[ Pobierz całość w formacie PDF ]

196
Był to głos rozsądku i ostrożności i Alvin był teraz gotów dać mu większy posłuch, niżby to
uczynił kilka dni temu. Ale przebył daleką drogę i całe życie czekał na tę chwilę; nie zawróci,
kiedy tyle jeszcze jest do obejrzenia.
 Od tej chwili nie będziemy opuszczać statku  powiedział  i nigdzie nie będziemy lądować.
To powinno zapewnić nam bezpieczeństwo.
Hilvar wzruszył ramionami, jak gdyby nie chciał brać odpowiedzialności za to, co się może
wydarzyć. Teraz, kiedy Alvin przejawiał pewną ostrożność, uważał, że nierozsądnie by było
przyznawać, że również obstaje za dalszymi badaniami, chociaż dawno już stracił nadzieję na
spotkanie na tych planetach inteligentnego życia.
Przed sobą mieli podwójny świat: wielka planeta z obiegającym ją mniejszym satelitą. Kiedyś
mogła to być blizniaczka świata, który odwiedzili jako drugi; pokryta była tym samym kobiercem
zjadliwej zieleni. Lądowanie na niej nie miało sensu.
Alvin wprowadził statek na orbitę satelity; nie potrzebował ostrzeżeń złożonych mechanizmów,
które go chroniły, żeby domyślić się, iż nie posiada on atmosfery. Wszystkie cienie miały wyrazne,
ostre krawędzie, a dzień przechodził gwałtownie w noc bez żadnych stanów pośrednich. Był to
pierwszy świat, na którym zobaczył coś zbliżonego do nocy, ponieważ w rejonie, nad którym teraz
krążyli, nad horyzontem wisiało tylko jedno z odległych słońc. Krajobraz skąpany był w jego
mdłym czerwonym świetle i wyglądał jak unurzany we krwi.
Przez wiele mil lecieli nad górami tak samo poszarpanymi i ostrymi jak wiele wieków temu, w
dniu ich narodzin. Był to świat, który nigdy nie zaznał zmian ani rozkładu, nigdy nie nawiedzały go
wiatry i deszcze. Nie było tu trzeba żadnych układów wieczności, żeby zachować wszystko w
pierwotnym stanie. Ale jeśli nie istniało tu powietrze, to nie mogło być też i życia... a może?
 Oczywiście  powiedział Hilvar, kiedy Alvin zwrócił się doń z tym pytaniem.  W twoim
przypuszczeniu nie ma żadnego biologicznego absurdu. %7łycie może powstać
197
w środowisku pozbawionym powietrza, ale może wtedy rozwinąć tylko takie formy, jakie w nim
przetrwajÄ….
Co do planety, nad którą przelatywali, pomyślał sobie Alvin, spekulacje Hilvara miały charakter
czysto teoretyczny. Nigdzie nie było widać jakichkolwiek dowodów na to, że zrodziła ona jakieś
życie  czy to inteligentne, czy nie. Ale w takim przypadku czemu miał służyć ten świat? Alvin
był już pewien, że cały układ Siedmiu Słońc jest tworem sztucznym, a ten glob stanowić musiał
część jego imponującej konstrukcji.
Niewykluczone, że miał służyć tylko jako ozdoba  jako księżyc swej gigantycznej towarzyszki.
Jednak nawet w takim przypadku wykorzystano by go chyba w jakiś sposób.
 Popatrz  powiedział Hilvar wskazując na ekran.  Tam po prawej.
Alvin zmienił kurs statku i krajobraz na ekranie przechylił się. Przy prędkości, z jaką lecieli,
oświetlone na czerwono skały rozmazywały się w purpurowe smugi. Nagle obraz ustabilizował się
i w dole zobaczyli niezaprzeczalny dowód życia.
Niezaprzeczalny, ale również niweczący wszystkie nadzieje. Przybrał formę rzędu wysmukłych
kolumn rozstawionych w odstępach co sto stóp i dwa razy tak wysokich. Biegły w dal kurcząc się
coraz bardziej w hipnotyzującej perspektywie, aż wreszcie połykał je odległy horyzont.
Alvin wykonał skręt w prawo i poprowadził statek wzdłuż rzędu kolumn zastanawiając się,
jakiemu celowi mogły kiedyś służyć. Absolutnie jednakowe, wchodziły jedna za drugą na wzgórza
i schodziły w doliny. Nic nie wskazywało na to, żeby kiedykolwiek coś podpierały; były gładkie,
niczym się nie wyróżniające i zwężały się nieco ku górze. Zupełnie nagle rząd kolumn zmienił
kierunek skręcając pod kątem prostym. Alvin przeleciał jeszcze kilka mil, zanim zdążył na to
zareagować i zmienić odpowiednio kurs statku.
Kolumny biegły wciąż przez martwą krainę nieprzerwanym szeregiem, zachowując idealnie
regularne odstępy. Potem, pięćdziesiąt mil od ostatniej zmiany kierunku,
198
skręciły znowu pod kątem prostym. W tym tempie, pomyślał sobie Alvin, wrócimy niebawem do
punktu wyjścia.
Nie kończący się ciąg kolumn tak ich zahipnotyzował, że omal nie przeoczyli miejsca, gdzie się
przerywał. Byli już kilka mil dalej, zanim Hilvar krzyknął do Alvina, żeby zawrócił statek.
Zmniejszyli łagodnie wysokość lotu i gdy krążyli nad tym, co dostrzegł Hilvar, w ich umysłach
zaczęło kiełkować fantastyczne przypuszczenie, chociaż z początku żaden z nich nie ważył się
wspomnieć o tym drugiemu.
Dwie z kolumn były ułamane tuż przy podstawach i leżały na skałach, tam gdzie upadły. Ale nie
było to wszystko; dwie kolumny sąsiadujące ze szczeliną zostały odgięte na zewnątrz przez jakąś
potężną siłę.
Nie było ucieczki przed wzbudzającym grozę wnioskiem. Alvin wiedział już, nad czym lecieli;
widywał to często w Lys, ale aż do tej pory szokująca różnica skali uniemożliwiała rozpoznanie.
 Hilvarze  powiedział, ociągając się wciąż z ubraniem w słowa swych przypuszczeń  czy
wiesz, co to jest?
 Trudno w to uwierzyć, ale wydaje mi się, że latamy wokół zagrody. Ten rząd kolumn to płot 
płot, który nie był wystarczająco mocny.
 Ludzie, którzy hodują zwierzęta  kontynuował Alvin chichocząc nerwowo  powinni
wiedzieć, jak utrzymać je w ryzach. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl