[ Pobierz całość w formacie PDF ]

był wyrazną jego kopią, drugi sobowtórem Janki. Zaczęły się bezowocne próby nawiązania
kontaktu.
Janka błagała, żeby ich pozostawiono w spokoju, że chcą tylko dotrzeć do szczytu a teraz
po prostu wypocząć, bo są bardzo zmęczeni. Robert gestami dramatyzował te próby porozumienia.
Oba Yeti uśmiechały się swymi sztucznymi uśmiechami, kiwały nagimi bezwłosymi jakby
oskalpowanymi łbami, gdyż na widok ludzi zrzuciły z czaszek swoje ogromne czupryny i jak
kaptury opuściły je na plecy.
Scenę tę obserwowała przez lornety niemal cała ekspedycja; dogadano się po cichu, i za
Robertem i Janka wyszli ludzie gęsiego, trzymając się stale w przyzwoitej odległości. Yeti na
szczęście nie było w pobliżu i nikt im nie przeszkadzał.
Widzieli jeszcze, jak Robert z Janka wyciągają ręce na dół w kierunku obozu, jakby
pokazując Yetim drogę, jak tłum Yetich pojawił się na skałach tak nagle jakby wyszedł z ich
wnętrza i w ciężkich podskokach skierował się ku głównemu obozowi. W tym tłumie zarówno
Janka, jak i Robert zniknęli. Dopiero po chwili zauważyli ich twarze - zbielałe jak gdyby z
przerażenia, postarzałe i zmęczone, okolone futrami identycznymi z łbami Yeti. Janka i Robert na
czele tłumu potworów poczęli szybko zbliżać się do ekspedycji.
Nadchodzący ludzie zatrzymali się przerażeni! Poczuli watę w nogach, ale mimo to poczęli
uciekać, uciekać, za wszelką cenę uciekać...
Tak potem ci nieliczni, którzy ocaleli, przedstawiali dramat, jaki rozegrał się w górach.
Uciekali, gonieni przez Yeti, wychwytywani i zrzucani ze skał. Tylko cudem kilku udało się ujść
pogoni.
- Dokąd oni was tak gonili?- pytał słynny uczony profesor van den Berg, twórca teorii o
pozaziemskim pochodzeniu Yeti.
- Trudno to wyjaśnić - odparł Rudy. - Byliśmy półprzytomni a potem długo leczono nas w
szpitalu. Wydaje mi się, ale nie wiem, czy to nie był sen lub halucynacja, że ostatniego Yeti
widziałem jeszcze właśnie w naszej sali szpitalnej. Otworzył drzwi nad ranem, gdy słońce już
dobrze rozjaśniło okna.
- l co, co pan jeszcze pamięta?
- Spojrzałem na niego i zobaczyłem, że to był Robert. Nie mogłem się pomylić, to był
Robert, a za nim na pewno starała się wejść do naszej sali Janka. Więcej nic nie wiem, chyba
straciłem wtedy przytomność.
- Pańscy koledzy nic o tym nie mówili, służba szpitalna też nie dostrzegła nikogo.
- To nieprawda - odparł na to Rudy. - Moja koleżanka Zuza zwierzyła mi się w tajemnicy,
że tej samej nocy, a raczej tego samego poranka zdawało jej się, iż zobaczyła Roberta i Jankę.
Wchodzili do sali kobiecej.
- Byli w postaci Yeti?
- Nie, panie profesorze. Ona twierdziła, że byli całkowicie ludzcy.
Po rozmowie z członkami ekspedycji i po dalszych badaniach bardzo ostrożnie podjętych w
terenie, na którym przebywała ekspedycja, profesor opublikował artykuł. Spotkał się on z bardzo
ostrymi atakami różnych przedstawicieli nauki.
Artykuł zaczynał się od słów:
 Nabieram coraz bardziej przekonania o początkach inwazji istot, które pojawiły się na
naszej planecie w postaci 'tzw. człowieka śniegu. Forma tej pierwszej inwazji obcych przybyszów
z innych układów słonecznych wydaje się nam bardzo dziwna. Wszystkie fakty dotąd zebrane są
niepewne. Ale dlaczego mamy tę sprawę nieziemską mierzyć naszymi ziemskimi zjawiskami i
obyczajami? Boję się, że jeśli spotkamy się oko w oko z tymi istotami, ani one nas, ani my ich nie
zdołamy zrozumieć. Wzory matematyczne i sygnały, jakie zaczęto w ich kierunku wysyłać
przekonają ich tylko o tym, co już dawno muszą wiedzieć: o stopniu zaawansowania naszej
cywilizacji. Reszty chyba nigdy nie zdołają się dowiedzieć. Ani my o nich wszystkiego, co w nich
najważniejsze także.
