż panował nieznośny upał, ale w aparta-
mencie Rodolfa było przyjemnie chłodno. Książę przytulił
ją, ściągając jej koszulkę. Po chwili na podłodze wylądo-
wał również stanik, spódniczka
S
R
i reszta koronkowej bielizny. Tym razem nie czuli potrze-
by powolnych pieszczot i czułości. Chcieli jak najszybciej
znalezć się nadzy w swoich ramionach.
- Ach, bellissima Victoria, jak ja będę żył bez ciebie? -
wyszeptał namiętnie.
Zamknęła oczy i rozkoszowała się pieszczotą jego dłoni na
swoim rozpalonym pragnieniem ciele. Potem ułożyli się
wśród poduszek i Rodolfo kilkakrotnie doprowadził ją na
szczyt ekstazy. Kiedy wreszcie poczuł, że Victoria nie
zniesie ani chwili dłużej, sam również poddał się gorącej,
wszechogarniającej namiętności. Zabrał ją na sam skraj
szaleństwa, a potem jeszcze o krok dalej.
S
R
ROZDZIAA SIÓDMY
Torby czekały spakowane i Victoria była gotowa do drogi.
Spoglądała na morze i wciąż nie mogła uwierzyć, że jej
czas na Malvarinie dobiegł końca. Ostatnie dni upłynęły
na wspólnych posiłkach, miłości i życiu, jakby byli parą, a
nie dwojgiem obcych ludzi, których na krótko połączył
przypadek.
- Samochód już czeka - powiedział książę i objął ją czule. -
Będę za tobą tęsknił bardziej, niż możesz sobie wyobrazić.
Victoria obiecywała sobie, że się nie zaangażuje, że kiedy
nadejdzie czas rozstania, zniesie go dzielnie. Jednak teraz
wiedziała, że pragnęła niemożliwego. Rodolfo ucieleśniał
to wszystko, czego szukała w mężczyznie. A właśnie mia-
ła go stracić na zawsze. Samotna łza spłynęła po jej po-
liczku, choć dziewczyna zamierzała zachować kamienną
twarz.
- Cara, co ci jest? - zapytał książę. - Nie płacz, kochanie.
Spędziliśmy razem wspaniałe chwile, których żadne z nas
[ Pobierz całość w formacie PDF ]