Nauczyliśmy się bowiem (i nie potrafimy robić tego inaczej) sądzić wszystko, co żyje
według podobieństw. Różnice między jednostkami i społecznościami ciągle są nie zbadane, a
przecież to one stanowią o osobowościach i cechach społecznych czy narodowych. Nic jednak o
tym nie wiemy. Jakże dowiemy się, na czym polega indywidualność Yeti?
A więc przyznaję, iż obawiam się najbardziej ciągłej słabości nauki.
AAZARZU, WSTAC
Przekonałem się, że z dużym wysiłkiem skonstruowana aparatura, nad którą już w ostatnich
dniach przed uruchomieniem ślęczałem niemal bez wytchnienia, jest zupełnie nieprzydatna, jeśli
nie wzbudzi się w sobie potężnej pasji zobaczenia bliskiej istoty.
Nie chciałem od razu zaczynać od ludzi. Budziło to moje opory, zażenowanie, a nawet
rodzaj strachu. Próbowałem więc ustawić najpierw w laboratorium wizerunki zwierząt, ale okazało
się, że tak zaaranżowane doświadczenie nigdy się nie udaje.
Początkowo kupowałem koty, umieszczałem je w domu, bawiłem się z nimi przez kilka co
najmniej dni. Następnie oddawałem je do uśpienia. Wcześniej wykonywałem ich zdjęcia, żywych,
igrających, szarżujących na zaimprowizowane myszki. Fotografia była moim dawnym hobby.
Zarówno kolorowa jak i trójwymiarowa. Koty wyglądały na zdjęciach jak żywe, tylko nagle
znieruchomiałe. Pomyślałem sobie wówczas, gdy podczas pierwszych seansów nic się nie działo,
że jeden z moich najwcześniejszych, przypadkowych eksperymentów musiał być chyba zwykłą
pomyłką a cała koronkowa teoria nadawała się na złom.
Więc spróbowałem filmować. Na odcinkach filmu - trójwymiarowego, holograficznego -
moje koty skakały
niemal naprawdę po laboratorium. W ciemności wyłonione ze skrzyżowania wielu
nakładających się na siebie pęczków światła laserowego wrażenie życia potęgowało się. Stawało
się drugą nieodpartą rzeczywistością.
Efekt, którego się jednak spodziewałem nie następował. Wtedy dopiero postanowiłem
zrobić doświadczenie z przyjacielem. Doświadczenie, o którym marzyłem i o którym myślałem z
lękiem, już pierwsze próby dawały ułamkowe ale niezwykłe efekty. Miałem wspólne zdjęcia z
Robertem z ostatniego rajdu, w którym już po raz piąty byłem jego pilotem. Wspaniałe, kolorowe
obrazy wykonali zawodowcy. Plastyczne, podświetlone, stwarzały złudę prawdy, a przede
wszystkim ogromnie angażowały uczucia.
Wtedy dopiero zacząłem rozumieć, na czym polega luka w mojej teorii. Pełna emisja
najkrótszych mikrofal naszych ciał następuje wówczas, gdy przeżywamy silny stres. Może on być
wywołany jakimiś bodzcami zewnętrznymi, powstawać na skutek bólu fizycznego czy rozkoszy
fizycznej, mogą go także ewokować silne przeżycia wewnętrzne: strach lub radość, miłość i
nienawiść, wspomnienie, tęsknota. Gdy nasilenie promieniowania mikrofalowego według mojej
tabeli osiągnie maksimum, dopiero wówczas zaczynają działać z całą mocą odbiorniki mikrofal w
mojej aparaturze, co przy odpowiedniej koncentracji żywej materii musi doprowadzić do
oczekiwanego efektu. Musi.
Straciłem zupełnie głowę, byłem jak oszalały, dostrajałem aparaturę, dobierałem zdjęcia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl